Z polskiego punktu widzenia polityka energetyczna ma dwa wymiary. Pierwszy dotyczy pozyskiwania surowców energetycznych i problemu tras ich przesyłu, co się wiąże z relacjami w czworokącie: UE (tzn. jej instytucje) – rdzeń UE (tzn. głównie Niemcy) – Rosja – Polska.
Spór związany z przesyłem toczy się o miejsce Rosji jako dostawcy gazu i monopolistycznego właściciela sieci jego dystrybucji na europejskim rynku błękitnego paliwa. Drugi wymiar obejmuje zaś kwestię promowanych przez UE technologii pozyskiwania energii i jest elementem jej polityki klimatycznej. Spory między Unią Europejską a Polską – a raczej między rdzeniem UE a Rzecząpospolitą – mają w tym obszarze bardzo konkretny charakter i są związane z ekonomią. Od sposobu ich rozstrzygania zależą dobrobyt lub ubóstwo Polaków, ich bezpieczeństwo i geopolityczne położenie naszego kraju. Dziś przyjrzymy się konfliktom dotyczącym unijnej polityki energetycznej. Ze świadomością, że – jak wskazano wyżej – jest ona spleciona z polityką klimatyczną. Ta ostatnia jednak, z uwagi na ograniczenia objętościowe tego artykułu, zostanie omówiona w następnym tekście.
Źródło problemu – imperializm Rosji
Źródłem sporu Polski z UE o rosyjski gaz jest imperialna polityka Kremla, używającego surowców energetycznych jako instrumentu gry politycznej. Moskwa szantażuje swych sąsiadów odcięciem dostaw. Wielokrotnie rzeczywiście je odcinała państwom bałtyckim, Białorusi, Ukrainie, Gruzji, a przy okazji też innym odbiorcom, z Polską włącznie. Eksport rosyjskiego gazu jest też źródłem zysków finansowych Federacji Rosyjskiej, przeznaczanych na zbrojenia i pokrywanie kosztów agresji na inne państwa, oraz instrumentem korumpowania unijnej klasy politycznej (czego przykładem są chociażby Gerhard Schröder i Paavo Lipponen).
Gaz w trójkącie UE – Niemcy – Polska
Polska jest w sporze z dominującym państwem UE – Niemcami – o rolę Rosji na unijnym rynku gazu, ale bywa przy tym jednocześnie (choć nie zawsze) w sojuszu z Komisją Europejską. RP i KE współdziałają w kwestii Nord Streamu 2, który wraz z Nord Streamem 1 znosi polsko ukraiński monopol tranzytowy między Rosją a UE i tym samym otwiera Rosji szerokie możliwości stosowania szantażu energetycznego wobec wszystkich państw Międzymorza. Podważa również budżety Ukrainy i Słowacji, które czerpią istotne dochody z opłat tranzytowych. (Sama Polska, wskutek fatalnie wynegocjowanych przez rządy SLD-PSL i potem PO-PSL umów gazowych z Rosją, nie czerpie z tego źródła istotnych zysków).
Nord Stream 1 liczy 1222 km i ma przepustowość 27 mld m sześc. rocznie. Po uzupełnieniu o Nord Stream 2 osiągnie przepustowość 55 mld m sześc. rocznie, co (wraz z trasą południową – gazociągiem Turecki Potok) umożliwi Rosji rezygnację z tranzytu gazu przez Białoruś i Polskę (gazociąg Jamał) oraz przez Ukrainę i Słowację (gazociąg Braterstwo). Kreml po zbudowaniu Nord Streamu 2 osiągnie fizyczną zdolność do odcięcia krajów środkowoeuropejskich od dostaw tego surowca, bez narażania na szwank swoich relacji z głównymi odbiorcami, a zatem i płatnikami, z Europy Zachodniej. Dzięki dochodom zapewnionym przez swoich głównych klientów (Niemcy, Francję, Austrię, Włochy) zyska swobodę stosowania szantażu gazowego wobec Europy Środkowej. Dodatkowym zagrożeniem jest możliwość rozmieszczenia wzdłuż gazociągu Nord Stream światłowodów, będących rdzeniem systemu monitoringu ruchu jednostek pływających po Bałtyku, a tym samym – stworzenie narzędzia głębokiego rozpoznania wojskowego. Uderzałoby to bezpośrednio w bezpieczeństwo Polski, państw bałtyckich, Szwecji, Finlandii i Danii.
