- Trzeba przypomnieć sobie, czym w ogóle jest Msza święta, a nie wykazywać, która jej forma jest lepsza - mówi w rozmowie z portalem Niezalezna.pl ks. dr hab. Piotr Kieniewicz MIC. Wskazuje również, w jakim przypadku problemu popularności nadzwyczajnej formy Mszy św. w ogóle by nie było.
16 lipca Watykan opublikował motu proprio papieża Franciszka „Traditionis custodes”, Dokument dotyczy mszy tradycyjnej (tak zwanej „trydenckiej”) oraz jej zwolenników - tradycjonalistów. Franciszek wskazuje w nim na narastający – według niego – problem podziału w Kościele i tworzenie przez tradycjonalistów jakiegoś „prawdziwego Kościoła”. Dostrzega ksiądz takie problemy?
Nie jestem kompetentny do tego, żeby oceniać powody, dla których Ojciec Święty wydaje dokumenty. Jeżeli on mówi, że widzi problem, to byłoby dalece nie na miejscu, gdybym ja powiedział, że problemu nie widzę.
Faktem jest, że wśród niektórych uczestników ruchu liturgii nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego pojawiały się głosy wskazujące na niezrozumienie jedności Kościoła. Głosy mówiące, jakoby nadzwyczajna forma rytu rzymskiego była lepszą liturgią, niż liturgia powstała w wyniku reformy po Soborze Watykańskim Drugim. Myślę, że brało się to z wielu powodów, także z niedostatków wiary i magicznego podejścia do ceremoniału. Ale także – i to trzeba wyraźnie podkreślić – z dosyć częstego braku dbałości o przebieg liturgii odnowionej.
Innymi słowy: ci, którzy sprawowali liturgię w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, w większości przypadków sprawowali ją z ogromnym pietyzmem i troską. Natomiast, dla nikogo nie jest tajemnicą, że wielu spośród księży Mszę świętą odprawia byle jak. Gdyby odprawiali z równie wielkim pietyzmem i zaangażowaniem, jak ci, którzy Mszę świętą sprawują bądź sprawowali wedle nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego, to problem w ogóle by nie istniał. Bo wtedy Msza święta by była przeżywana rzeczywiście głęboko i w duchu wiary.
Tymczasem ludzie zwrócili się ku nadzwyczajnej formie. Doszły powołania. Pojawiło się bardzo wiele powołań. Ale to dlatego, że tam liturgię Mszy świętej potraktowano na poważnie. Tej powagi wielu kapłanom zabrakło. Trzeba zatem, żebyśmy sobie przypomnieli, czym jest Msza święta. Nie chodzi o wykazywanie, która forma jest lepsza, skoro podjęta została decyzja („Roma locuta, causa finita”), że jedyną zwyczajną formą jest mszał odnowiony. Natomiast trzeba, żeby liturgię sprawowano porządnie!
Papież Franciszek też zwrócił uwagę na problem niestaranności w odprawianiu odnowionej mszy. Poza tym, chciałbym jeszcze zapytać się o to, czy motu proprio „Traditionis custodes” przyniesie – zdaniem księdza –pozytywne „owoce” Kościołowi?
Taką mam nadzieję. Oczywiście, nie będziemy tutaj „wróżyć z fusów”. Trzeba pamiętać, że kiedy Sobór Trydencki wprowadził liturgię wówczas unifikującą sprawowanie Mszy świętej w całym Kościele katolickim, to jednocześnie zakazał wszystkich odmiennych rytów. I też był z tym dla wielu problem. Więc, oczywiście, jest to czas trudny. Natomiast trzeba do niego podejść w duchu wiary. Wiary uwzględniającej słowa Chrystusa mówiące, że klucze przynależą do Piotra. I w świetle tych słów, to jest jego odpowiedzialność.
Jeżeli więc w duchu wiary w Kościół uznamy, że Bóg dla nas ustanowił przełożonych, a oni tylko przed Nim będą oceniani; a także, jeżeli znajdziemy wiarę w działanie Ducha Świętego w Kościele, to myślę, że posłuszeństwo, przy wszelkich sentymentach do nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego, wyjdzie nam na zdrowie. Jeżeli natomiast będziemy do tego podchodzili jak niewolnicy, którzy są zbuntowani i kontestują decyzje Ojca Świętego, to będziemy zbierać owoce swojego buntu.
Mam jednak nadzieję, że ci, którzy korzystają z tak zwanej „Tridentiny” i są uformowani wiarą, wejdą w duchu tej wiary w posłuszeństwo decyzjom Ojca Świętego. Jakkolwiek zdaję sobie sprawę, że w tym momencie jest to trudne.