Po komunizmie została nam jedna fatalna naleciałość, której nie da się wyplenić z ludzkiego myślenia: determinizm, przekonanie, że ludzkość jest w stanie rozwijać się tylko w jeden określony sposób, a my możemy albo próbować nieco ten proces do nas dostosować, albo, co robi większość z nas, dopasować się samemu.
Przekonanie o zwycięstwie socjalizmu nad starymi demokracjami, czyli nad tym, co propagandyści nazywali krajami kapitalistycznymi, w pewnym momencie było tak powszechne, że buntowników traktowano jak szaleńców. W moim pokoleniu rzadko kto serio bronił komuny. Powszechna była postawa: „Jest źle, ale przecież nic nie zmienisz”.
Pomylili się. Zmieniliśmy, wspólnie i nie bez wysiłku. Po Smoleńsku widziałem wielu ludzi, którzy tracili wiarę w Polskę, o którą tyle lat walczyliśmy. W zaledwie pięć lat doszło do rewolucji, która spowodowała najgłębsze od 1989 roku zmiany. Oczywiście poczucie sukcesu nie jest pełne. Nie przychodzi od razu. Często na tyle późno, że trudno ten sukces zauważyć. Nowa rzeczywistość też nie zawsze jest idealna. Niektórych krzywdzi tak samo jak to, co było wcześniej. Nie zmienia to jednak faktu, że świat wokół nas można zmieniać. Pan Bóg nie wpakował nas do machiny historii, która zmiele każdego buntownika. Wręcz przeciwnie – dał nam władzę nad światem i kazał „czynić go sobie poddanym”. Ci, którzy zmieniają świat, działają z misją powierzoną przez Stwórcę, jeśli oczywiście mają sumienie. Problem w tym, że wielką siłę dynamiczną ma też zło. Ono tworzy swoje procesy historyczne i buduje własne struktury. Na każdym etapie możemy wybierać i nawet idąc złą drogą, mamy szansę przesiąść się do pojazdu, który wiedzie nas ku niebu. Ważne jest, żeby nie tracić nadziei. Jeszcze ważniejsze, by mieć właściwe rozeznanie. Więcej błędów popełniamy z niewiedzy niż ze złej woli. Jednego błędu nie wolno nam popełnić: tracić wiary w moc dobra.
Widzimy dzisiaj kryzys Kościoła. Ale to jest też nasz kryzys. Jesteśmy odpowiedzialni za to, by Kościół odbudował się jeszcze silniejszy. W przeszłości przechodził on nie takie trudne chwile. Boimy się potężnych sił w Europie, które chcą nam zabrać suwerenność i pozbawić tożsamości. Słusznie się obawiamy, ale Sowiety były silniejsze niż paru cwaniaków w Berlinie i Brukseli. To wszystko to po prostu zadania, które przypadły naszemu pokoleniu. Nam i tak się upiekło. Pokolenie naszych rodziców znalazło się w kleszczach między Stalinem i Hitlerem. Wojny wygrać się nie dało, ale to, co wywalczyli, pozwoliło nam przetrwać jako narodowi, zachowując tożsamość i dumę. My walczymy dzisiaj w dosyć cieplarnianych warunkach. Chodzi o to, by uzyskanej wolności nie stracić. Nie jest to bardzo trudne. Trzeba być trochę asertywnym, nieco cwanym i mocno pracowitym. To naprawdę nie tak wiele. Europa wchodzi w potężny zakręt. Musimy powstrzymać szaleństwo, zanim spadnie w przepaść. Będą się na nas boczyć, ale koniec końców kiedyś nam wszyscy przyznają rację.