GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Pilnie potrzebna polska huta szkła - w kraju brakuje surowca

Dynamicznie rosnący popyt na szkło powoduje, że producenci z różnych branż przemysłu zaczynają się skarżyć na trudności z pozyskaniem tego surowca, a jego cena stale rośnie. Problem przynajmniej częściowo mogłaby rozwiązać budowa nowych polskich hut szkła. Taki właśnie projekt powstał na Lubelszczyźnie. Niestety brak wsparcia ze strony decydentów opóźnia rozpoczęcie budowy huty.

pixabay

Polski przemysł szklarski ma wielowiekowe tradycje. Pamięć o najdawniejszych zakładach produkujących szkło przechowała się do dziś w nazwach wielu miejscowości. Na mapie naszego kraju znajdziemy m.in. siedem wsi o nazwie Huta Szklana. Nieprzypadkowa jest też nazwa Szklarskiej Poręby, odnosząca się do wycinki lasu prowadzonej w celu zgromadzenia opału dla huty szkła. Badania archeologiczne dowodzą, że  już w X wieku  w Polsce wytwarzano szkło. Jednak prawdziwy rozkwit produkcji szkła na terenie Polski rozpoczął się dużo później - w XVIII i XIX wieku. Pod koniec XIX wieku rozwinęła się produkcja na skalę przemysłową. W 1918 roku w Polsce działało 35 hut szkła, a pod koniec okresu międzywojennego dwukrotnie więcej.
 
Po II wojnie światowej w Polsce powstał nowoczesny przemysł szklarski, którego wyroby były cenione na wielu zagranicznych rynkach. Większość rodzimych hut szkła nie przetrwała jednak procesu transformacji gospodarczej, a w ich miejsce weszły zagraniczne koncerny. Związek Pracodawców Polskie Szkło szacuje, że obecnie na polskim rynku szklarskim funkcjonuje  ponad 100 przedsiębiorstw. Z tego około jedna trzecia posiada zdolność produkcyjną przekraczającą 20 ton  dziennie. Funkcjonujące w Polsce  huty produkują ponad trzy miliony ton szkła rocznie, co plasuje nasz kraj na piątym miejscu w Europie (w produkcji szkła płaskiego (float) nawet  na trzecim). Pozycja europejskiego lidera na rynku szklarskim wynika jednak z obecności w Polsce wielkich międzynarodowych koncernów (takich jak Pilkington, Saint-Gobain czy Glaverbel), które większość swojej produkcji wysyłają na rynki zagraniczne.

Rosnący popyt winduje ceny surowców

W ostatnim czasie wielu firmom europejskim, w tym polskim, zaczęło brakować materiałów do produkcji. Problemy mają zarówno producenci mebli, stolarki budowlanej, chemii gospodarczej, sprzętu RTV, jak i koncerny motoryzacyjne. To efekt m. in.  zerwanych bądź zaburzonych wskutek pandemii COVID-19 łańcuchów dostaw i zawieszania czy ograniczenia produkcji wielu zakładów dostarczających surowce. Obecnie w sytuacji ożywienia gospodarczego trudno zaspokoić rosnący popyt na surowce, co odbija się na działalności wielu branż przemysłu.
 
Jednym z surowców, na który popyt znacznie obecnie przewyższa podaż, jest szkło
. Wynika to z coraz szerszego wykorzystania tego surowca w budownictwie, m. in. jako elementu elewacji i ścian, stolarki okiennej, a także rozwoju fotowoltaiki. Bardzo dużym odbiorcą szkła jest też przemysł motoryzacyjny. Według Grand View Research, wartość globalnego rynku produkcji szkła zwiększy się ze 127 mld dolarów w 2019 roku do 175 mld w 2027 roku. W opinii ekspertów, najszybciej zapotrzebowanie na ten materiał będzie rosło na Bliskim Wschodzie i w Afryce, gdzie zużycie szkła na mieszkańca jest jeszcze relatywnie niskie w porównaniu z Ameryką Północną czy Europą. Ale i na rynkach amerykańskim i europejskim, ze względu m. in. na rozwój technologiczny czy proces transformacji energetycznej, szklany boom potrwa jeszcze wiele lat.
 
Na rynku europejskim zapotrzebowanie na szkło rośnie, a tymczasem producentów ubywa. W Europie Zachodniej likwidowane są przestarzałe i mało wydajne huty szkła, które nie spełniają norm środowiskowych. Natomiast nowe nie powstają.- W efekcie zachodni producenci zaopatrują się w tańsze, ale bardzo dobrej jakości szkło produkowane m. in. w Polsce, a dla krajowych odbiorców brakuje tego materiału. Polskie firmy ratują się importem z Rosji, Turcji, Chin  czy innych krajów spoza Unii Europejskiej. Jednak i te państwa często  same odczuwają  niedobór surowców w swoim przemyśle, czego efektem jest ograniczanie bądź  wstrzymywanie eksportu albo nakładanie zaporowych ceł - twierdzi Bogdan Pęski, prezes zarządu firmy B.D. Art., która jest jednym z największych na świecie producentów luster, ram i listew ramiarskich.

