Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Opozycja w blokach cz.2

Partie opozycyjne do przyszłych wyborów parlamentarnych chcą iść razem, ale z góry wykluczają niektóre warianty. Prawdopodobnie więc z opisanego w cz. 1 mojego artykułu pomysłu na dwa bloki nic nie wyjdzie. O ile można wyobrazić sobie współpracę PSL z Polską 2050 i dawnymi konserwatystami z Platformy, może nawet z Gowinem, o tyle powstanie przedwyborczej koalicji KO z Lewicą nie wchodzi raczej w grę. Ewentualna koalicja „wszyscy przeciw PiS” (lub „PiS i Konfederacji”) nie będzie łatwa, choć dzisiejsze sondaże dają jej pewne szanse.

Ostatnio wiele uwagi poświęciliśmy wyborom w Niemczech. Niektórzy z Czytelników uważać mogą nawet, że zbyt wiele, zważywszy na brak prawdziwych różnic między partiami, które teraz będą próbowały tworzyć u naszych sąsiadów koalicję rządzącą.

Puder i filozofia kordonu sanitarnego

Jest w tej krytyce trochę racji, jednak na Niemcy warto też patrzeć przez pryzmat pewnych podobieństw do naszej lokalnej polityki. Również u nas bowiem różnice między partiami „obozu demokratycznego” są kosmetyczne. Co więcej, zbliżamy się do modelu, w którym ugrupowania polityczne we własnym gronie wydają sobie koncesje na udział w ewentualnym rządzeniu, zapowiadając tworzenie tzw. kordonu sanitarnego wokół jednej siły parlamentarnej, wykluczonej z tego towarzystwa wzajemnej adoracji.

Oczywiście dzieje się to wciąż niekonsekwentnie, a główna różnica polega na tym, że w naszym kraju kordon sanitarny miałby dotyczyć ugrupowania cieszącego się o wiele większym niż niemiecka AfD poparciem społecznym. Zaznaczam przy tym, że nie porównuję tu programów PiS i Alternatywy dla Niemiec, są to bowiem partie nieporównywalne, choć znalazłoby się między nimi kilka istotnych podobieństw. Chodzi mi tu o pewien mechanizm medialnego wykluczenia, uznania z góry jednego z uczestników normalnej politycznej gry za trędowatego, któremu pod żadnym pozorem nie można podawać ręki. Takie myślenie w stosunku do Zjednoczonej Prawicy być może obce jest ludowcom i części Lewicy, lecz bardzo silne w Platformie Obywatelskiej.

Zakładnicy antypisowskiego radykalizmu

Kilka dni temu na antenie TV Republika Mirosław Skowron z Polskiego Radia 24 stwierdził, że przed powrotem Donalda Tuska Platforma Obywatelska pozostawała zakładniczką kilku warszawskich redakcji i środowisk artystycznych, co wymuszało na niej upodobnienie się do czegoś w rodzaju lewicowego skrzydła amerykańskiej Partii Demokratycznej. To właśnie powodowało utratę przez PO szerokiego poparcia społecznego. Skowron zwraca uwagę, że mimo rozczarowania tych środowisk Tusk poza sferą werbalną nie realizował ich postulatów, mając świadomość, że ich poparcie jest tak naprawdę bezwarunkowe i wynika głównie z nienawiści do PiS.

Dziś historia zdaje się powtarzać, na co wskazywać miałby bardziej konserwatywny ton, jaki lider PO przyjął ostatnio, by zyskać poparcie elektoratu z mniejszych ośrodków. Kreślenie znaku krzyża nad chlebem nie jest tym, co wielkomiejskie elity mogą zaakceptować w charakterze innym niż artystyczne wykpienie. Tusk, pewny swego uroku, może jednak iść trochę w poprzek tym środowiskom. Jednak reakcja na skład gości na imprezie u red. Roberta Mazurka pokazała, że jest on zakładnikiem innych środowisk, które w skrócie możemy nazwać czytelnikami „Soku z Buraka”. To najbardziej radykalny antypisowski elektorat, który gotów jest zaakceptować każdą zmianę poglądów swojej partii pod jednym warunkiem – że będzie ona prowadzić do pokonania, a raczej zniszczenia PiS.

Grupa ta potrafi być bardzo oddana, ale jest też surowym recenzentem. Możemy to prześledzić na przykładzie dwóch sytuacji związanych z audycjami pokazanymi w TVN24.

