Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Czy Polska powinna wesprzeć walczących w Mali Francuzów?

Krew żołnierzy Wojska Polskiego należy do Rzeczypospolitej i do nikogo innego. Ci, którzy posyłają ich na wojnę, mają prawo to czynić jedynie w jej służbie i dla jej korzyści. Francja nie zasłużyła na nasze poparcie, a jego udzielenie byłoby wręcz „n

Krew żołnierzy Wojska Polskiego należy do Rzeczypospolitej i do nikogo innego. Ci, którzy posyłają ich na wojnę, mają prawo to czynić jedynie w jej służbie i dla jej korzyści. Francja nie zasłużyła na nasze poparcie, a jego udzielenie byłoby wręcz „niepedagogiczne”. Zachęcałoby bowiem wszystkich do lekceważenia interesów Polski tak, jak dotąd czynili to Francuzi. W „Rzeczpospolitej” (29.01) ukazał się artykuł dyrektora Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Marcina Zaborowskiego pt. „Afganistan Europy?”. Jest to tekst szefa ośrodka będącego agendą MSZ RP. Zaprezentowane w nim argumenty warte są więc rozważenia.

Zaborowski wzywa do poparcia francuskiej interwencji w Mali. Jego zdaniem Rzeczpospolita „jako kraj aspirujący do roli wiodącego w kształtowaniu europejskiej polityki bezpieczeństwa nie może […] pozwolić sobie na obojętność” wobec tej operacji, gdyż „nasze nawoływania do wzmocnienia polityki bezpieczeństwa UE straciłyby na wiarygodności” i moglibyśmy „się spodziewać, że duża część Unii odpłaci nam pięknym za nadobne, kiedy będziemy skonfrontowani z zagrożeniem ze Wschodu”. Wskazuje na możliwość przekształcenia się tego afrykańskiego kraju w „drugi Afganistan” z czasów talibów, co zagrażałoby Europie, a więc i nam. Wprawdzie zauważa, że „Warszawa nie znajduje się w zasięgu rakiet terrorystów z Mali, którzy zapewne nie mają nawet pojęcia, gdzie leży Polska” i że „zdolności obronne Europy dramatycznie maleją od wielu lat, co było widoczne […] podczas operacji w Libii, która nie mogłaby się odbyć bez amerykańskiego wsparcia”. Nie wyciąga jednak z tych stwierdzeń wniosków. Spróbujmy zatem wyciągnąć je sami.

Rządowa strategia bezpieczeństwa Polski

Polska w 2008 r., uzawodowiając swoje siły zbrojne, zdecydowała o przekształceniu Wojska Polskiego w małą armię ekspedycyjną, przeznaczoną do prowadzenia operacji w misjach międzysojuszniczych poza granicami Rzeczypospolitej. (W tym kształcie WP nie jest bowiem w stanie bronić terytorium własnego kraju). Postawiła więc przed swoimi żołnierzami zadanie polityczne, a nie militarne. Zadaniem tym jest budowa pozycji Polski w NATO i w UE oraz demonstrowanie zasady solidarności międzysojuszniczej z nadzieją na wzajemność w razie zagrożenia naszego państwa. Istotą polityki bezpieczeństwa narodowego RP jest zatem oparcie jej na protekcji silniejszych sojuszników. Wojsko Polskie, służąc ich interesom, ma przekonywać ich o wartości sojuszniczej Polski i tym samym pośrednio służyć bezpieczeństwu Rzeczypospolitej. Jest to polityka błędna, acz spójna i logiczna – warta osobnego artykułu. Uznajmy ją tymczasem na potrzeby niniejszego tekstu za realistyczną i rozważmy w jej kategoriach wyzwanie, jakie staje przed Polską – konieczność zajęcia stanowiska w kwestii interwencji w Mali.

Natura misji ekspedycyjnych Wojska Polskiego

Udział WP w operacji w Mali byłby misją poza polem bezpieczeństwa RP. Wojsko Polskie w tego typu operacji winno być traktowane niczym „waluta polityczna”, w zamian za którą Polska stara się o korzyści innego rodzaju (wsparcie dla modernizacji sił zbrojnych RP, poparcie ze strony państwa, któremu okazujemy solidarność, udzielone nam na innym kierunku politycznym ważnym dla interesów RP, budowa prestiżu WP jako sprawnej siły bojowej, a Polski jako niezawodnego sojusznika itd.). Skala zdolności ekspedycyjnych WP wyklucza przy tym ambicje rozstrzygania o wyniku danej operacji. Celem Polski jest zatem „stworzenie wrażenia”, a nie rozwiązanie problemu. Nas interesuje, jak Polska wypadnie np. w Mali, a nie co będzie z Mali. Dlatego zaangażowanie WP musi mieć charakter medialny – służyć reklamie państwa polskiego jako poważnego gracza w podjętej grze.

