Do Polski przyjechał prof. Wiesław Binienda, ekspert NASA, zaliczony przez prezydenta do „egzotycznych naukowców z Australii czy Nowej Gwinei". Egzotyka profesora polega na tym, że raportu MAK-u nie bierze na piękne oczy gen. Anodiny. Zamiast tego z ekscentrycznym uporem poddaje badaniu ostatnie sekundy lotu tupolewa. Używa do tego wartego 10 mln dol. oprzyrządowania. Udowadnia, że brzoza nie mogła ułamać skrzydła samolotu, a wskazana przez MAK trajektoria lotu była wzięta z sufitu. Wyniki badań prezentuje na międzynarodowej konferencji ponad 200 wybitnym specjalistom w tej dziedzinie. Eksperci chwalą rzetelność jego badań. No, ale oni też przybyli z jakichś egzotycznych zamorskich krajów. Fachowcy z komisji Jerzego Millera egzotyką gardzą. Rzut oka wystarczył im, by ocenić, że „
jak walnęło, to się urwało". I udają, że prof. Biniendy nie ma. – Nie mam ochoty ustosunkowywać się do tego, co ustaliły osoby zajmujące się tym naukowo czy pseudonaukowo – rzekł ekspert komisji Millera mjr Artur Kułaszka (w programie „Bliżej"). Zbigniew Klepacki, wykładowca z Politechniki Rzeszowskiej stwierdził: „
Nie mam czasu na duperele".
Bogu dzięki, że istnieją egzotyczni profesorowie.
Źródło:
Anita Gargas