Z okazji obchodzonego dzisiaj Dnia Dziecka prezentujemy kolejną bajkę autorstwa redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie" Tomasza Sakiewicza pt. "Odrośnięty"
Mamo, kup mi rower! – Piotruś był tego dnia wyjątkowo nieznośny. Wiedział, że zbliża się Dzień Dziecka i rodzice muszą mu kupić jakiś prezent, ale zupełnie nie wiedział, co tak naprawdę chce. Miał już rower, tylko chciał trochę większy i nowszy.
– Piotrusiu, rower kosztuje bardzo dużo pieniędzy – tłumaczyła mama synowi. – A ty nie potrzebujesz nowego.
Teraz chłopiec już na pewno chciał rower i choć zastanawiał się nad innym prezentem, to kiedy usłyszał, że mama nie kupi mu roweru, postanowił upierać się właśnie przy nim.
– Ale ty masz dużo pieniędzy, więcej niż na rower – już prawie krzyczał.
– Pieniądze są potrzebne nie tylko na prezenty, ale na mieszkanie, prąd i jedzenie – odpowiedziała możliwie spokojnie mama.
– Jak będę dorosły, to kupię sobie, co zechcę, i starczy mi na wszystko – mówił z prawdziwą złością Piotruś.
– Jak będziesz dorosły, to proszę bardzo, ale teraz jesteś jeszcze dzieckiem i przepraszam, ale to ja decyduję – mama zakończyła rozmowę.
Chłopcu przyszło do głowy, że pilnie musi stać się dorosły, tylko jak to zrobić.
„Chcę być dorosły, chcę być dorosły…” – powtarzał sobie. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Jeszcze łatwiej zasnąć. Było już późno w nocy, gdy zmorzył go wreszcie sen. Zasnął, zastanawiając się, jak się obudzić dorosłym.
Rano przy pierwszych promieniach słońca zobaczył nad sobą świetlistą postać. Była w białej sukni i miała długie włosy. Uśmiechała się do niego.
– Jestem wróżka Marzenka, spełniam raz w roku marzenia dzieci. Ty, zdaje się, chciałeś być dorosły?
– No tak – odpowiedział niepewnie.
Wręczyła mu buteleczkę z brązowym płynem.
– Jak to wypijesz, z każdym łykiem będziesz trochę starszy – powiedziała i zniknęła.
Chłopiec spojrzał na buteleczkę, odkręcił. Pachniało kakao i tak smakowało. Pociągnął jeden łyk. Po chwili zorientował się, że jest trochę większy. Na twarzy pojawił mu się poranny zarost, taki jak u taty. Spojrzał w lustro i stwierdził, że ma ponad dwadzieścia lat. Zobaczył, że w przedpokoju stoi nowiutki rower.
– Cha, super – ucieszył się. Szybko ubrał się i wyszedł, by się nim przejechać.
Jeździł kilka godzin, aż zachciało mu się pić i jeść. Wyszedł przecież bez śniadania. Był daleko od domu, a głód doskwierał. Na szczęście zobaczył w pobliżu sklep spożywczy. W sklepie były gotowe kanapki, ciastka i ulubiony sok.
Włożył wszystko do koszyka i poszedł do kasy. Portfel miał w wewnętrznej kieszeni kurtki. Wyjął go, chciał zapłacić kartą. Niestety karta nie działała. Cały czas pokazywała brak środków. Zaczął nerwowo szukać w portfelu jakichś pieniędzy. Znalazł kilka drobnych monet. Nie wystarczyło na jedzenie ani nawet na sok. Dobrze, że wystarczyło na wodę.
Postanowił wracać do domu, ale było do niego naprawdę daleko. Po dwóch godzinach wtaszczył rower do domu. Zrobił się naprawdę głodny. Od razu poszedł do lodówki. Było tam wyjątkowo pusto. Znalazł jakiś stary zeschnięty ser. Ze wstrętem, ale zjadł go w całości. Wprawdzie do końca się nie najadł, jednak jedzenia miał jak na razie dosyć.
Usiadł przed telewizorem i pomyślał sobie, że teraz będzie przez cały wieczór oglądał filmy. Telewizor nie działał. Bardzo się tym zdenerwował, ale co miał zrobić. Zaczęło robić się ciemno na dworze. Chciał zapalić światło. Też nie działało. Nigdzie nic nie działało. Przypomniał sobie, że w drzwiach była jakaś kartka, przeczytał ją: „Prąd wyłączony z powodu braku opłat”. To brzmiało jak wyrok. Przecież dorośli mają, co chcą, to dlaczego on nie ma jedzenia i światła?
– Pewnie muszę być jeszcze starszy. Wziął buteleczkę, tę od wróżki, wypił do połowy. Teraz nic już nie urósł.
Trochę zaczęło boleć go kolano i coś cisnęło w piersi. Światło było.
Usłyszał dzwonek do drzwi. Przed drzwiami stał jakiś siwy mężczyzna z brodą. To właściciel domu, od którego rodzice wynajmowali mieszkanie. Był już bardzo stary. Nie miał dobrej miny. Wręczył mu jakiś dokument. Za kilka dni ma się wyprowadzić z tego lokalu. Napisali, że nie płacił za czynsz. Lodówka dalej była pusta.
Siedział przerażony, zupełnie nie wiedząc, co zrobić. Nie ma na jedzenie, nie ma mieszkania… W przedpokoju stały za to dwa rowery. Może je sprzeda… Ale tymczasem trzeba coś zjeść. Była tylko woda w kranie i… pół buteleczki z kakaowym płynem. Był bardzo głodny, więc nie zastanawiając się, jednym haustem wypił wszystko do końca. Na początku trochę się nasycił. Ale po chwili zorientował się, że jego ręce są całe pomarszczone.
Chciał podejść do lustra i zobaczyć się w nim, ale nie mógł podnieść się z krzesła. Ogromnym wysiłkiem wreszcie dał radę. Poczłapał do szyby w szafie sypialni. Patrzył na niego pomarszczony staruszek z siwymi włosami. Poszedł do przedpokoju, gdzie miał kurtkę. Znalazł stary portfel. Było tam nawet trochę pieniędzy. Pójdzie do sklepu i kupi jakieś jedzenie. Bardzo długo ubierał się. Kiedy wychodził, zobaczył, że ma do pokonania kilka schodków. Schody tam zawsze były, ale nigdy nie zwracał na nie uwagi. Teraz to był problem nie do pokonania.
Trzymając się poręczy, schodził jeden po drugim. Przy ostatnim potknął się i się przewrócił. Nie mógł się podnieść. Bardzo żałował, że nie jest już młody, że nie jest dzieckiem… Żałował, że wypił ten płyn. Teraz już go nie chciał. Ale łatwiej płyn wypić, niż odpić. Na szczęście pojawiła się wróżka Marzenka.
– Już nie chcesz dorastać? – zapytała z uśmiechem.
– Nigdy – krzyknął.
Świat zawirował. Z powrotem był w łóżku. Mama przyniosła mu śniadanie do łóżka. Na deser z okazji Dnia Dziecka dostał kogel-mogel. Zjadł wszystko jak nigdy i wylizał kubek ze słodkościami do końca. Mama kupiła mu kilka książek przygodowych. Z radością zaczął je przeglądać.
– Już nie chcesz roweru? – spytała.
– Nie, mamo. Mam wszystko, co trzeba, i niech się to nie zmienia. Nigdy, nigdy…