Coraz bardziej widać, że przy wyborze ministrów tego rządu klucz kompetencji i autorytetu nie był najważniejszy. Brak menadżerów od poszczególnych obszarów zarządzania państwem jest dziś dramatyczny.
Minister sportu zapewnia publiczność i widzów TVN, że trzeba wspierać trzecią ligę hokeja, choć takowej nie ma. Bezkrytyczny piewca rządu W. Kuczyński krytykę minister sportu uznaje za „superhisterię o seksistowskim podłożu”. Lepiej więc nie krytykować ani szefa NCS – Kaplera, który za wydanie blisko 2 mld zł na wyjątkowo brzydki Stadion Narodowy miał dostać blisko 500 tys. zł samej premii, ani tym bardziej właściciela salonów fryzjerskich, który postanowił się sprawdzić jako wysokiego szczebla urzędnik i który na początek rozbił nieszczęśliwie służbową skodę - bo można zostać posądzonym co najmniej o homofobię.
Minister ds. równego traktowania w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego do 67 lat, oczywiście na antenie TVN, „fachowo” przekonuje nas, że większego problemu nie ma, bo przecież piłkarz na stare lata może zostać trenerem piłkarskim.
Min. Rostowski, prawdziwy lider wśród dowcipnisiów tego rządu, w trosce o polskie kobiety i ich emerytury reklamuje przedłużenie wieku pracy Polek o 7 lat, bo rzekomo wszyscy na tym skorzystają; i dodaje, że za osiem lat nie będzie problemu ze znalezieniem pracy (zwłaszcza jak kolejne 2 mln młodych Polaków jeszcze wyjedzie). Minister finansów zapewnia Polaków, że to polska gospodarka udowodniła, iż możemy stworzyć pracę dla ludzi powyżej 55 lat - to już istny kabaret.
Polski premier poszedł na całość: „albo podwyższenie wieku emerytalnego, albo trwałe podniesienie VAT na wszystkie produkty o 8 proc.” Czyżby znów światowy polski rekord? 23 plus 8 to 31 proc. VAT - i w stawkach obniżonych 13 proc. i 16 proc. Toż to fantastyczny pomysł, bo wtedy w ogóle nie będzie emerytów; wymrą dość szybko bez szans na zakup żywności i leków. To byłoby skuteczne rozwiązanie problemu niewypłacalności systemu emerytalnego w skali światowej – Nobel murowany.
Minister infrastruktury, równie urodziwy co minister sportu, właśnie poinformował nas o prawdziwym dramacie na budowie odcinka A-2 mimo zapewnień o „potencjalnej przejezdności” polskich autostrad. Już wiadomo, że dokończonych autostrad od granicy do granicy ani od stolicy do granicy nie będzie na Euro 2012. Co się stało z mistrzem piaru z Ministerstwa Infrastruktury?
Ze Strykowa nie skręcimy w A-1 w kierunku Gdańska, Kraków nie będzie połączony A-4 z Ukrainą, z Warszawy nie dojedziemy autostradą ani do Poznania, ani do Wrocławia, ani do Gdańska, ani tym bardziej do Rzeszowa. To ma być właśnie to maksimum tego, co możliwe ,tym bardziej, że jak mówi min. Nowak, „drogi nie grają na Euro”. Min. Nowak jakby stracił wiarę, a przecież sam swego czasu zapewniał Polaków, że PO ma w swych szeregach przywódcę obdarzonego boskim geniuszem. A tacy mogą przecież góry przenosić i wiadukty stawiać z piasku, i beton wylać przy 30 stopniach mrozu.
Minister sprawiedliwości z filozoficznym spokojem obserwuje cały ten rozgardiasz i praktycznie już bunt w wymiarze sprawiedliwości. Po zaskarżeniu przez prokuratorów ustawy do Trybunału Konstytucyjnego polscy sędziowie zapowiedzieli, że w najbliższych tygodniach złożą tysiące pozwów przeciwko Skarbowi Państwa z powodu zamrożenia ich wynagrodzeń. 30-letni minister pracy i polityki socjalnej Kosiniak-Kamysz - lekarz z PSL, które proponuje szybsze odchodzenie na emeryturę kobiet posiadających i wychowujących dzieci, czemu sprzeciwia się zasadniczo jego rządowy szef, czyli premier D. Tusk - jest między młotem a kowadłem.
O ministrze zdrowia po jego występach przy refundacji leków lepiej nie wspominać; zapadł w sen zimowy i zdecydowanie unika mediów, choć chłop całkiem wygadany.
Do połowy lutego na tytułowej oficjalnej stronie Ministerstwa Skarbu jako urzędujący minister figurował Aleksander Grad, choć dzięki Bogu już dawno go tam nie ma.
Minister spraw zagranicznych Sikorski zaczął ostro - jak mawiają niektórzy:
„hołdem berlińskim”.
Minister Boni zorganizował fantastyczne konsultacje w sprawie ACTA, już po podpisaniu umowy przez ambasador Polski w Tokio.
Wszystkich przebija jednak rzecznik rządu, na którego skarżą się dziennikarze, że unika z nimi kontaktu.
Niewielu Polaków wie, jakimi resortami kierują dziś Budzanowski, Szumilas, Siemoniak czy Kudrycka. Nic więc dziwnego, że już w styczniu 2012 r. aż 70 proc. Polaków (wg OBOP) negatywnie oceniło rząd, a 63 proc. samego premiera. 60 proc. Polaków nie chce słyszeć o euro, aż 69 proc. uważa, że sprawy w kraju idą w złym kierunku, 52 proc. spodziewa się pogorszenia sytuacji gospodarczej (dodałbym, że całkiem słusznie) w najbliższych latach. Być może obserwując wyczyny naszych profesjonalistów od rządzenia, aż 68 proc. rodaków (OBOP) uważa, że polska gospodarka jest w kryzysie, a 21 proc., że kryzys ten jest głęboki. Tu już naprawdę nie chodzi o spadające sondaże, tu chodzi o minimum profesjonalizmu, o zgodność słów z czynami. Nie o to przecież chodzi, by być trendy czy sexy dla swojego elektoratu, chodzi o to, by nie popełniać kosztownych błędów i nie ośmieszać kraju na arenie międzynarodowej.
Panie superministrze J.K. Bielecki - potrzebna pilna rekonstrukcja rządu. Reformy wprowadzane na siłę wbrew opinii społeczeństwa przez takich fachowców muszą się skończyć tragicznie. W ten sposób Polska zlikwiduje się sama. A zamiast Budapesztu będziemy mieli Grecję.
Autor jest głównym ekonomistą SKOK
Źródło:
Janusz Szewczak