Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Seriale podbijają świat. Podpowiadamy, co warto obejrzeć deszczową porą

Czasy, w których na wyjaśnienie fabularnych twistów w ulubionym serialu trzeba było czekać nawet tydzień, minęły bezpowrotnie. W erze platform streamingowych kinowe i serialowe hity mamy na wyciągnięcie ręki… z pilotem.

Kadr z serialu "Ania, nie Anna"
Kadr z serialu "Ania, nie Anna"
fot. mat.pras.

Pojawienie się w rodzimej ofercie takich gigantów VoD (z ang. „video on demand” - wideo na żądanie) jak Netflix, Showmax, czy HBO GO sprawiło, że Polacy na nowo pokochali seriale, a sam gatunek zyskał renomę i radykalnie zerwał z łatką rozrywki niskich lotów. Współczesne seriale nierzadko przypominają małe dzieła sztuki - dopracowane w każdym calu pod względem technicznym, z fabułą wciągającą i uzależniającą niczym narkotyk i świetnie dobraną obsadą, do której coraz częściej dołączają gwiazdy międzynarodowego formatu. - Wierzę, że dobre kino zawsze się obroni, a ogromne platformy streamingowe mu nie zagrożą - mówił jeszcze rok temu w Warszawie Luc Besson. „Oby!” - chciałoby się rzec. Co nie zmienia faktu, że magia kina już dawno przestała być domeną wielkich sal z panoramicznymi ekranami, trafiając pod strzechy i podbijając serca kinomanów na całym świecie, również w Polsce.

Odkurzona klasyka

Nieprzerwanie od 2010 roku do dziś triumfy święci wyprodukowany przez BBC One „Sherlock” (w Polsce oglądać go można na Netfliksie, był emitowany również w telewizyjnej Dwójce). Jak dotąd, powstały cztery sezony serialu opartego kryminalnych opowiadaniach Arthura Conana Doyle’a, a wcielający się w detektywa Holmesa Benedict Cumberbatch zyskał międzynarodową sławę. Podobnym tropem - odkurzenia dobrze znanej wszystkim klasyki - poszli twórcy bijącej rekordy popularności serii „Ania, nie Anna”, opartej na „Ani z Zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery. Co prawda, przygody serialowej Ani nieco różnią się od literackiego pierwowzoru (m.in. wyraźnym i charakterystycznym dla netfliksowych produkcji ukłonem w stronę mniejszości seksualnych), a sama Ania jawi się nam jako bujająca w obłokach feministka, ale sposób, w jaki unowocześniono historię tego rezolutnego i przesympatycznego rudzielca z Avonlea, powinien zachwycić nawet najbardziej zagorzałego konserwatystę. Chociażby za sprawą pięknych widoków Wyspy Księcia Edwarda i pachnącego wypiekami Maryli Cuthbert Zielonego Wzgórza. Na razie powstały dwa sezony „Ani”. Drugi, najnowszy, trafił na Netfliksa 6 lipca.

Netflix jest kobietą

Lwia część produkcji wypuszczanych przez Netflix, jak choćby wspomniana wyżej „Ania, nie Anna”, poświęcona jest losom kobiecych bohaterek. Na taką tematykę musi być popyt, inaczej trudno byłoby wytłumaczyć sukces serialu „Orange Is The New Black” opowiadającego o osadzonych w żeńskim więzieniu Litchfield w USA. Opowieść o trafiającej za kratki Piper Chapman (w tej roli fenomenalna Taylor Schilling) - blondynki o aparycji anioła i śledzenie wpływu więziennego rygoru na jej psychikę dostarcza niemal socjologicznej wiedzy na temat schematów regulujących życie tego specyficznego mikroświata, z dramatem matek, żon, córek i ich rodzin w tle. Najnowszy, szósty już sezon „Orange…” trafił na Netfliksa 27 lipca.

(…)

NIE PRZEGAP! Cały tekst w ostatnim numerze tygodnika „Gazeta Polska” (nr 32 z 8 sierpnia 2018)

 



Źródło: Gazeta Polska

#Orange Is The New Black #Ania z Zielonego Wzgórza #Ania #seriale #Showmax #HBO #netflix

Magdalena Fijołek