Naprawdę trzeba dużo złej woli, żeby robić z tego problem. Przecież każdy wie, że jeśli w Bawarii występuje masowo ten chrabąszcz, czyli takie bezczelne stworzenie, które rzuca się nienawistnie na niemieckie drzewa, to postępowa Europa musi go zwalczać.
A zwalczać da się go wyłącznie, wycinając drzewa w celu ochrony pozostałych. Kornik drukarz z Bawarii występuje przecież w radykalnie innym kontekście niż w Polsce. Każdy, kto ma podstawowe kompetencje kulturowe w dzisiejszym świecie, wie, że kornik drukarz szarpiący drzewa w Puszczy Białowieskiej niczym Reksio szynkę, robi to w zupełnie innych warunkach politycznych, społecznych, a przede wszystkim prawnych. Chodzi przecież o konstytucję oraz łamanie zasady praworządności, co jest oczywiste dla każdego europejskiego dziecka. Europa względem lasu gospodarczego w Bawarii musi zatem stosować inną metodę ratowania go. Las w Bawarii zaatakowany przez kornika może być cięty w celu ochrony pozostałych drzew, a las gospodarczy w Białowieży w celu ochrony pozostałych roślin ma sobie po prostu zgnić i w ten sposób odrodzić się w przyszłych pokoleniach. Dokładnie to samo rozróżnienie metody ratunkowej postępowa Europa zastosowała w procedurze dotyczącej przemysłu stoczniowego. Jak wiadomo, stocznie działające w Niemczech musiały otrzymać pomoc publiczną, na którą zgodziła się Komisja Europejska, ponieważ było to konieczne dla utrzymania ich przy życiu. Taka sama pomoc publiczna dla stoczni w Polsce nie uzyskała akceptacji Komisji Europejskiej i wszystko skończyło się upadkiem przemysłu stoczniowego. Różnica jest oczywista. Część Niemiec wychodziła bowiem z systemu komunistycznego i w związku z tym, zgodnie z unijnymi traktatami, Niemcy mieli prawo pompować państwowe pieniądze w przedsiębiorstwa znajdujące się w regionach, które należały do NRD przed zjednoczeniem. Polska natomiast, jak wiadomo, nie wychodziła z komunizmu częściowo, tylko w całości. Logiczne więc, że nie może wspomagać ważnych przedsiębiorstw. Tym bardziej że znajdują się one na terenach, które nie należały do NRD. Nikogo więc nie powinno dziwić, że Komisja nie zgodziła się na pomoc dla Stoczni Gdańsk. Poza tym postępowa Europa dobrze pamięta, że tereny, na których w Polsce znajdują się i znajdowały stocznie przed II wojną światową, należały do III Rzeszy, a więc trudno, żeby zgadzała się na tak moralnie podejrzane działania. Zwłaszcza że skoro stocznie niemieckie uzyskały zgodę na dofinansowanie, nie ma sensu zgadzać się na pomoc dla ich polskiej konkurencji. Byłoby to działaniem przeciwko niemieckim stoczniom, które przecież wychodzą z komunizmu i mogłyby zostać przez polskie stocznie wykończone.
Podobnie sprawa ma się z nazistami. Nie sposób przejść do porządku dziennego nad kilkuosobowymi leśnymi urodzinami Adolfa na Śląsku, bo to może eskalować i doprowadzić do sytuacji znanej z ulic Berlina, gdzie oficjalnie bliżej nieznane plemię nazistów obchodzi rocznicę śmierci Hessa. Ale wiadomo, że śmierć Hessa naziści obchodzą w zupełnie innym kontekście. Mieli trudne dzieciństwo.
Trudno dziwić się postępowej Europie, że protestuje przeciwko autorytarnym praktykom wprowadzania wieku emerytalnego dla sędziów orzekających w Sądzie Najwyższym. Przecież wiadomo, że skoro w niemieckim Federalnym Trybunale Konstytucyjnym kadencja sędziego wynosi 12 lat, a sędzia przed jej upływem ustępuje z urzędu, gdy osiągnie wiek emerytalny, który wynosi 68 lat, to wprowadzenie takiej samej zasady w Polsce względem prezesa SN odbywa się w zupełnie innym kontekście. Ot, choćby dlatego, że Polska wycina Puszczę Białowieską, nielegalnie pomaga stoczniom i do tego jeszcze toleruje hitlerowców w lesie pod Wodzisławiem. To, co w Niemczech postępowa Europa uznaje za wzór działania zgodne z zasadami, w Polsce jest wzorem postępowania przeciwko tym samym zasadom. Zasady są bowiem w UE ważne. Ale jeszcze ważniejsza jest kontrola nad państwami Unii.