"Ucho Prezesa, czyli SCHEDA" w teatrze 6. Piętro to świąteczny prezent przygotowany zarówno dla fanów serialu, którego odcinki miliony internautów obejrzały w sieci, jak i dla tych, którzy o Robercie Górskim słyszeli wyłącznie z kabaretowych skeczy powtarzanych raz po raz przy zapychaniu telewizyjnych ramówek. I jedni, i drudzy nie powinni być zawiedzeni - a miłośnicy polityki i baczni obserwatorzy polskiej sceny politycznej z pewnością docenią mnóstwo mrugnięć okiem, obok których nie sposób przejść obojętnie.
Przełożenie popularnego serialu na deski teatralne wiązało się ze sporym ryzykiem. Po pierwsze, widzowie przyzwyczajeni są do pewnej formy, której nie da się idealnie odwzorować w teatrze. Po drugie, cała operacja wymaga sporej precyzji, a przede wszystkim naszkicowania scenariusza, który obroni się jako całość - bez kopiowania skeczów i nawiązywania do dialogów serialowych. Tadeuszowi Śliwie, który debiutował tym spektaklem w formule teatralnej z pewnością się to udało. Wystawione na scenie "Ucho Prezesa" to luźne nawiązanie do serialu (postaci, aktorzy, puszczanie oka do widzów ws. bieżących wydarzeń politycznych), ale przede wszystkim opowieść o tym, jak wyglądają intrygi podczas walki o władzę.
Rzecz jasna opowieść ta jest nośna, medialna i pełna pikanterii, ponieważ dotyczy tytułowej schedy po Prezesie z Nowogrodzkiej. Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły - na deskach teatru widzimy szereg zdarzeń i dość osobliwych zachowań wywołanych żądzą i wizją przejęcia władzy w partii i państwie. Na Nowogrodzkiej wybucha panika, a bohaterowie znani z serialowej wersji "Ucha" - w oczywisty sposób nawiązujący do postaci, które znamy ze sceny politycznej - wzajemnie się zwalczają, oskarżają, udają, manipulują i podsłuchują. Słowem, wszystko to, co znamy z każdej sztuki poświęconej kulisom władzy, od Szekspira poczynając, na dzisiejszych kabaretach kończąc. Kolorytu teatralnej odsłonie "Ucha prezesa" nadają umiejętnie wbijane szpilki, które interesującym się na co dzień polityką dostarczają całkiem sporo uciechy, a momentami także refleksji. Nie jest to jednak odwzorowanie polskiej polityki, co widzieliśmy w serialu - tym razem Śliwa, Górski i spółka postawili na swobodnie potraktowany scenariusz i sporo dowolności w kreśleniu politycznych scenariuszy na przyszłość.
Wspomniany koloryt nadają aktorzy, którzy w mniej (rzadziej) lub bardziej (zdecydowanie częściej) udany sposób odwzorowują zachowania polityków z pierwszych stron gazet w naszym kraju. Czasem są to zwykłe wyobrażenia i luźne skojarzenia autorów serialu i sztuki, innym razem parodiowane w skali 1:1 sposoby zachowania, mówienia, chodzenia, a nawet akcentowania odpowiednich słów. Przykłady? Poza tytułowym Prezesem (w jak zwykle świetnej formie, choć mniej obecny niż zwykle, Robert Górski) mamy w obsadzie Tomasza Sapryka jako lidera opozycji Grzegorza, Krzysztofa Dracza w roli Richarda z Brukseli czy Lesława Żurka jako wesolutkiego Ryśka ogranego przez partyjne koleżanki - wszyscy oni wywołują salwy śmiechu na widowni. Nad rolami Cezarego Pazury (odgrywa Donalda z Brukseli) czy Pawła Koślika (prezydent) można by popracować, ale i tak całość spektaklu jest po prostu dwiema godzinami pysznej zabawy, która pozwala złapać nieco oddechu w rozgrzanej do granic naszej debacie publicznej.
To zresztą chyba jedna z najważniejszych zalet "Ucha Prezesa" (także w wersji teatralnej) - Robert Górski i cała ekipa przygotowująca skecze i spektakl spuszczają powietrze z balonika emocji politycznych w naszym kraju. Na deskach teatru dostaje się zarówno rządzącym, jak i opozycji, a puenta "Ucha" choć otwarta, to daje nadzieję, że wszystko to może, choć nie musi wyglądać inaczej: bardziej cywilizowanie, bez stanu permanentnego napięcia i zadęcia, który toczy organizm naszych dyskusji o polityce niczym nowotwór. I dlatego teatralne "Ucho" z 6. Piętra powinien obejrzeć każdy, komu leży na sercu stan naszego państwa - nie dlatego, by poznać gotowe recepty na jego uzdrowienie, ale po to, by przejrzeć się w krzywym zwierciadle, może coś przemyśleć, a może po prostu uśmiechnąć do myślących inaczej. Tylko tyle, ale i aż tyle.
Ocena:9/10