Do czynności procesowych rosyjskie służby hurtowo zwoziły ochroniarzy z moskiewskich kin i centrów handlowych. Oto jak wyglądała procedura oględzin ciał ofiar katastrofy smoleńskiej – pisze "Nasz Dziennik".
Środek nocy z 10 na 11 kwietnia 2010 roku. Moskiewscy policjanci przeczesują ulice miasta. Ściągają ochroniarzy spod kina. Zbiór przypadkowych osób stanie się za chwilę uczestnikiem formalnoprocesowej czynności, jaką jest asystowanie przy oględzinach zwłok ofiar katastrofy Tu-154M. O tym, że w ten sposób zostały potraktowane ciała ich bliskich, rodziny smoleńskie dowiadują się od dziennikarzy prawie 3 lata po zdarzeniu. Wcześniej zapewniano je przecież o ponadstandardowej empatii strony rosyjskiej.
Z informacji, do jakich dotarł „Nasz Dziennik”, wynika, że jeden z ochroniarzy relacjonował polskim śledczym, jak o godzinie drugiej w nocy 11 kwietnia został przewieziony przez policję do kostnicy. Tam dowiedział się, że będzie świadkiem przy oględzinach ciała pewnej zmarłej kobiety. Pracujący na zlecenie prokuratury policjanci powiedzieli mu, że jego zadaniem jest tylko obserwowanie tych czynności, które trwały godzinę. Potem uczestniczył wraz z kilkoma innymi ochroniarzami w następnych oględzinach. Wszyscy złożyli podpisy na protokołach.
Źródło: Nasz Dziennik
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
pk