W Kongresie Stanów Zjednoczonych kilku radykalnych polityków z Partii Demokratycznej przy pomocy fundacji opłacanej przez Niemcy zaczęło postulować z racji rzekomej „erozji demokracji w Polsce i na Węgrzech” nałożenie sankcji w postaci wycofania wojsk amerykańskich z obu krajów, nazywając to eufemistycznie dyslokacją.
To oczywiście oznacza odsłonięcie flanki wschodniej NATO. Dzieje się to w momencie, kiedy Polska jest atakowana, i to coraz bardziej jawnie, również przy pomocy funkcjonariuszy oraz wojsk białoruskich i rosyjskich. Z jednej strony mamy do czynienia z ogromną liczbą prowokacji ze strony Moskwy oraz Mińska, z drugiej zaś z próbami osłabiania na wszelkie sposoby państwa polskiego przez pożytecznych idiotów, ale niestety przede wszystkim przez znaczną część naszej opozycji. Bardzo to wszystko przypomina rok 1939, kiedy na ulicach zachodnioeuropejskich miast deklarowano: „Nie będziemy umierać za Gdańsk”, gdy tymczasem mnożyły się niemieckie prowokacje wobec Polski. Nawet jeśli tym razem nie grozi nam większa awantura militarna, to i tak trzeba mieć świadomość, że Polska została wzięta w dwa ognie. Różnica jest tylko taka, że w ’39 zdrajcy nie podawali się za opozycję.