Ogłoszony przez portal Gazeta.pl plan Donalda Tuska stworzenia wspólnej opozycyjnej listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego z udziałem przedstawicieli PO, Nowoczesnej, PSL i SLD skłania do zadumy nad słabą kondycją umysłową „prezydenta Europy”. Nie, wcale nie chcę nikogo obrażać. Zastanówmy się jednak. Po pierwsze, wymienione powyżej partie (PO, SLD) i powidoki partii (Nowoczesna) jak na razie nijak nie mogą ustalić wspólnych list do samorządów, a miałyby się dogadać przed wyborami do stokroć bardziej lukratywnego europarlamentu?
Po drugie, na tej Tuskowej liście mieliby się znaleźć m.in.: i Bronisław Komorowski, i Jerzy Buzek, i Marek Belka, i Leszek Miller, i Kazimierz Marcinkiewicz. Ludzie tak bardzo zakochani w samych sobie raczej nie będą potrafili ustalić, kto ma być jedynką, a kto tylko trójką. Po trzecie, czy myślicie Państwo, że Grzegorz Schetyna będzie siedział z założonymi rękami i spokojnie patrzył, jak Donald Tusk jednoczy opozycję, aby za chwilę wrócić do kraju i wysadzić go z siodła przewodniczącego Platformy? Wątpię. Ale niech pan Donald Tusk dalej buduje sobie takie polityczne zamki na piasku. Dla Polski to lepiej.