Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Tresura obywatela III RP

Wciąż znacząca część polskiego społeczeństwa uznaje decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego za uzasadnioną. To efekt 20 lat propagandy, która wmówiła Polakom, że aktywność obywatelska skierowana przeciw władzy to coś z gruntu rzeczy złego.

Wciąż znacząca część polskiego społeczeństwa uznaje decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego za uzasadnioną. To efekt 20 lat propagandy, która wmówiła Polakom, że aktywność obywatelska skierowana przeciw władzy to coś z gruntu rzeczy złego.

Wedle ostatniego sondażu OBOP 43 proc. Polaków uważa decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. za uzasadnioną, tylko 35 proc. jest przeciwnego zdania. Jednocześnie z badania wynika, że maleje poziom wiedzy historycznej – respondenci mają coraz większy kłopot z podaniem daty rozpoczęcia przez komunistów niesławnej operacji siłowej.

Komu dziękować za taki stan polskiej świadomości historycznej?

Nobilitacja „ludzi honoru”

Bez wątpienia brawa należą się środowisku „Gazety Wyborczej”, które od lat lansuje wizję Kiszczaka i Jaruzelskiego jako „ludzi honoru”.

Na osobny aplauz zasłużył Lech Wałęsa, który w zależności od układu gwiazd i nasilenia bólu głowy raz opowiada, że Jaruzelski był zły, innym razem – że dobry, a jeszcze kiedy indziej – że nie wiadomo. Skoro główny bohater owych zmagań między światłem a ciemnością sam nie wie, czy walczył ze złymi, czy z dobrymi – to jak w tym mają się rozeznać zwykli kibice tych zmagań? W dodatku w miarę upływu czasu – i wyników nowych badań historyków – postać samego Wałęsy robi się coraz bardziej niejednoznaczna. Wskutek takiej sytuacji obraz, który powinien być jasny i ostry, okazuje się coraz bardziej zamazany.

Pogratulujmy jeszcze polskiej szkole i kolejnym reformatorom programu nauczania z MEN, którzy robią wszystko, żeby tylko delikatnych umysłów polskich dzieci nie obciążała nadmierna liczba faktów z historii ojczystej. Malejąca liczba godzin historii w szkołach i zastępowanie klasycznego wykształcenia projektami typu „zdrowie i uroda oraz zdrowa woda” to najlepsza droga do tego, by w sondażach na temat stanu wojennego za dziesięć czy dwadzieścia lat przeważającą odpowiedzią było: „ale o co chodzi?”.

Obywatelu, nie wychylaj się

Odpowiedź na pytanie „skąd tak wysoka akceptacja społeczeństwa dla stanu wojennego?” nie będzie pełna, jeśli nie zastanowimy się nad obowiązującą w Polsce od kilku lat narracją – narzucaną i konsekwentnie promowaną przez obóz władzy i wspierające go medialne Ochotnicze Rezerwy Platformy Obywatelskiej.

Sednem tej narracji jest przekonanie przeciętnego Polaka, że aktywność obywatelska to coś na wskroś podejrzanego. Że protest przeciw władzy to wyraz głupoty, niewiedzy lub złej woli. I że głównym zadaniem obywatela jest pielęgnowanie w sobie dwóch uczuć – zadowolenia z pełnej michy, ewentualnie (gdy micha nie jest zbyt pełna i smaczna) utrzymywanie się w przekonaniu, że nie ma co się szarpać, bo może być gorzej.

Ten kto skojarzy sobie tę narrację z główną linią przekazu spin-doktorów PO, ten trafi w sedno. Propagandyści Donalda Tuska cierpliwie budują podział Polski na jasną i ciemną, fajną i niefajną, nowoczesną i zaściankową. Dziwnym trafem wszyscy, którzy z czegokolwiek są niezadowoleni, kwalifikowani są jako należący do Polski ciemnej, niefajnej i wstecznej.

Ale przecież znamy tę argumentację także z lat 90. Transformująca PRL w III RP elita antykomunistycznej opozycji (a potem wraz z nią postkomuniści przywróceni do władzy) w ten sam sposób traktowała wszystkich, którzy ośmielali się bąknąć coś o sposobie, w jaki następowała zmiana ustroju. Tych, którzy głośno mówili, że może zbyt pochopnie pozbywamy się banków, że głupio prywatyzujemy przemysł, często po prostu go rujnując, że średniej klasy nie da się zbudować bez wsparcia drobnej przedsiębiorczości, że rak korupcji przeżera bankowość i wymiar sprawiedliwości, piętnowano jako wariatów.

