PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Pomiędzy kolorami a czernią

Wszyscy widzieliśmy, jak po 10 kwietnia 2010 r. na krótko wyciszyli się w mediach najgorliwsi uczestnicy propagandowej nagonki na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I jak potem, kiedy znowu wrócili do głosu, zaczęły im nagle przeszkadzać obchody smoleńsk

arch. Anita Gargas
arch. Anita Gargas
Wszyscy widzieliśmy, jak po 10 kwietnia 2010 r. na krótko wyciszyli się w mediach najgorliwsi uczestnicy propagandowej nagonki na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I jak potem, kiedy znowu wrócili do głosu, zaczęły im nagle przeszkadzać obchody smoleńskich miesięcznic i postulat godnego upamiętnienia ofiar katastrofy. Nazywano to „nekrofilią polityczną”, którą miała głosić „sekta smoleńska”. Pytania o przyczyny tragedii miały być polityczną „grą trumnami”.

Nawet wśród ludzi, którzy jednoznacznie potępiali ekscesy z Krakowskiego Przedmieścia, było wielu takich, na których robił wrażenie argument, że żałoba też ma swoje granice, że w mszach i manifestacjach smoleńskich jest jakaś przesada, coś nienormalnego. Latem 2010 r. Polaków zaczęto jakby gwałtem zaganiać do normalności – ale w sytuacji braku wyjaśnienia przyczyn tragedii właśnie to było nienormalne. Rzeczywistą obroną norm wobec kłamstw i upokorzenia, jakie nam zaserwowano po katastrofie, okazało się za to, obok dociekania prawdy, trwanie smoleńskiej żałoby i smoleńskiego protestu części społeczeństwa.

Polska Tuska na mogiłach

Do podstawowych norm naszej kultury należy bowiem opłakiwanie zmarłych, a szczególnie tych, którzy ponieśli śmierć w służbie ojczyzny. W tle politycznych sporów o smoleńską żałobę leżała natomiast kulturowa sprzeczność tej normy z panującą obecnie ideologią i lansowanym przez media stylem życia. Śmierć jest dziś tematem intensywnie wypieranym z masowej świadomości, podobnie jak wyobrażenia grobów i wszelkie zewnętrzne oznaki żałoby, noszonej kiedyś po śmierci bliskich, a której teraz już się nie nosi. W rzeczywistości kulturowej kreowanej przez telewizję panuje głęboka nierównowaga pomiędzy kolorami a czernią. Ta nierównowaga jest świadectwem umysłowego zdziecinnienia dorosłych, którzy coraz bardziej wolą bawić się na Halloween, niż religijnie obchodzić dzień Wszystkich Świętych. Odarcie śmierci z religijnego wymiaru skutkuje odarciem życia z egzystencjalnej refleksji. „Liberalne” traktowanie śmierci jako sprawy prywatnej każdego człowieka wypiera ten temat ze sfery publicznej. Właśnie tego typu czynniki kulturowe podświadomie warunkowały negatywne reakcje części społeczeństwa na smoleńską żałobę.

Na dłuższą metę odwoływanie się do nich, w imię wyciszenia tematyki smoleńskiej, pod hasłem „dajcie żywym żyć”, nie było do końca skuteczne. Internetowa akcja „dzień bez Smoleńska” nie udała się. Zwłoki ofiar przywieziono z Rosji w zalutowanych trumnach i zakazano ich otwierania, ale i tak wkrótce okazało się, że potrzebne są ekshumacje, przy których wyszło na jaw, że niektóre trumny i ciała zostały pomylone. Po tych wydarzeniach propagandowe wezwania do zapomnienia znacznie przygasły. Można było te skandaliczne fakty wyciszać, ale żałobna tematyka i tak powracała do publicznej debaty, i to na wiele sposobów, niekoniecznie związanych bezpośrednio z katastrofą smoleńską. Trwa np. długa seria ekshumacji ofiar komunistycznego terroru sprzed półwiecza. Otwiera się przy tym mogiły, jak te na powązkowskiej „Łączce”, mające na zawsze pozostać anonimowe, a ślad po nich, zgodnie z zamysłem morderców, miał zaginąć. Różnymi drogami wraca więc do naszej świadomości prawda, że skutkiem naszej historii najnowszej całe nasze życie, także ta zachwalana przez propagandowe tuby rządu „fajna” i kolorowa Polska Donalda Tuska, leży na takich mogiłach. To, że wciąż się ich poszukuje, aby godnie pochować poległych i oddać im należną cześć, jest wyrazem poważnego traktowania zakorzenionych norm religijnych, moralnych i narodowych, respektowanych w naszym społeczeństwie, mimo wszechobecnej promocji relatywizmu, rewolucji kulturalnej i planowego ogłupiania ludzi rozrywką. Ten sam wymiar ma pamięć i hołd oddawane przez nas ofiarom Smoleńska.

Walka z polską martyrologią

Na krytykę obchodów smoleńskich ze strony obozu władzy, oprócz ukrytego wpływu ogólnej, popkulturowej infantylizacji życia, miała też pewien wpływ XX-wieczna tradycja walki z polską martyrologią. Mówiąc, że kultywowanie pamięci o Smoleńsku jest czymś anachronicznym, jak powrót do XIX-wiecznych wzorów martyrologii narodowej, krytycy przyznawali jednak pośrednio, że jest ona czymś głęboko zakorzenionym w polskiej tradycji. Można by się z tym zgodzić, dodając tylko, że związek z tradycją przemawia nie przeciw, lecz na rzecz tej postawy. Bo patriotyczna tradycja skupiania się wokół grobów ma w sobie – czego nie dostrzegają jej krytycy – paradoksalną siłę podtrzymywania i wzmacniania życia.

Groby królów i wielkich Polaków na Wawelu, do których pielgrzymowało się w czasach zaborów, uroczyste pogrzeby ks. Józefa Poniatowskiego, Kościuszki, Mickiewicza i wiele innych późniejszych wydarzeń o podobnym charakterze, zawsze stanowiły ważny element integrujący i mobilizujący Polaków. O tym samym świadczy nasza pieczołowitość wobec zarówno wielkich narodowych nekropolii: Powązek, Rossy, Łyczakowa, jak i małych cmentarzy oraz pojedynczych mogił żołnierskich i powstańczych. Literatura polska, w której motyw grobu tak często się powtarza, przywołuje go nie jako symbol śmierci, lecz życia. Chrześcijanom przypominający o zmartwychwstaniu, a wszystkim o istnieniu duchowej więzi między umarłymi i żywymi, która jest istotą poczucia wspólnoty narodowej. To uświadomił nam także uroczysty pogrzeb Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu, o tym przypominają smoleńskie miesięcznice; wyrazem tych wartości powinien też stać się jak najszybciej godny pomnik poświęcony ofiarom Smoleńska.

Więcej w tygodniku „Gazeta Polska”

 



Źródło: Gazeta Polska

Andrzej Waśko