Popis chamstwa, łgarstwa i agresji, jakie dał Donald Tusk w piątek w Sejmie, można wyjaśnić tylko jednym – panicznym strachem przed Władimirem Putinem. Strachem, że nawet oczywista, jak się mogło wydawać, uchwała w sprawie zwrotu wraku tupolewa do Polski może wywołać gniew w Moskwie.
A przecież do gniewu cara nie można dopuścić. Tusk zabrał się do tego w swoim stylu. Od dwóch lat trwa w przyklęku przed Putinem i najwyraźniej uznał, że pozycja ta nie kompromituje. Że wystarczy wykonać parę butnych ruchów, by Polacy siedzieli cicho. Ale w histerycznym szale zapobiegania gniewowi Moskwy Tusk przekroczył granice. Kłamstwo smoleńskie usiłował przykryć brutalnym atakiem na walczące o prawdę o okolicznościach katastrofy rodziny ofiar. Wasalne gesty cynicznie nazywał budowaniem dobrych relacji z sąsiadem. Tych, którzy bronią podmiotowości Polski, wyzwał od targowiczan, a ponieważ to nie wystarczyło – oskarżył o próbę wywołania wojny polsko-rosyjskiej.
Sejmowe wystąpienie premiera to dowód jego słabości. Agresja nie zdołała przykryć hańby, którą okrył się rząd. I Tuskowi przyjdzie za to zapłacić.
Źródło:
Anita Gargas