Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Sędzia Iwulski, kolejny wierny

Jeszcze nie ucichły echa debaty w Parlamencie Europejskim, podczas której premier Mateusz Morawiecki musiał się mierzyć z kompletnie fałszywym opisem zmian w polskim sądownictwie, jak gruchnęła informacja, że p.o. I prezesa SN to wychowanek wojskowej bezpieki. Można powiedzieć, że szef rządu w Strasburgu uderzył w stół, a nożyce odezwały się z wyjątkowym hukiem.

Dowiedzieliśmy się bowiem, że sędzia Józef Iwulski nie tylko skazywał ludzi za poglądy na więzienie, ale sam od początku kariery do końca PRL utrzymywał kontakt z Wojskową Służbą Wewnętrzną, był przez nią szkolony i jak potwierdzają wystawiane mu opinie – wiedzę teoretyczną z ośrodka szkoleń z sukcesem wykorzystywał w swojej pracy… w sądzie. Iwulski, zasiadający we wszystkich składach orzekających w III RP o ważności wyborów, awansował w stanie wojennym i rzutem na taśmę jeszcze w komunistycznym państwie dochrapał się stopnia kapitana. Był członkiem partii komunistycznej – swoje doświadczenie sędziowskie zdobywał zatem w sytuacji całkowitej podległości wobec władzy politycznej i przy współdziałaniu z aparatem represji. Tymczasem gdy on robił karierę w peerelowskich sądach, jego żona rozwijała skrzydła w SB – była w oddziałach podsłuchujących, śledzących obywateli i takich, co to czytały ich korespondencję. Czy może być coś gorszego od przedstawiciela Temidy tak uwikłanego w struktury państwa totalitarnego? Nie lepszy jest sędzia uciekający od prawdy. Kapitan, sędzia, prezes Iwulski miał niemal trzy dekady, by zmierzyć się ze swoją przeszłością. Działał w zupełnie odwrotnym kierunku. Zatajając prawdę o swoim zaangażowaniu w PRL nawet w oświadczeniu lustracyjnym, dał dowód swej – jak widać – konsekwentnej lojalności wobec komunistycznego państwa i jego aparatu represji. Opisując jego postawę po 1989 r., można się śmiało posłużyć którąkolwiek opinią sporządzoną przez instytucje sprzed tego czasu. „Potrafi dochować tajemnicy”. To fakt. Nawet w obliczu ujawnionych dokumentów „jest ślepo lojalny”. Tą postawą daje dowód nie tylko swojej nieuczciwości, lecz także stosunku do państwa, którego istotą były terror i zniewolenie. Pozostał tam, gdzie stało ZOMO. Znamienne jest to, że razem w nim na tej samej pozycji ustawił się rzecznik SN, bezrefleksyjnie powtarzający opowieści o przymusowej służbie, kamaszach i inne podobne bzdury. Trudno przypuszczać, że pan sędzia dysponuje tak ograniczoną wiedzą historyczną i nie jest w stanie poddać krytycznej analizie ujawnionych dokumentów dotyczących obecnego p.o. I prezesa SN. O co zatem chodzi? O politykę. Nikt z „nadzwyczajnej kasty” nie potępi sędziego Iwulskiego nie tylko dlatego, że zapewne dla znakomitej większości jego postawa nie jest takiego potępienia godna, ale także dlatego, że z punktu widzenia akcji politycznej o nazwie – o ironio – „wolne sądy” krytyka byłaby uznana za porażkę. I tak oto sprawa p.o. I prezesa SN i reakcji środowiska na nią jest najlepszym dowodem na to, że w polskim sądownictwie ludzie komuny mają się świetnie, a walka z reformą jest de facto obroną politycznego status quo.

 



Źródło:

#Józef Iwulski #Parlament Europejski #Mateusz Morawiecki #reforma sądownictwa #Sąd Najwyższy #wojskowe służby specjalne

Katarzyna Gójska