Nie należę do tych, których jakoś szczególnie zaskoczyły ostatnie wyniki sondaży.
Dziwiłem się raczej, że tak długo, mimo skandalicznie złego rządzenia, afer, arogancji, hańby smoleńskiej i tysiąca innych powodów słupki poparcia dla PO trzymają się zaskakująco wysoko. Wprawdzie jesienią coś drgnęło, ale wystarczył medialny humbug z trotylem, by lider PO odzyskał wigor. Czy teraz wyciągnie z rękawa (albo z Laska) jakąś Wunderwaffe, czy rozpocznie się okres ruchów kadrowych, których finał łatwo przewidzieć? Nie oznacza to, że już jutro ekipa nieudaczników utraci władzę.
Z rewolucyjnymi zmianami jest tak, że nie sposób ich zaplanować – niby wszystkie warunki są, ale brak detonatora.
Co ciekawe, detonatory bywają przeważnie skromne – Wielka Rewolucja Francuska wybuchła po plotce o tłumie więźniów w Bastylii (których tam nie było), upadek Ceausescu zaczął się po próbie przeniesienia w prowincjonalnym miasteczku pastora, zresztą z mniejszości narodowej, a w Stoczni Gdańskiej wielki strajk wybuchł w odpowiedzi na zwolnienie popularnej suwnicowej. Przeto rządzący powinni brać sobie do serca słowa Pana z Ewangelii św. Mateusza:
„Nie znacie dnia ani godziny”.
Inna sprawa, komu jeszcze mógłby narazić się ten rząd?
Zrobił sobie już wrogów ze związkowców, biznesmenów, działkowców, kibiców, twórców, osób w wieku przedemerytalnym, hodowców papryki, kierowcom za plagę radarową...
Obecnie zapewne do grona przeciwników dołączą rowerzyści. Właśnie ogłoszono na nich „wielkie łowy”.
Powiem szczerze, za cyklistami nie przepadam, są utrapieniem na wąskich drogach i ulicach, tym bardziej że pchają się na jezdnię nawet tam, gdzie obowiązuje kategoryczny zakaz lub obok jest komfortowa ścieżka rowerowa. Sam wbrew przepisom, gdy brak innych możliwości, jeżdżę po chodnikach – zderzenie z przechodniem nikogo nie zabije, w odróżnieniu od kolizji z samochodem... Jeśli jestem oburzony nową akcją mandatową, to z powodu jej drugiego dna.
Chodzi bowiem nie o bezpieczeństwo, lecz o kasę. Radary nie wypaliły, kosztują znacznie więcej, niż przynoszą zysku (ciekawe, kto na tym zarobił?), trzeba więc szukać gdzie indziej?
Oczywiście największy potencjał kryje się w pieszych. Tylko za co ich łupić? Za nieprawidłowe przechodzenie przez ulicę to za mało. Wolność grupowania się gwarantuje konstytucja, więc może za używanie brzydkich słów, dwuznaczne uśmiechy, robienie zakupów w godzinach pracy? Trudno będzie!
Jedno jest pewne – budżet państwa ma nieograniczone potrzeby. Toteż kwestia, za kogo można się wziąć po dziennikarzach i cyklistach, pozostaje otwarta. W starej anegdocie figuruje tu wpływowa mniejszość narodowa.
Jednak myślę, że celem fiskusa staną się księża. W „służbowych uniformach”, nieposiadający rękawiczek ani aktualnej książeczki zdrowia...
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Marcin Wolski