Polski rynek medialny nie jest rynkiem, w którego przypadku możemy mówić o pełnym pluralizmie. Wie to każdy, kto z mediami w Polsce ma do czynienia. Do 2015 r., gdy głosem Platformy Obywatelskiej mówiły wszystkie największe media, łącznie z mediami publicznymi, odstępstwo od propagandowego chóru było natychmiast zauważane, komentowane i często napiętnowane.
To przecież słynne zdanie Donalda Tuska: „Ktoś przestawił wajchę” pokazywało jego zaniepokojenie, że gdzieś pojawiła się inna niż propagandowa tonacja w głównych mediach. Miarą hipokryzji jest w tej chwili także to, że w ani jednym tytule wydawanym przez największe grupy medialne nie toczy się poważna dyskusja na temat dekoncentracji rynku. Prawda jest taka, że w tej sprawie można tylko krytykować samą ideę, nic innego dozwolone nie jest. W każdym razie każdego dnia widzimy, że z jakichś zagadkowych powodów dziennikarze Onetu, TVN czy „Gazety Wyborczej” poważnie tego tematu nie podejmują. A przecież forma przekazu lub jego brak jest także przekazem – to kolejna prawda, która w kontekście dekoncentracji rynku medialnego i faktycznego braku pluralizmu widoczna jest gołym okiem.