Część z 9,5 tys. wycofywanych z Niemiec amerykańskich żołnierzy zostanie skierowana do Polski oraz innych krajów sojuszniczych Stanów Zjednoczonych - poinformował dziś Reuters. Odwołany we wtorek amerykański ambasador w Niemczech Richard Grenell w ostatnim czasie otwarcie krytykował Niemcy za zbyt bierną postawę ws. gazociągu Nord Stream 2 oraz niewywiązywanie się z deklarowanych wydatków na NATO. Jak wskazują media, mogą to być przyczyny decyzji amerykańskiego prezydenta.
Amerykańscy żołnierze mają opuścić terytorium Niemiec jeszcze przed wrześniem br - powiedzieli wysocy urzędnicy z administracji Donalda Trumpa w rozmowie z dziennikiem „Wall Street Journal”.
Pod oficjalnym rozporządzeniem widnieje podpis doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych Roberta O’Briena. Jak wynika z dokumentu, USA wycofają 9500 żołnierzy, spośród 34,5 tys, stacjonujących tam obecnie.
Tym samym kontyngent żołnierzy USA stacjonujących na stałe w Niemczech ma zostać zmniejszony do 25 tys. Według "WSJ" będzie to maksymalna łączna liczba żołnierzy USA przebywających w Niemczech na stałe oraz rotacyjnie. Dziennik przypomina, że zdarzało się, że w RFN momentami stacjonowało nawet ponad 50 tys. amerykańskich wojskowych."WSJ" i Reuters informują, że dokument o wycofaniu części żołnierzy USA z Niemiec podpisał prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Robert O'Brien.
Zgodnie z obecnie obowiązującymi ustaleniami, w Niemczech może przebywać do 52 tys. amerykańkskich żołnierzy.
Reuters pisze, że decyzja Waszyngtonu "to rezultat miesięcy pracy" przewodniczącego kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA generała Marka Milleya. Dyskusje dotyczące wycofania wojsk z Niemiec trwały w amerykańskiej administracji od września ub.r. - pisze "WSJ". Krok ten "przypada na okres napięć w relacjach między USA i Niemcami" - zauważa.
Jak podaje urzędnik z otoczenia Donalda Trumpa, chcący zachować anonimowość, decyzja prezydenta USA jest podyktowana ostatnimi napięciami na linii Waszyngton-Berlin.
Donald Trump wielokrotnie krytykował Niemcy za zbyt małe zaangażowanie finansowe w Sojusz. Domagał się, aby inne państwa członkowskie wywiązały się, ze swoich obietnic zwiększenia wydatków do 2 proc. PKB do 2024 roku.
Jak wskazywał na Twitterze były już amerykański ambasador w Niemczech Richard Grenell, Waszyngton domagał się od Berlina -oprócz wyższych nakładów na NATO- także zdecydowanej reakcji ws. gazociągu Nord Stream 2.
You always wanted me to stop asking you publicly to pay your NATO obligations and calling for an end to Nord Stream 2. But these are US policies. And I work for the American people. https://t.co/AK240eMM3H
— Richard Grenell (@RichardGrenell) May 25, 2020
Richard Grenell ustąpił ze stanowiska we wtorek. Jego obowiązki przejęła tymczasowo jego zastępczyni Robin Quinville.
Jak podawała wcześniej agencja dpa, zadanie swej misji w Berlinie widział Grenell w ofensywnym realizowaniu polityki Trumpa wobec Niemiec i Europy - i to w niekonwencjonalnym, raczej niedyplomatycznym stylu. W niemieckich ugrupowaniach opozycyjnych pojawiał się nawet postulat, by władze państwowe uznały go za persona non grata.
Wypowiadając się w ubiegłym tygodniu w Waszyngtonie dla niemieckiego dziennika ekonomicznego "Handelsblatt", Grenell ostro skrytykował niemiecki rząd za wspieranie realizowanej przez rosyjski Gazprom i przerwanej w rezultacie amerykańskich sankcji budowy gazociągu Nord Stream 2 po dnie Bałtyku z Rosji do Niemiec. "Niemcy muszą zaprzestać karmienia bestii, gdy jednocześnie nie płacą dostatecznie dużo na rzecz NATO" - podkreślił.