Ten przedwojenny lewicujący pisarz i publicysta, krewny Marii Dąbrowskiej, po „wyzwoleniu" zaprzedał się komunistycznemu diabłu. Wincenty Rzymowski – jedna z twarzy stalinizmu w Polsce – miał być żywym dowodem, że jedynym wyjściem dla Polaków jest kolaboracja z sowieckim okupantem.
Dzięki takim jak on stalinowska propaganda mogła powiedzieć: w „ludowej", „demokratycznej" Polsce jest miejsce dla każdego, nawet sanacyjnego imperialisty, jeśli tylko zrozumie swój błąd i się pokaja.
Totalitarny system sowiecki instalował jako minister kultury i sztuki, a potem minister spraw zagranicznych.
Zaprzeczając własnemu życiorysowi piłsudczyka i życiorysowi starszego brata (Jan Rzymowski był w latach 1933–1939 przewodniczącym Sądu Najwyższego RP) zwalczał przedwojenne „wstecznictwo" i „reakcję". Przyczynił się do rozbicia Stronnictwa Demokratycznego i uczynienia zeń kontrolowanej przez komunistów przybudówki. Jego imię do dziś noszą ulice w wielu miastach Polski – Białymstoku, Gdyni, Słupsku i Tarnowie. Co najbardziej przerażające – do dziś ma być wzorem dla młodzieży. Od 1989 r. imię Rzymowskiego nosi Zespół Szkół Zawodowych nr 3 w Skierniewicach. W Warszawie jest patronem ulicy na Mokotowie.
„Spotkamy się w czerwonej Warszawie"
Urodził się w 1883 r. w Kuczborku-Osadzie (województwo mazowieckie). Kształcił się w Warszawie, Lozannie i Genewie, ukończył Wydział Prawny Uniwersytetu Noworosyjskiego w Odessie. Potem pracował jako dziennikarz i literat. Politycznie zawsze był lewicowy (związał się m.in. z Polskim Związkiem Postępowym), choć wydaje się, że z komunizmem aż do 1944 r. nie miał nic wspólnego. Chociaż...
W II RP, jako przeciwnik Romana Dmowskiego i zwolennik Józefa Piłsudskiego, był m.in. publicystą sanacyjnego „Kuriera Porannego", ale również lewicowego tygodnika „Epoka". W latach 1933–1937 był członkiem Polskiej Akademii Literatury, musiał jednak z niej ustąpić pod zarzutem plagiatu.
Jako korespondent „Robotnika" we Włoszech został za swoje teksty uwięziony w Rzymie przez policję Mussoliniego – zwolniono go w wyniku interwencji polskich władz. W publicystyce antyfaszystowski i antyhitlerowski, krytykował również ZSRS. Ale np. w maju 1936 r. współorganizował (m.in. razem z Wandą Wasilewską) lewicowy Kongres Pracowników Kultury we Lwowie, którego uczestnicy domagali się przyłączenia Lwowa do Związku Sowieckiego. Na koniec uczestnicy odśpiewali „Międzynarodówkę" i wznieśli okrzyk: „Spotkamy się w czerwonej Warszawie".
Aż do wybuchu wojny Rzymowski był związany ze Stronnictwem Demokratycznym. Właśnie z racji tej działalności był później tak cenny dla komunistów. Potem SD organizowało w PRL-u konkurs literacki dla dziennikarzy i literatów im. Wincentego Rzymowskiego.
„Odtworzył" SD
We wrześniu 1939 r. przedostał się wraz z żoną do Krzemieńca na Wołyniu. Publikował w polskojęzycznej prasie sowieckiej, m.in. słynnych „Nowych Widnokręgach". Podczas niemieckiej okupacji miasta był przez kilka miesięcy więziony. W kwietniu 1944 r. zaczął kolaborować z tzw. Związkiem Patriotów Polskich – do Moskwy miała go zaprosić Wanda Wasilewska. Od tego momentu – dobrowolnie czy też „przekonany" przez NKWD – aż do śmierci współtworzył sowiecką politykę unicestwiania Polaków.