„Kaczyński bez Tuska »świetnie by sobie radził«. »Gdyby nie było Kaczyńskiego, Tusk byłby jednym z wielu polityków«” – tymi cytatami z dziennikarza Roberta Krasowskiego TVN24 zapowiedziała wydanie specjalne audycji „Czarno na białym”. Diagnoza zaskakująca dla kogoś, kto dobrze zna linię stacji, tym bardziej trudna więc do przyjęcia dla jej stałych widzów. Internautom, którzy jeszcze niedawno wychodzili w obronie TVN na ulice i zmieniali zdjęcia profilowe w mediach społecznościowych, wystarczy tak drobny dysonans poznawczy, by stwierdzić, że nie warto było za tę telewizję się bić. Zarazem jednorazowe, oparte na ambitniejszej publicystyce niuansowanie przekazu odbierają jako zdradę, odpłacanie się nienawidzonemu PiS za finalne przyznanie koncesji.

Podobne reakcje wywołało zachowanie Moniki Olejnik, która podczas rozmowy (znów wraca nieszczęsny wątek red. Mazurka) z Tomaszem Siemoniakiem wręczyła mu dyskotekową kulę. Choć Olejnik de facto wpisuje się w linię Tuska, dla widzów okazał się to atak na PO, kolejna oznaka zdrady.

Podobnemu mechanizmowi recenzenckiemu będzie poddawany rząd złożony z koalicji partii opozycyjnych. Przedstawiciele wszystkich partii doświadczyć mogli zmasowanego hejtu, gdy tylko pozwalali sobie na samodzielność wobec Platformy, zwłaszcza gdy oznaczało to poparcie dla części inicjatyw Prawa i Sprawiedliwości.

Rząd wielkiej koalicji

Wyborcze układanki z Niemiec wskazują, że by stworzyć stabilną koalicję rządzącą, partie będą musiały rezygnować z części swoich programów, co finalnie sprowadzi przyszły rząd do roli administratora. Podobnie może stać się w Polsce, gdy ewentualny premier z dzisiejszej opozycji zmuszony będzie równoważyć społeczny konserwatyzm jednych i rewolucyjne aspiracje drugich. Skończyć się to może brakiem realnych zmian w stylu lat 2007–2015, co dla wielu, zwłaszcza młodszych i radykalniejszych działaczy i wyborców, będzie nie do przyjęcia.

Z kolei zbyt daleko idące grzebanie w normach obyczajowości może spowodować, że kilku bardziej zachowawczych posłów postanowi jednak zmienić barwy i przejść do PiS, będącego w takim układzie największą siłą opozycyjną w parlamencie. W efekcie może to doprowadzić do odwrócenia większości i zmiany władzy szybciej niż przy kolejnych wyborach.

Jakkolwiek opozycja poukłada się w przedwyborcze bloki, w razie zdobycia niewielkiej tylko przewagi nad prawicą rząd będzie musiała tworzyć wspólnie: skrajni liberałowie z nazywanymi przez nich komunistami politykami Razem; żądające aborcji na żądanie feministki z lewicy i atakujący PiS za zbyt mały konserwatyzm starzy ludowcy.

W takim układzie odnajdzie się tylko ktoś kompletnie bezideowy jak Hołownia. Działając w ramach koalicji zbyt szerokiej i wewnętrznie sprzecznej zarówno w kwestiach ekonomii, jak obyczajów, taki rząd będzie musiał prowadzić politykę bardzo zachowawczą, cały czas mając nad sobą widmo upadku równie łatwego, jak łatwo odwracają się sojusze na niskich szczeblach władz samorządowych.

To dobra wiadomość dla PiS, kiepska dla opozycji, ale i nie najlepsza dla Polski. Dlatego – i tu wracamy do punktu wyjścia – Zjednoczona Prawica powinna intensywnie pracować na swoją trzecią kadencję, nie tylko poprzez utrzymanie poparcia wyborców, lecz także poszerzenie swojej bazy politycznej. Uzupełnienie oferty o środowisko republikanów czy dalsza inkorporacja dotychczasowych elementów programu Pawła Kukiza to kroki w dobrym kierunku. Kluczowe jest jednak samozaparcie w tej i kilku innych dziś dużo bardziej kłopotliwych kwestiach. To ostatnie to jednak temat na inny artykuł.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski