Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Ku przestrodze przed Andorą, czyli mecze wstydu reprezentacji Polski [LISTA]

Piłkarze reprezentacji Polski są zdecydowanymi faworytami niedzielnego meczu eliminacji mistrzostw świata 2022 roku z Andorą. Kibice już liczą, ile goli wbiją amatorom z maleńkiego księstwa Robert Lewandowski i spółka. Historia spotkań Biało – Czerwonych ze słabeuszami pokazuje jednak, że przedwczesne dzielenie skóry na niedźwiedziu może skończyć się potężnym kacem. Raz na jakiś czas zdarzało się bowiem, że piłkarskie ciemięgi ośmieszały naszych Orłów. Niedzielny mecz na stadionie Legii jest dobrą okazją do przypomnienia tamtych kompromitacji.

fot. Tomasz Hamrat/Gazeta Polska

31. października 1984 roku w Mielcu brązowi medaliści mistrzostw świata z Hiszpanii (1982 rok), w drugiej kolejce eliminacji do mundialu w Meksyku w 1986 roku zmierzyli się z absolutnym Kopciuszkiem – Albanią. Zaczęło się planowo, bo od gola Włodzimierza Smolarka w 23. minucie. Potem jednak nasi piłkarze sprawiali wrażenie, jakby ktoś im odciął prąd i ku ogólnej konsternacji Jacek Kazimierski musiał dwukrotnie wyciągać piłkę z naszej bramki. Remis 2:2 uratował na kwadrans przed końcem Andrzej Pałasz z Górnika Zabrze. W rewanżu w Tiranie poszło już planowo i Polacy po golu Zbigniewa Bońka wygrali 1:0. Co ciekawe „Zibi” na to spotkanie dotarł prywatnym samolotem prezesa Juventusu, bo dzień wcześniej w Brukseli w barwach włoskiego klubu rywalizował z Liverpoolem (1:0) w finale Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Mecz na stadionie Hysel w stolicy Belgii zapisał się czarnymi zgłoskami w historii futbolu. W wyniku bitwy angielskich i włoskich kibiców oraz zawalania trybuny, na której siedzieli Włosi, śmierć poniosło 39. fanów „Juve”. A nasza kadra ostatecznie awansowała do turnieju w Meksyku.

Łazarek bliski zawału

Trzy lata później 12. kwietnia 1987 roku Biało – Czerwoni rywalizowali z Cyprem w ramach eliminacji do mistrzostw Europy 1988. W Gdańsku miał być pogrom, bo gracze z Wyspy Afrodyty wówczas zawodowo zajmowali się wszystkim, tylko nie grą w piłkę. Trener reprezentacji Polski Wojciech Łazarek posłał na boisko ultra ofensywnie nastawioną drużynę. Za zdobywanie deszczu bramek mieli odpowiadać Jan Urban, Dariusz Dziekanowski, Jan Karaś, Mirosław Okoński, Jan Furtok i Włodzimierz Smolarek. Nasi non – stop atakowali, ale piłka za nic nie chciała wpaść do siatki amatorów. Kiedy po pierwszej połowie było 0:0, bliski stanu przedzawałowego Łazarek, w desperacji posłał do boju nawet snajpera... drugoligowej wówczas Jagiellonii Białystok Jacka Bayera. Nic to nie pomogło i Polacy zanotowali jedną z największych wpadek w historii naszego futbolu. Remis w Gdańsku był jednym punktem zdobytym przez Cypryjczyków w tamtych eliminacjach.