Warunki zaangażowania

Zaangażowanie WP w ekspedycjach winno podlegać surowym regułom, gdyż szafowanie tym instrumentem polityki zagranicznej prowadzi do utraty poparcia opinii publicznej dla jego stosowania. Należy zatem przyjąć następujące zasady:
Wspierany sojusznik musi prowadzić korzystną dla Polski politykę lub w ramach osobnej umowy godzić się na prowadzenie takowej w konkretnej kwestii – np. udział WP w misjach w Kongo (2006 r.) i w Czadzie (2008–2009) powinien być warunkowany zmianą postawy Francji wobec Planu na rzecz członkostwa (MAP) dla Gruzji i Ukrainy. (Tak się nie stało i Francja kontynuowała sprzeczną z interesem Polski politykę sprzeciwu wobec otwarcia NATO na te kraje).
Minimalizować koszty ludzkie – udział komponentu uderzeniowego WP (jednostek typu GROM) we wstępnej fazie interwencji, gdy z reguły siły koalicyjne naszych aliantów dysponują miażdżącą przewagą techniczną, zapewnia zwycięstwo przy minimalnych stratach własnych. Jednocześnie to wówczas media skupiają uwagę na prowadzonej operacji i jest to jedyna chwila pozwalająca wypromować Polskę przez błyskotliwe akcje jej doborowych żołnierzy. WP w tym momencie ma się pokazać jako siła bojowa co do swojej jakości należąca do pierwszej klasy światowej w danej kategorii użytych jednostek. Efekt ten osiągnięto w Iraku (opanowanie terminalu w Um Kasr i tamy Mukarayin). W wypadku operacji w Mali jest już zbyt późno na ten scenariusz. Straty generowane są zaś w fazie stabilizacyjnej, kiedy na żołnierzy spada ciężar działań patrolowych, zwalczania nieregularnych formacji zbrojnych i szkolenia sił miejscowych.

Polityka Francji a interesy Polski

Lista posunięć Paryża sprzecznych z interesem Rzeczypospolitej obejmuje tylko w ostatnich latach: poparcie dla Nord Streamu, redukcję siły głosu Polski w Radzie UE, próby oskarżenia RP o „dumping socjalny” na rynku pracy UE („polski hydraulik”), kwestię MAP dla Gruzji i Ukrainy, sprzedaż Rosji okrętów desantowych „Mistral”, marginalizowanie Partnerstwa Wschodniego (prezydent Francji nie był obecny na żadnym ze szczytów PW), sprzeciw wobec dopuszczenia Polski do spotkań Eurogrupy, forsowanie restrykcyjnej polityki klimatycznej itd.

Czy udział Polaków w operacji w Mali może służyć bezpieczeństwu RP?

Teza, że Francja lub cała UE z wdzięczności za wysłanie „od kilku do kilkunastu instruktorów wojskowych” do Mali (jak zadeklarował minister Tomasz Siemoniak), przyszłyby Polsce z pomocą, gdybyśmy byli „skonfrontowani z zagrożeniem ze Wschodu”, jest niepoważna. Wydolność militarna UE, słusznie oceniona przez Zaborowskiego jako dramatycznie niska, w razie owego zagrożenia byłaby bez znaczenia. Unia może wystawić siły do zwalczania milicji plemiennych w Afryce, ale nie do obrony Polski przed Rosją. Zagrożenie naszego kraju przez islamistów z Mali sam szef PISM uznał zaś za iluzoryczne i nie uzasadnił swojej tezy końcowej o jego istnieniu.

Czy kwestia Mali może być dźwignią interesów Polski?

Udział w operacji w Mali jest zbyt słabą „walutą”, by w zamian za nią można było kupić poparcie Francji w ważnych dla Polski sprawach (zerwanie z polityką zbrojenia Rosji, uczestnictwo Polski i innych państw z naszego regionu w spotkaniach Eurogrupy itd.). Warszawa nie może na tej bazie „dobić targu” z Paryżem. Wojnę w tym afrykańskim kraju możemy wykorzystać tylko w jeden sposób. Odmawiając poparcia Francji, możemy zademonstrować skalę naszego niezadowolenia z jej dotychczasowej polityki, starać się uzyskać podobną demonstrację ze strony naszych sąsiadów (Bałtów, Węgrów, Czechów, Rumunów itd.) i poinformować ją, że wspomniana przez Zaborowskiego zdrowa zasada „odpłacania pięknym za nadobne” jest także zasadą polityki polskiej. Lekceważenie interesów Rzeczypospolitej pociągać musi za sobą koszty – im wyższe, tym lepiej. Kwestia Mali nie wygeneruje wysokich kosztów, ale może być ostrzeżeniem i jako takie powinna być wykorzystana.

Żołnierze powinni zostać w domu

Krew żołnierzy Wojska Polskiego należy do Rzeczypospolitej i do nikogo innego. Ci, którzy posyłają ich na wojnę, mają prawo to czynić jedynie w jej służbie i dla jej korzyści. Mając armię ekspedycyjną, należy jej używać, a opierając bezpieczeństwo własnego państwa na solidarności sojuszników, należy ją budować. Nie oznacza to jednak wysyłania wojska na każdą wojnę u boku każdego formalnie sprzymierzonego z nami kraju. Francja nie zasłużyła na nasze poparcie, a jego udzielenie byłoby wręcz „niepedagogiczne”. Zachęcałoby bowiem wszystkich do lekceważenia interesów Polski tak, jak dotąd czynili to Francuzi.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Przemysław Żurawski vel Grajewski