Przegrana Platformy Obywatelskiej w wyborach uzupełniających do Senatu w okręgu nr 71, obejmującym m.in. Rybnik i Mikołów, pokazuje, że na poziomie prowincji wyczerpuje się model polityczności, którego ucieleśnieniem są rządy tej partii.
Marzenia wyborców o „Polsce w budowie” zastąpiło rozczarowanie sposobem sprawowania władzy opartym na lekceważeniu potrzeb „przeciętnych obywateli”. Powyborcza sytuacja w Rybniku pozwala określić, jak bardzo PO nie sprostała roztaczanym przez siebie wizjom modernizacyjnym. Czy też w jak dużym stopniu budzi zawód sposób zarządzania państwem właśnie na poziomie lokalnym. Jeśli ten proces będzie się nasilał - a czas kryzysu ujawni jeszcze większe mankamenty rządów PO - środowiska decyzyjne rządzącej partii będą miały okazję przekonać się na własnej skórze, że rozminęły się zdecydowanie z oczekiwaniami społecznymi. Nie sądzę jednak, żeby partia beneficjentów transformacji była zdolna zmienić swoją optykę - w zbyt dużym stopniu zależy od oligarchicznego układu determinującego ogląd polskich spraw.
Niewiele poza grymasem
Na co trzeba zwrócić uwagę? Przede wszystkim na to, że koncepcja „Polski w budowie” była odpowiedzią na projekt „Polski Solidarnej”. Kontrpomysł PO miał być w założeniach projektem w miarę harmonijnego rozwoju całego kraju, opartym także na docelowych inwestycjach na polskiej prowincji. Od orlików po autostrady budowano mit partii zdolnej do wdrażania i koordynowania efektywnych zmian, łączących Polskę metropolii z Polską prowincjonalną.
Oczywiście PO grała sprytnie na zniechęceniu do idei „Polski Solidarnej”, np. wielkomiejskiego elektoratu, prezentując ją jako pomysł „socjalistyczny”, a przedsiębiorców przekonywała do siebie liberalnymi hasłami. Równocześnie „dobry gospodarz” Tusk, objeżdżając kraj w swoim autobusie, przekonywał i dawał do zrozumienia, że jego partia potraktuje serio także interesy i oczekiwania ludzi, którym nie powiodło się zbyt dobrze w realnym liberalizmie. Ale właściwie nie miał do zaoferowania nic więcej niż grymas zatroskania na twarzy.
Co zatem otrzymaliśmy faktycznie? Dane mówią same za siebie: znacznie spadło poparcie dla Platformy wśród przedsiębiorców. Mówię nie o reprezentantach wielkiego biznesu, ale tych średnich i drobnych przedsiębiorcach, którzy liczyli na to, że gabinet Tuska doprowadzi choćby do odbiurokratyzowania rzeczywistości na styku rynek-państwo.
To marzenie o bardziej sprawnym, mniej uciążliwym państwie podziela przecież bardzo wielu z nas. Hasła gospodarczego liberalizmu są jednym z aspektów tego oczekiwania, że we własnym państwie będziemy traktowani przez instytucje nie jako uciążliwi, zawadzający komuś petenci, ale jak traktowani profesjonalnie i z elementarną życzliwością współobywatele.
Zwijanie Polski B
Wiara w liberalizm Platformy pozwoliła wielu zapomnieć, że podstawowym problemem Polski jest to, czy wyzwolimy wreszcie własny kraj od korupcji. To ona właśnie prowadzi do takiego funkcjonowania rzeczywistości społeczno-gospodarczej, które czyni je uciążliwym, mniej efektywnym, uznaniowym i przekreślającym „równość możliwości”. To przede wszystkim skorumpowanie państwa podcina skrzydła wielu zwykłym ludziom. Jednak podnoszenie kwestii korupcji, czyli zepsucia III Rzeczypospolitej, traktowano jako „pisofaszyzm” - ojcowie założyciele pookrągłostołowej Polski woleli naiwną wiarę w to, że udało się im stworzyć wspaniale funkcjonujący projekt ustrojowy. Platforma Obywatelska, beneficjent i zakładnik takiego sposobu myślenia, nie mogła zatem podjąć najistotniejszego wątku sanacyjnego, który jest nieodzownym warunkiem rzeczywistych zmian na lepsze.
Zwracam uwagę na kwestię utraty zaufania przedsiębiorców do Platformy Obywatelskiej, bo mocno wiąże się on ze spadkiem popularności dla rządów tej partii na prowincji. Przede wszystkim dlatego, że wbrew mniemaniu niektórych elit, znaczna część naszego kraju to właśnie... Polska prowincjonalna, która z założenia powinna być także miejscem dla wielu udanych lokalnych biznesów. Dla ludzi przyzwyczajonych do wielkomiejskiego życia i sprawowania władzy zgodnie z interesami oligarchii może to być zaskoczeniem.
Ale to właśnie Polska B skupia znaczną część zachodzących procesów społecznych, politycznych, ekonomicznych. I to przede wszystkim Polska B pod rządami PO doświadcza tego, co nazywamy „zwijaniem kraju”. Autostrady i orliki nie zaczarowały (lokalnej) rzeczywistości: perspektywy rozwojowe przekreśla konsekwentny demontaż zaplecza infrastrukturalnego na wsi, w miasteczkach, wielu miastach. Coraz gorsza komunikacja, likwidacja szkół, zapaść służby zdrowia, brak prężnego przemysłu, lokalny handel uzależniony od dużych sieci, dyktujących swoje warunki rolnikom, przetwórcom i ajentom, coraz częstszy brak (stabilnej) pracy na terenach i tak dotkniętych strukturalnym bezrobociem - takie są realia. Miała być „Polska w budowie”, a tu - rozbiórka. W tej sytuacji nie może dziwić, że sygnały społeczne wysyłane władzy, takie jak w Rybniku, są jednoznacznie negatywne.
Bal na tonącym okręcie
Jest jeszcze jeden, dość istotny problem. Jak wiemy, na „Titanicu” orkiestra grała do końca. W Polsce czasów kryzysu dzieje się coś podobnego.
Media głównego nurtu będą do końca przygrywały Platformie. Proszę to sobie wyobrazić: z głośników wciąż płynie uspokajająca muzyczka, celebryci kochają Tuska i piją szampana. A gdy poziom wody rośnie, załoga statku szuka po kieszeniach mniej zamożnych pasażerów pieniędzy, za które opłaci szalupy ratunkowe dla siebie. Tymczasem na dolnych piętrach pokładu toną już ludzie, coraz więcej ludzi, bo kryzys wykańcza masowo przede wszystkim najsłabszych. Owszem, kilka pięter wyżej ktoś sobie strzeli w łeb z bliżej niewyjaśnionych powodów, ale - generalnie - trwa bal na tonącym okręcie. Choć podobno kapitan marzy już tylko o suchym lądzie... A choćby o jego skrawku, w formie unijnego stołka.
Niewykluczone jednak, że „bunt prowincji” będzie narastał. Duże i autentyczne zmiany społeczne bardzo często są wywoływane przez lekceważone, zapomniane masy, warstwy nietraktowane poważnie przez beneficjentów systemu. Oby czekała nas zmiana na lepsze.
Autor jest redaktorem „Nowego Obywatela”, członkiem zespołu „Pressji”, felietonistą Deon.pl i portalu Plac Wolności.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Krzysztof Wołodźko