Okazuje się, że metoda, którą wykorzystali członkowie komisji Millera do obliczenia miejsca złamania "pancernej brzozy" jest...tajna. Szef PKBWL, Maciej Lasek nie ma sobie jednak nic do zarzucenia jeżeli chodzi o pomiary i uparcie, wbrew wersji prokuratury utrzymuje, że skrzydło tupolewa uderzyło w drzewo na wysokości 5,1m.
-
Nie mam powodu aby zmieniać swoje stanowisko. Na podstawie pomiarów przeprowadzonych przez członków komisji na miejscu zdarzenia stwierdzono, że samolot zderzył się z brzozą na wysokości 5.1 m. - powiedział rp.pl Maciej Lasek.
Co więcej, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych uważa, że pomiary Naczelnej Prokuratury Wojskowej
nie wykluczają tez zawartych w raporcie Millera.
NPW poinformowała, że drzewo złamane jest na wysokości 666 cm. W raporcie Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego czytamy, że drzewo złamane jest 156 cm niżej.
Okazuje się, że sama metoda pomiarów owiana jest tajemnicą. Maciej Lasek powtórzył w rozmowie z rp.pl., że członkowie komisji byli w Smoleńsku w okresie od 11 do 23 kwietnia 2010 r. Zastrzegł tajemniczo, że "otrzymane wyniki pomiarów były komplementarne z danymi uzyskanymi z analiz przeprowadzonych
na podstawie informacji zarejestrowanych przez inne obiektywne źródła danych".
Szef PKBWL uważa, że dane osoby odpowiedzialnej za zmierzenie drzewa chroni ustawa Prawo lotnicze, a metod pomiarowych
nie może ujawnić z uwagi na
"brak dostępu do materiałów źródłowych oraz na zakres informacji, które decyzją Prezesa Rady Ministrów zostały upublicznione w Raporcie i Protokole wraz z załącznikami do nich".
Źródło: Rzeczpospolita
kp