Od ponad 20 lat w Polsce obowiązuje więc ta sama ideologia, która mówi: stało się to, co się stało, bo stać się musiało. Udało się wszystko, nie było innej drogi, a kto ma odmienne zdanie, ten warchoł, kiep, głupek i element antysystemowy. Stawianie trudnych pytań o to, dlaczego zrezygnowano z reprywatyzacji, dlaczego pozwolono uwłaszczyć się nomenklaturze, dlaczego zamiast modernizować przemysł, po prostu w większości go zlikwidowano – traktowane jest nieodmiennie jako przejaw oszołomstwa.

Stan wojenny, stan umysłu

Nowoczesny obywatel III RP nie powinien o nic pytać – ma zrobić zakupy, sprawdzić czy w kranie jest ciepła woda, porechotać przed telewizorem, obejrzeć meczyk, walnąć sobie sznapsa albo flaszkę chianti i zasnąć w błogim przekonaniu, że nikt od niego niczego nie wymaga, że sprawy idą w słusznym kierunku, o co troszczą się w odległej Warszawie (i Brukseli) ludzie rozsądni, mądrzy i godni zaufania.

Prawomyślny obywatel III RP tresowany jest tak, by pamiętał, że przeciw władzy protestuje jedynie osobnik niespełna rozumu albo po prostu opętany złymi intencjami. Wobec takich egzemplarzy nie odczuwa więc nic poza pogardą. Gardzi tłumem maszerującym po Krakowskim Przedmieściu, gardzi „moherami”, gardzi wyborcami, którzy nie są „młodymi wykształconymi z wielkich miast”, gardzi nawet dziennikarzami, którzy nie godzą się na śpiewanie w rządowym chórze. A skoro nauczył się gardzić tymi, którzy walczą o swoje prawa, to właściwie dlaczego nie miałby gardzić tymi, którzy także w 1981 r. odważyli się o te prawa walczyć?

Nie dokonuję tu porównania sytuacji PRL pod rządami Jaruzelskiego do Polski pod rządami Tuska – byłoby to grubym nadużyciem. Zauważmy jednak, że każdy sondaż to – jak podkreślają socjolodzy – fotografia nastrojów czy odczuć społeczeństwa w chwili wykonania badania. Będę więc się upierał, że akceptacja siłowej rozprawy z obywatelskimi aspiracjami narodu, a tym był stan wojenny, byłaby dziś o wiele niższa, gdyby przez ostatnie dekady przekonywano Polaków, że każdy ma prawo do własnego zdania, obrony swojego miejsca pracy, do swoich wyborów politycznych i do stawiania pomników komu chce.

Tymczasem wpajano nam zupełnie co innego – każdy, kto nie zgadza się z władzą, to element potencjalnie niebezpieczny. Czy można więc się dziwić, że tak wytresowany obywatel III RP nie chce pochwalać warchołów z Solidarności, przez których groziła nam „wojna z Ruskimi”? Spójrzmy na to podobieństwo propagandy – dziś też głos oddany na „strasznego Kaczora” to głos na „wojnę z Rosją”, dziś każdy, kto maszeruje po ulicy wbrew władzy, maszeruje nienawistnie, a jeśli na łamach antyrządowego periodyku wyraża niezadowolenie z działań władzy, to najpewniej tylko dlatego, że mu „pisiory płacą” (trzydzieści lat temu mówiło się o „dolarach od CIA”).

Nie będzie spokoju dla wrogów spokoju – to credo dzisiejszej rządzącej ekipy. Przekonują o tym akcje ABW przeciw internetowym dowcipnisiom, czystki w mediach, inwigilacja organizatorów „nieprawomyślnych” demonstracji. A spokój, jak wiadomo – zwłaszcza święty – jest bezcenny. Co zaś z pamięcią? Z historyczną prawdą? Z szacunkiem dla ofiar stanu wojennego? Dlaczego stosownie wytresowany obywatel III RP miałby szanować pamięć górników zabitych trzy dekady temu, skoro nie potrafi uszanować nawet pamięci 96 ofiar katastrofy smoleńskiej sprzed dwóch i pół roku? Ważne, żeby było spokojnie. A kto wichrzyciel, ten jeszcze dostanie za swoje.



Autor jest pisarzem i publicystą. W latach 2008–2011 kierował działem krajowym „Rzeczpospolitej”, w latach 2011–2012 był publicystą tygodnika „Uważam Rze”. Obecnie jest redaktorem naczelnym portalu wNas.pl i autorem radia WNET. Wraz z pozostałymi dziennikarzami dawnego „Uważam Rze” jest zaangażowany w tworzenie nowego tygodnika Pawła Lisickiego. Niedawno ukazała się jego powieść „Demokrator”

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Piotr Gociek