Wicepremier Jarosław Kaczyński razem z ministrem obrony Mariuszem Błaszczakiem ogłosili największy w historii program zbrojeń polskiej armii. Ma on przygotować nasze państwo na każdą ewentualność, również zbrojny napad na pełną skalę. Chodzi o to, żeby mieć dostateczną siłę odstraszającą, by zniechęcić potencjalnego agresora. Budżet armii może wzrosnąć nawet o 120 procent. Tylko w ten sposób można dzisiaj zagwarantować pokój w Europie.
Uderzenie ze strony instytucji unijnych osłabia zdolność do szybkiej rozbudowy armii. Nawet przy pewnych ograniczeniach poznawczych i problemach ze zrozumieniem rzeczywistości politycy w UE powinni sobie zdawać sprawę, że dokonują aktów agresji na państwo, które jest dzisiaj jedyną realną siłą zdolną do obrony Zachodu w tej części Europy. Niemiecki imperializm znowu przesłania rzeczywistość zakochanym w swoich możliwościach politykom w Berlinie. W czasie, kiedy Polska mobilizuje wszystkie siły, by zapobiec agresji ze Wschodu, politycy naszego zachodniego sąsiada bezczelnie wspierają Władimira Putina, budując kolejną nitkę gazociągu Nord Stream 2. Efekty ich głupoty już widać, cała Europa ma najwyższe od dziesiątków lat ceny energii. To jednak dopiero początek, bo teraz jeszcze mają plan zamykania kopalni i najbardziej nowoczesnych elektrowni. Jednocześnie atakują pomysły rozbudowy energetyki jądrowej, propagując tezę o możliwości zastąpienia węgla i atomu zieloną energią. Już się przekonaliśmy, że na tym etapie rozwoju gospodarczego jest to niemożliwe. Za chwilę grozi Europie totalny blackout.
Sprawy zaszły na tyle daleko, że z osi Berlin–Paryż to drugie państwo coraz częściej wysyła pojednawcze sygnały. Instytucje unijne są tak ustawione, że ton nadają im Niemcy, ale siła uderzeń osłabnie, jeżeli nie będzie wsparcia Francji. Zależy to od wielu rzeczy, ale kampania wyborcza nad Sekwaną powinna nam sprzyjać. Czy mamy wspólne interesy, by przekonać Francuzów? Na pewno może nimi być program „Orka” wymiany okrętów podwodnych i program energetyki jądrowej, chociaż w tej ostatniej sprawie może być bardzo silna konkurencja z USA. Francja jednak może powrócić do Polski z wieloma inwestycjami, jeżeli będzie nas traktować jak partnera. Czy to wystarczy do zatrzymania agresji unijnych urzędników? Wątpię. Ważne też będą wybory we Włoszech i w Hiszpanii. Te zmiany razem mogą mieć charakter historyczny.
Obecna kumulacja agresywnych działań wobec Polski wynika z tego, że to ostatni moment, by nas zatrzymać. Za chwilę do osi Warszawa–Budapeszt mogą dołączyć Praga i Lublana. W przyszłym roku być może Rzym i Madryt. Musimy przetrzymać ten atak. Jego najważniejsza część już wzięła w łeb, bo nie udało się odebrać rządowi większości. Nie wierzę w to, że instytucje unijne będą chciały mrozić pieniądze przez dwa lata. Zresztą jeżeli to zrobią, musimy bardzo mocno odpowiedzieć. Za kilka lat to my będziemy utrzymywać UE, więc i pod tym względem wiedzą, że muszą się spieszyć. To moment krytyczny, który dodatkowo wykorzystuje dwóch bandytów na Wschodzie. Jeżeli nie damy się złamać, przyjdzie duża odwilż. Myślę, że już za kilka miesięcy.