Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

To był obowiązek szefa BOR-u

Prawdopodobnie wszyscy, łącznie z premierem, wiedzieli, że przygotowania do wizyt w kwietniu 2010 r. w Katyniu nie przebiegają prawidłowo.

Prawdopodobnie wszyscy, łącznie z premierem, wiedzieli, że przygotowania do wizyt w kwietniu 2010 r. w Katyniu nie przebiegają prawidłowo. Wiem, w jaki sposób pracował BOR oraz jego szef, i nie wierzę, by informacje BOR-u o nieprawidłowościach wciągnęła czarna dziura – mówi płk Tomasz Grudziński, były wiceszef BOR-u.

Płk Tomasz Grudziński odniósł się do wczorajszego artykułu w „Codziennej” pt. „Janicki mógł zapobiec katastrofie”. Napisaliśmy w nim, że szef BOR-u gen. Marian Janicki wiedział, iż jego podwładni nie wykonali rekonesansu na lotnisku w Smoleńsku. Co więcej, gdy grupie rekonesansowej nie udało się dostać na lotnisko Siewiernyj, szef BOR-u miał obowiązek natychmiastowego powiadomienia premiera oraz szefów MSWiA, MSZ-etu i Kancelarii Premiera o konieczności zmiany miejsca lądowania samolotów specjalnych. Nie zrobił tego, czym naraził bezpieczeństwo ochranianych osób. Takie zarzuty można znaleźć w opinii biegłych zamówionej przez prokuraturę prowadzącą tzw. cywilny wątek śledztwa smoleńskiego. – Lotnisko to miejsce czasowego pobytu osoby ochranianej i jak każde miejsce czasowego pobytu powinno być zabezpieczone. To nie podlega żadnej dyskusji – potwierdza płk Grudziński, odrzucając stwierdzenia premiera Donalda Tuska, że zabezpieczenie lotniska nie leżało w gestii BOR-u.

Jak dowiedziała się „Codzienna”, w aktach śledztwa prokuratury istnieją niepodważalne dowody, że gen. Janicki został powiadomiony o utrudnieniach przy przygotowaniach do wizyt w Rosji przez płk. Pawła Bielawnego, który otrzymał meldunek od funkcjonariuszy uczestniczących w nieudanym rekonesansie w Smoleńsku.

– Psim obowiązkiem szefa BOR-u jest informowanie ministra spraw wewnętrznych, jak idą przygotowania do wizyt – mówi płk Grudziński. – Gdy gen. Janicki dowiedział się, że nie było rekonesansu, natychmiast powinien był powiadomić ministra spraw wewnętrznych i prezydenta o zagrożeniach związanych z wizytą. Jeśli nic nie zrobił, to za co dostał awans? – pyta były wiceszef BOR-u.

Były szef MSWiA Jerzy Miller zeznał w prokuraturze, że do czasu odbycia wizyt premiera 7 kwietnia 2010 r. i prezydenta 10 kwietnia 2010 r. „nie były mu zgłaszane żadne problemy ze współpracą funkcjonariuszy BOR-u z ich odpowiednikami po stronie rosyjskiej”. „Przez szefa BOR-u ani przez kogokolwiek nie byłem informowany o żadnych elementach związanych z przygotowaniem wizyt” – twierdził.

Jak ujawniła „Codzienna”, Jerzy Miller zeznał, że po katastrofie w Smoleńsku to on wydał ustne polecenie gen. Marianowi Janickiemu, by przeprowadził kontrolę dotyczącą przebiegu przygotowań. „Szef BOR-u nie był sędzią we własnej sprawie i był obiektywny w tej kontroli. Zostałem poinformowany ustnie przez szefa BOR-u o wynikach, iż pozytywnie oceniono przygotowania, nie naruszono prawa, nie naruszono procedur” – tłumaczył śledczym były szef MSWiA. Dzięki pracom zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej wiadomo, że było na odwrót – BOR całkowicie zlekceważył wizytę głowy państwa i złamał wszelkie możliwe procedury. Potwierdzają to miażdżąca dla Janickiego opinia biegłych oraz inne dowody. Mimo to prokuratura nie postawiła mu zarzutów.

 



Źródło:

Anita Gargas