„Obawiam się Greków, nawet gdy przynoszą dary”. To powiedzenie pochodzące jeszcze z antycznych czasów przypomniało mi się przy okazji zamieszania wokół pomnika Katyńskiego w Jersey City. Okazało się bowiem, że żywo zainteresowana protestem „za pozostawieniem” monumentu w dotychczasowej lokalizacji jest rosyjska agencja (dez)informacyjna Sputnik.
Oto najpierw pokazywała protest na swoich anglojęzycznych łamach jako „wyraz oburzenia Polonii”, a gdy ujawniono jej nieproporcjonalne zainteresowanie, to już w polskiej wersji skrytykowała za to między innymi portal niezalezna.pl, pisząc, że jej uwaga wynika „z troski o pamięć o ofiarach”. Krytyka rosyjskiej dezinformacji stanęła więc nagle gdzieś obok kłamstwa katyńskiego. Przyznają Państwo, że to sroga bezczelność. Co dodatkowo ważne, część czytelników wzięła ruską propagandę za dobrą monetę (Amerykanie na temat Katynia wiedzą pewnie mniej niż Polacy o Pearl Harbor).
Tymczasem Rosjanie nie dość, iż nie poinformowali, że ich ofiarami w Katyniu padli oficerowie polscy, to nie podali również, co w sprawie pomnika robili członkowie Komitetu Katyńskiego i polski konsul w Nowym Jorku. Nie żeby komuś na tym zależało, ale to jednak znamienne i pokazujące intencje. Rzecz była wyraźnie nastawiona na podgrzewanie emocji i pokazywanie konfliktu jako mającego tendencję do eskalacji. Oczywiście sam monument Rosjan nie interesuje i zapewne woleliby, aby całkiem zniknął (jest to wszak pomnik ich hańby), dla doraźnej polityki „dziel i rządź” są jednak w stanie przybrać taką „mądrość etapu”. Dlatego Greków się tak nie boję jak właśnie Rosjan, nawet gdy ze Sputnika krzyczą w pozornie logiczny sposób.