Ubiegły weekend spędziłem w malowniczych okolicach – w Polańczyku nad Soliną. Musiałem gdzieś się wyrwać, bo przyznam szczerze, że poziom debaty przygniata nawet tak gruboskórnego ogra jak ja. Z coraz większą odrazą oglądam kolejne wydania „Faktów” i „Wiadomości”. Czytam tylko nieżyjących autorów.
A przy tym mam poczucie, że dzieje się wiele istotnych rzeczy, a media i aktorzy sceny politycznej zajmują się sprawami z pogranicza absurdu i skandalu, nakręcając siebie i nas wzajemnie. Z jednej strony nikt nie będzie brał na poważnie tego, że za czasów rządów PO-PSL premier i wicepremier założyli nam na szyję ruski sznur gazowy, co poskutkowało stratami liczonymi w miliardach złotych – tego typu skandale są przykrywane danymi o spożyciu masła w restauracji sejmowej.
Lub, co gorsza, zagłusza się je hejtem wymierzonym w Jarosława Kaczyńskiego. Hejtem większym niż za najjaskrawszych czasów „przemysłu pogardy”. Na porządku dziennym są wezwania do zabicia, życzenia śmierci, nawoływania do egzekucji. Wszystko jest suflowane i akceptowane przez polityków opozycji. To dzieje się naprawdę. I jakież było moje zdziwienie, gdy w rzeczonym Polańczyku wybrałem się na obiad do miejscowej karczmy. Na ścianie wisiało, jak gdyby nigdy nic, zdjęcie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który swego czasu lokal ten odwiedził, a także fotografia prezesa PiS. Zdumiony pogawędziłem z właścicielem – wszak trudno sobie wyobrazić, by takie zdjęcie wisiało w knajpach w Warszawie lub w Krakowie. Zaraz zaroiłoby się od szyderczych memów czy artykułów w wiadomych mediach. Właściciel byłby brany na spytki, a karczmę otoczono by bojkotem lub czymś jeszcze gorszym. Miły Pan z Polańczyka zdziwił się, gdy zasugerowałem, że w chwili, gdy hejt przekracza wszelkie granice, eksponowanie takich fotografii jest odważne. Odparł tylko: „To mój dom, mebluję go, jak chcę”. Następnie skasował (niedużo zresztą) za wędzonego łososia. Dobrze, że jeszcze nie wszyscy w Polsce dali się ponieść histerii i zastraszyć hejterom. A ja naprawdę potrzebuję urlopu. Czego sobie i Czytelnikom życzę.