Ręka Furtoka

W 1993 roku w rywalizacji o promocję na mundial w USA (1994) los skojarzył nas z San Marino. W składzie rywali próżno było szukać choćby jednego zawodnika profesjonalnie zajmującego się grą w futbol. A mimo to, gdyby nie najbardziej kompromitujący gol w dziejach polskiej piłki, to wybrańcy selekcjonera Andrzeja Strejlaua nie byliby w stanie ograć „kelnerów” z mikroskopijnego państewka. Był 28. kwietnia 1993 roku, gdy kibice zgromadzeni na stadionie w Łodzi wygwizdali polskiego piłkarza, który zdobył gola. Mowa o asie Eintrachtu Frankfurt Janie Furtoku, który na kwadrans przed końcem rywalizacji, ręką skierował piłkę do bramki rywali. Po meczu napastnik nawet specjalnie się tego nie wypierał. Punkty zostały w Polsce, a wraz z nimi kac, że trzeba było posunąć się do oszustwa, żeby ograć totalnych ignorantów. Po golu dla Polski, fani śpiewali „Zmieńcie trenera to będzie siedem do zera”.

Ogolili „Wójta”

Nie żyjący już były selekcjoner Janusz Wójcik słynął z powiedzonek, którymi przed meczem motywował w szatni piłkarzy. Jedno z nich brzmiało „Golimy frajerów”. Barwny szkoleniowiec chyba nawet nie przypuszczał, że i jego „ogolą” rywale. A jednak! 11.października 1997 roku w Tbilisi Polacy musieli przełknąć potężną dawkę wstydu, kiedy niedoceniani Gruzini rozbili ich w pył 3:0. Eliminacje do mistrzostw świata 1998 roku we Francji były już dla nas przegrane zanim Wójcik przejął kadrę od Antoniego Piechniczka, ale i tak kompromitująca porażka na ich zakończenie jeszcze długo uwierała ambitnego „Wójta”.

Ucieczka Bońka

Ten mecz był trenerskim pogrzebem Zbigniewa Bońka. Po nim „Zibi” już nie wrócił do pracy szkoleniowej. Kompromitacja polskiej kadry nastąpiła 12. października 2002 roku na stadionie warszawskiej Legii. Rywalem Biało – Czerwonych w drugiej kolejce eliminacji do Euro 2004 była Łotwa. W tamtych czasach drużyna, której piłkarzy chyba za dobrze nie znali nawet ich kibice. W 30. minucie Juris Laizans strzelił zza pola karnego. Nasz bramkarz Jerzy Dudek nie dał rady sparować tego uderzenia i piłka wpadła do siatki. Boniek pieklił się przy ławce rezerwowych, nasi piłkarze cisnęli okrutnie, ale wynik nie uległ zmianie. Ostatecznie Łotysze zagrali w barażach o awans na mistrzostwa Europy, a zniechęcony Boniek, bodaj z Barbadosu, przysłał faksem rezygnację z prowadzenia kadry.

Do dziś nie wiem, dlaczego Zbyszek tak postąpił. Nie wyjaśnił przyczyn swojej decyzji. Zasłonił się tylko enigmatycznym stwierdzeniem „sprawy rodzinne”

- wspominał na łamach niezalezna.pl ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz.

Debiut jak z horroru

Holender Leo Beenhakker zapisał się w annałach polskiego futbolu, jako szkoleniowiec, który po raz pierwszy w historii awansował z Biało – Czerwonymi do turnieju finałowego mistrzostw Europy w 2008 roku. Zanim to jednak nastąpiło, trener już w swoim selekcjonerskim debiucie przeżył prawdziwy koszmar. 2. września 2006 roku w Bydgoszczy w meczu pierwszej kolejki eliminacji do wspomnianego Euro, Polacy dostali solidne wciry od Finów i przegrali z kadrą Suomi 1:3!, honorowego gola zdobywając, za sprawą Łukasza Garguły, dopiero w ostatniej minucie meczu.

Polacy pewnie wygrają z Andorą, ale niech pamiętają, że nikt nie przyznaje punktów przed meczem. Nasi rywale w czwartek postawili się Albanii, z której po walce ulegli tylko 0:1. Największym grzechem byłoby ich zlekceważenie. Od wieków wiadomo przecież, że pycha kroczy przed upadkiem

– ostrzega naszych asów naszej kadry dwukrotny król strzelców Ekstraklasy Jerzy Podbrożny.

 



Źródło: niezalezna.pl

#Polska-Andora #piłka nożna

Piotr Dobrowolski