Walka o dyrektywę gazową
Część podmorska Nord Streamu biegnie głównie w wodach wyłącznej strefy ekonomicznej Finlandii, Szwecji i Danii, a końcówka – w wodach terytorialnych Niemiec, co skłania do uznania owego obszaru za terytorium Unii Europejskiej. KE podziela zastrzeżenia Polski co do tej inwestycji. W tej sytuacji Polska i 10 innych państw UE (Chorwacja, Dania, Estonia, Litwa, Łotwa, Rumunia, Słowacja, Szwecja i Wielka Brytania) zaapelowały w styczniu 2018 r. do KE o przyśpieszenie prac nad dyrektywą gazową, rozciągającą regulacje trzeciego pakietu energetycznego na podmorskie odcinki gazociągów na terytorium UE. Jedną z zasad wprowadzanych przez tę regulację jest wymóg, by sprzedawcą gazu i operatorem gazociągu nie był ten sam podmiot. Zgodnie z unijnymi przepisami do gazociągu biegnącego na terytorium UE muszą mieć do-stęp inne przedsiębiorstwa. Oznacza to, że gdyby forsowana przez Polskę dyrektywa gazowa weszła w życie, Gazprom musiałby się zgodzić, aby z Nord Streamu 1 i 2 korzystały również inne firmy zainteresowane przesyłem błękitnego paliwa. Gdyby zaś projekt rosyjsko-niemieckiego gazociągu został podporządkowany tym prze-pisom, inwestycja mogłaby się stać dla Gazpromu mniej opłacalna, a jej znaczenie polityczne, jako instrumentu wywierania presji na państwa Europy Środkowej, w zasadzie by zanikło. Przyjęcie dyrektywy byłoby zatem mocnym ciosem w samą istotę koncepcji budowy Nord Stream 2. Dla rdzenia UE kwestia przyjęcia dyrektywy gazowej ma znaczenie przede wszystkim finansowe. Ewentualne straty z tym związane powodują sprzeciw wobec niej Niemiec, Austrii, Belgii i Holandii, wątpliwości zgłaszają zaś Grecja, Finlandia i Cypr, a obawy co do wpływu dyrektywy na już istniejące gazociągi podmorskie biegnące przez Morze Śródziemne wyrażają Hiszpania, Włochy i Francja. Te trzy państwa są gotowe poprzeć Polskę, o ile cios w Nord Stream 2 nie uderzy w ich szlaki importu gazu. Dla głównych zainteresowanych jest to gra o czas. Polsce zależy na jak najszybszym przyjęciu dyrektywy. Niemcom, Rosji i innym – na jej opóźnianiu. Dynamika zmian sprzyja jednak RP.
Problem gazociągu OPAL
Gorzej jest natomiast w sporze o gazociąg OPAL – niemiecką odnogę Nord Streamu 1. Sprzeczny z interesem RP jest bowiem fakt wykluczenia przez UE owego gazociągu (biegnącego wzdłuż granicy polsko-niemieckiej, a służącego do dystrybucji gazu z Nord Streamu 1) spod reguł prawa unijnego, ograniczającego monopolizowanie rynku. Już w 2009 r. (po agresji na Gruzję!) KE zgodziło się, by Gazprom zarezerwował dla siebie 50 proc. mocy przesyłowych gazociągu OPAL. Kreml domagał się jednak pełnego monopolu i KE przyznało mu taki przywilej w październiku 2016 r. Umożliwia to Gazpromowi zalewanie rosyjskim gazem Europy Środkowej, co z kolei grozi nasyceniem regionu rosyjskim surowcem i obniżeniem opłacalności importu gazu czy to przez Gazoport w Świnoujściu, czy przez planowany polsko-duńsko-norweski gazociąg bałtycki. Jednocześnie OPAL jest narzędziem do zmniejszenia znaczenia tranzytu gazu przez Polskę i Ukrainę.
Kto jest lepszym Europejczykiem?
Niemiecko-rosyjskie biznesy gazowe dzielą UE i łamią jej solidarność. Ich opłacalność jest możliwa tylko za cenę naginania lub łamania unijnych reguł (trzeciego pakietu energetycznego). W sporach o Nord Stream i OPAL to Polska broni interesu oraz spoistości Unii jak również jej reguł, a Niemcy je łamią.