Symbol zapaści państwa „Anatomia upadku”, nowy film Anity Gargas, robi mocne wrażenie. Wizualizacje najbardziej prawdopodobnego przebiegu katastrofy smoleńskiej, zebrane w 70-minutowym dokumencie, najważniejsze argumenty i fakty ujawnione przez niezależnych naukowców oraz posłów z komisji Antoniego Macierewicza, a także, co chyba najważniejsze, wypowiedzi rosyjskich świadków katastrofy – wszystko to nie pozostawia wątpliwości. Było inaczej, niż głosi raport komisji Millera.
Andrzej Hrechorowicz i Rafał Dzięciołowski z dziennikarką śledczą Anitą Gargas pojechali do Rosji, by po latach szukać prawdy o katastrofie smoleńskiej. I okazało się, że dokonali więcej niż całe państwo polskie od kwietnia 2010 r.
Film metodycznie i bez emocji dokumentuje porażające fakty. Niszczenie dowodów przez Rosjan, niszczenie wraku, miażdżenie kadłuba, wybijanie szyb w oknach i nieukrywana pogarda rosyjskich władz wobec strony polskiej.
I strach przedstawicieli polskiego państwa. Zaowocował on niewykorzystaniem ogłoszonej tuż po katastrofie deklaracji prezydenta Miedwiediewa o wspólnym polsko-rosyjskim śledztwie oraz nieprzesłuchaniem przez polskich prokuratorów naocznych świadków katastrofy. Więcej: ten strach prowadzi do ukrywania dowodów. W tym do ukrycia w raporcie Millera kluczowego dla wyjaśnienia katastrofy alarmu TAWS 38.
W filmie widzimy też jak na dłoni, że w raporcie sfałszowano ekspertyzę firmy SmallGIS wykonaną na podstawie danych satelitarnych na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. W wersji pierwotnej czytamy:
„Prawdopodobne strefy wybuchów o średnicy 14 i 9 metrów”. W wersji umieszczonej w raporcie Millera dokonała się cudowna zamiana na: „
Prawdopodobne strefy pożaru…”.
Trzy głuche huki
Film dokumentuje też działania Rosjan. Miejsca katastrofy dziś nie sposób poznać. Wycięte drzewa, nowy budynek przysłaniający obelisk upamiętniający tę tragedię. W miejscu, gdzie zarejestrowano alarm TAWS 38, czyli tu, gdzie prawdopodobnie doszło do eksplozji, splantowana na metr, półtora, ziemia. W filmie widzimy, jak prof. Binienda mówi rzeczy oczywiste, wskazując na trajektorię lotu tupolewa narysowaną przez komisję Millera:
samolot w sekundę podniósł się o kilkanaście metrów. Gdyby tak było, maszyna i piloci nie wytrzymaliby tak wielkiego przeciążenia. Oczywiście fakt ten zignorowała komisja Millera.
Świadkowie mówią: w parkan autokomisu uderzyły części tupolewa. Po parkanie nie ma śladu, po autokomisie również. Naoczny świadek, Nikołaj Szewczenko, widział tupolewa lecącego nad drogą, tuż przed lotniskiem, kołami w dół – co jest całkowicie sprzeczne z tezami raportu Millera. W tym miejscu samolot miał już spadać do góry kołami.
Jeszcze inny świadek, słyszał trzy głuche huki i widział język ognia ciągnący się za ogonem. Nowi świadkowie odnalezieni przez Anitę Gargas przedstawiają wersje zgodne z ustaleniami polskich niezależnych ekspertów.
Samolot na wysokości 5 m (musiał znaleźć się tak nisko, by ściąć osławioną brzozę) nie mógł zrobić beczki autorotacyjnej, bo jego skrzydła mają rozpiętość prawie 40 m.
Brzoza o 30-cm średnicy pnia (tyle miała na wysokości 5 m) nie jest w stanie zniszczyć bardzo solidnie zbudowanego skrzydła mającego 19 m długości. Eksperci mówią więcej: symetryczne wywinięcie poszycia tupolewa na zewnątrz kadłuba mogło powstać tylko w wyniku eksplozji wewnętrznej.
Profesor Jan B. Obrębski z Politechniki Warszawskiej stwierdza najjaśniej: samolot został zniszczony wskutek dobrze przygotowanej wielopunktowej eksplozji.
Premier pajacyk i tzw. dochówki
Naoczni świadkowie potwierdzają: kiedy samolot był wiele metrów nad ziemią, za jego ogonem pojawiła się smuga ognia. Sam ogon zaś odpadł jeszcze w powietrzu. Anatolij Żujew, mieszkaniec osiedla przy lotnisku pod Smoleńskiem, wspomina o pojawieniu się rozbłysku przy kadłubie samolotu: „
był jak żółtko jajka”. Dowódca polskiego jaka, który wylądował przed rządowym tupolewem, wspomina o odgłosach wybuchu. A Donald Tusk już 28 kwietnia 2010 r. ogłosił, że
przyczyną katastrofy nie była awaria samolotu ani eksplozja na pokładzie samolotu, robiąc gest pajacyka.
Druga część filmu mówi o kompromitacji państwa – nieobecności polskich specjalistów przy sekcjach ofiar, wypowiedź Ewy Kopacz: „
Pracujemy z Rosjanami jak jedna rodzina” i pozwoleniu Rosjanom na barbarzyńskie postępowanie ze zwłokami.
Wielokrotne grzebanie fragmentów ciał tych samych ofiar, czyli tzw. dochówki. Czy można sobie wyobrazić bardziej potworne słowo? Dymitr Książek mówi wprost: „
Andrzej Seremet kłamie. Byłem, widziałem, rodziny rozpoznały swoich bliskich, to było stuprocentowe rozpoznanie”. Zamiana ciał w Rosji oznaczać może zaś jedynie próbę upokorzenia rodzin ofiar. Aldona Polcyn mówi z goryczą: –
Na koniec się okaże, że brak dowodów to też wina rodzin…bo rodzina nie zadbała… Do tego polskie państwo nie wykonało badań genetycznych ciał ofiar, nie przeprowadzono badań pirotechnicznych i chemicznych, nie zbadano fragmentów poszycia samolotów. Nie ma drugiego takiego przypadku w historii światowego lotnictwa, by państwowa komisja zawyrokowała o przyczynach wypadku lotniczego bez badań wraku.
Symbol zapaści
Andrzej Seremet mówił na konferencji prasowej z kamienną twarzą o wykluczeniu zamachu, ale potem uciekł się do zarejestrowanego kamerą kłamstwa, byle uniknąć rozmowy z twórcami filmu. Pułkownik Zbigniew Rzepa z Naczelnej Prokuratury Wojskowej o mało nie popłakał się przed kamerą. Nie dziwię się mu. Co jeszcze z filmu zapamiętam?
Mowę ciała Ewy Kopacz głoszącej z sejmowej trybuny o przekopywaniu ziemi na półtora metra i przerażoną twarz premiera uciekającego z konferencji prasowej przed pytaniami Anity Gargas.Film jest rytmiczny, dobrze pomyślany, dobrze opowiedziany, bardzo dobrze zilustrowany i porażająco smutny. Tak, to anatomia upadku polskiego państwa. Tak, ta katastrofa jest symbolem zapaści.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Robert Tekieli