Jego głównym zadaniem, które skwapliwie wypełnił, było rozbicie przedwojennego, a w czasie niemieckiej okupacji konspiracyjnego Stronnictwa Demokratycznego i „odtworzenie" go w nowej Polsce jako przybudówki komunistów. Przy udziale innych zdrajców wrogie, agenturalne przejęcie tej partii się powiodło. We wrześniu 1944 r. Rzymowski został przewodniczącym Zarządu Głównego SD. I choć realnej władzy nie miał (komuniści wprowadzili do partii jeszcze bardziej zaufanych ludzi), uwiarygodnił „odnowione", komunistyczne Stronnictwo Demokratyczne w oczach Polaków i świata.
Atak serca na akademii
Rzymowski firmował kolejne potwory sowieckiej okupacji: PKWN, którego program – w imieniu SD – przygotowywał i ogłaszał, potem marionetkowy Rząd Tymczasowy RP, a następnie utworzony na mocy postanowień jałtańskich Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej. Z namaszczenia komunistów kierował najpierw resortem kultury i sztuki, wykuwając nowego, socjalistycznego człowieka, a potem, od maja 1945 r., resortem spraw zagranicznych. Czyścił przedwojenne kadry – elitę prawdziwej, wolnej Rzeczypospolitej – dla nowego aparatu dyplomatycznego Polski Ludowej. Chyba najbardziej znany jest z podpisania w imieniu PRL-u, 16 października 1945 r. w Waszyngtonie, Karty Narodów Zjednoczonych.
Przystąpił, jako przedstawiciel SD, do komunistycznej Krajowej Rady Narodowej, a potem był posłem na komunistyczny Sejm. Akces Rzymowskiego do KRN był samozwańczy, bo w opanowanym przez Sowietów Lublinie nie istniały żadne struktury SD, z którymi można by taki krok uzgodnić.
W lutym 1947 r. został odsunięty od kierowania dyplomacją PRL-u, ale wciąż był potrzebny do firmowania zbrodniczego systemu swoim nazwiskiem. Dostał stanowisko ministra bez teki, które piastował do końca życia. Zmarł 30 kwietnia 1950 r. w Warszawie – zasłabł podczas akademii z okazji Święta Pracy.
Antykomunizm i pieniądze
Seweryn Blumsztajn w tekście „Strażnicy naszych ulic" („Gazeta Wyborcza" z 16 marca 2007 r.) napisał:
„Rewolucyjna świadomość antykomunistów IV RP zderza się z obojętnością i pragmatyzmem mieszkańców. Przyzwyczaili się do nazwy swojej ulicy, nie bardzo ich obchodzi, że to komuch jakiś był, nie chcą tracić czasu i pieniędzy na wymianę wszystkich dokumentów. […] Nie znoszę tej prostej wizji historii: każdy członek KPP to stalinowski kat Polski. IPN jako stróż mojej prawomyślności historycznej tak mnie irytuje, że mam ochotę bronić tych komunistycznych zbrodniarzy". Blumsztajn wymienił m.in. nazwisko Rzymowskiego.
Można spytać: czy tak samo możemy rozgrzeszać działających na terenie okupowanej Polski funkcjonariuszy SS i gestapo? A ich konfidentów? Czy oni nie byli niemieckimi katami Polaków?
Wincenty Rzymowski był stalinowskim katem. Choć nie należał do bezpośredniego aparatu represji, „tylko" utrwalał system za biurkiem. I nie ma znaczenia to, że dla komunistycznej wierchuszki był pionkiem, figurantem. Świadomie służył sowieckim okupantom i tym na samej górze, zainstalowanym tu przez Kreml. Tak jak oni jest odpowiedzialny za stalinizację Polski.
Autor jest publicystą, szefem działu opinie „Super Expressu", autorem książek o zbrodniach komunistycznych: „Bestie", „Bestie 2",
„Oprawcy. Zbrodnie bez kary"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Tadeusz Płużański