Wypowiadanie dziś konwencji stambulskiej wydaje się błędem politycznym – poważnie uderza w wizerunek Polski w czasie, gdy mamy wiele na scenie europejskiej do wygrania. Radykalny, niosący mocny efekt wizerunkowy w polityce wewnętrznej ruch miałby sens, gdyby faktycznie zapisy konwencji zmuszały rząd do wprowadzenia nieakceptowalnych dla Polski interpretacji zapisów, których kilka faktycznie w tym dokumencie się znajduje.
Ale tak nie jest – Polska nie musi podporządkować przepisów krajowych tak, by wprowadzać ideologię genderową do prawodawstwa, konwencja daje do tego pole, ale tego nie narzuca. Znacznie lepiej by było podkreślać zarówno w debacie krajowej, jak i w naszych relacjach międzynarodowych, że Polska jest krajem, w którym prawo antyprzemocowe jest wprowadzone, a ochrona kobiet jest skuteczniejsza niż w wielu innych krajach UE. Pokazują to zresztą statystyki w liczbie przestępstw wobec kobiet. Warto powiedzieć także i to – mimo tonacji genderowej niektórych zapisów tej konwencji jest ona z punktu widzenia praw kobiet korzystna. Wypowiadanie jej byłoby gestem symbolicznym, ale niewartym strat wizerunkowych, jakie on Polsce przyniesie.