W swojej ofercie firma  posiada ponad 700 produktów, które w 80 proc. sprzedawane są zagranicą, na  wszystkich kontynentach.
 
Z powodu problemów z dostępnością szklanego surowca wiele mniejszych polskich firm nie jest w stanie realizować zamówień, co grozi karami umownymi, a nawet utratą zagranicznych kontraktów.
Konkurencyjność polskich producentów wyrobów szklanych, stolarki okiennej  oparta jest nie tylko na wysokiej jakości, ale i na atrakcyjnej dla zagranicznego odbiorcy cenie. Bez tego drugiego elementu będzie znacznie trudniej walczyć o dobrą pozycję na konkurencyjnych rynkach. A ceny szkła w Polsce drastycznie rosną. - W ubiegłym roku ceny podskoczyły o 50 proc., a w tym  już ceny zmieniały się już czterokrotnie – informuje Pęski.

Niewykorzystany potencjał

W związku z przewidywaną poprawą globalnej koniunktury gospodarczej należy spodziewać się dalszego zwiększenia popytu na szkło na świecie,  w tym w Polsce. A to oznacza konieczność zwiększenia produkcji tego surowca. Polska mogłaby wykorzystać tę sytuację do rozwoju rodzimego przemysłu szklarskiego. Tym bardziej, że w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej ma do tego korzystne warunki  (dostęp do dobrej jakości surowców, odpowiednie zasoby ludzkie, centralne położenie, rozwijający się rynek). Niestety pomimo tego, że w Polsce mamy bardzo dużo piasku i moglibyśmy więcej produkować szkła, nie wykorzystujemy tych możliwości. Mamy za mało hut. Obecnie większość hut szkła w Polsce należy do zagranicznych inwestorów, z Francji, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Stanów Zjednoczonych i Japonii. A produkowane tam szkło trafia głównie  za granicę. To zdaniem ekspertów, efekt niezbyt konsekwentnie prowadzonej polityki surowcowej przez ostatnie dekady. - Przez wiele lat uznawano, że każda inwestycja zagraniczna powinna być przyjmowana jako dar niebios, a państwo nie powinno grymasić, że jest to fabryka śrubek, wykorzystująca tanią siłę roboczą, a nie centrum wykorzystujące technologię i wiedzę polskich specjalistów i współpracujące z polskimi uczelniami. Bo w statystykach mamy liczby i wartość inwestycji, a nie ich faktyczny wpływ na rozwój polskiej gospodarki. W podobny sposób, czego teraz mamy efekty, traktowano politykę surowcową – pisze na swoim blogu Krzysztof Przybył, prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”. – Oczywiście, to nie państwo ma budować huty szkła czy fabryki płyt wiórowych, ale państwo ma obowiązek prowadzić taką politykę, która sprzyja inwestycjom będącym solidnym zapleczem dla polskiego przemysłu – podkreśla Przybył.

Potrzebne wsparcie dla polskich inwestycji

W sferze deklaracji inwestycje surowcowe mogą liczyć na wszelkie ułatwienia i życzliwość urzędników. W praktyce wygląda to jednak inaczej, czego przykładem jest realizacja projektu budowy przez spółkę B.D. Art. huty szkła na Lubelszczyźnie. Według projektu, huta w Leszkowicach, w powiecie lubartowskim, ma produkować 20 mln m kw. tafli lustrzanej, przy wykorzystaniu bezpiecznych dla środowiska technologii. Inwestycja zakłada również budowę kopalni piasku, linii energetycznej oraz farmy fotowoltaicznej. Po czterech latach od rozpoczęcia prac projektowych, w październiku 2020 r. firma otrzymała pozwolenie na budowę. Ale do rozpoczęcia inwestycji jeszcze długa droga.
 
Oficjalnie władze różnego szczebla kibicują inwestycji i deklarują gotowość do pomocy. W praktyce jednak inwestor, który jest firmą rodzinną ze 100-procentowo polskim kapitałem, co raz napotyka na różne przeszkody. Najpierw samorząd województwa nie chciał się zgodzić na zamianę czy sprzedaż małej działki, która znajduje się w środku planowanej inwestycji. Teraz są problemy z zamknięciem finansowania projektu. Prowadzone rozmowy z państwowymi funduszami i bankami nie przynoszą pożądanego efektu. Co dziwi trochę inwestora, który uważa, że inwestycja mogłaby przyczynić się do ożywienia gospodarczego całego regionu.   - W okolicy nie ma żadnego przemysłu, a tylko słabe ziemie piątej i szóstej klasy. A my przewidujemy zatrudnienie 400 osób. Wokół naszej inwestycji mogłoby też powstać wiele nowych przedsięwzięć biznesowych. Jest wiele zagranicznych firm i koncernów, które już ostrzą sobie zęby na wejście w ten projekt, licząc na zachowanie dotychczasowego monopolu na polskim rynku. Jednak chyba nie o to chodzi, żeby było tak, jak było  ? – przekonuje Pęski.

 



Źródło: niezalezna.pl

Andrzej Ratajczyk