Wiele jest rodzajów reportażu. Mój ulubiony to uczestniczący, kiedy spędzamy czas wraz z uczestnikami jakiegoś wydarzenia, poznajemy ich życie, słuchamy, o czym mówią, obserwujemy ich zachowanie, patrzymy, jak radzą sobie z problemami. To fascynujące, ale przy tym bardzo trudne. Taki reportaż zapewne chciał napisać także jeden z młodych adeptów dziennikarstwa Wirtualnej Polski.
Kamil Sikora, bo o nim mowa, zakamuflował się – jak nie przymierzając Hugo Bader na Marsz Niepodległości – i wyruszył na Wielki Wyjazd na Węgry. Znów mu się nie udało. Znów, bo redaktor Sikora jest już autorem innego „reportażu”, kiedy to w autobusie z Radomia do Warszawy towarzyszył wybierającym się na marsz Wolni i Solidarności. Tamten tekst zawiera się w zasadzie w tytule:
„Bimber i cebula, zdrajca Duda i polityczny magiel. Przyjechałem na wiec PiS autobusem działaczy z Radomia”.
Tyle zapamiętał, tylko tyle zrozumiał. Że ludzie napili się bimbru, zjedli cebulę i rozmawiali o polityce. Z Wielkiego Wyjazdu wyniósł z kolei, że nie brakło takich, którzy nie wylewali za kołnierz. Cóż, jeśli ktoś wszędzie widzi alkohol, może to świadczyć tylko o jego ewentualnych problemach. Gorzej, że kreujący się na politycznego eksperta redaktor wp.pl nie zadał sobie trudu (a może był on daremny), by zrozumieć ludzi, którzy z własnej woli angażują się w największy ruch społeczny w Polsce, jakim są kluby „GP”. Kluby, które pomogły już m.in. budować studnię w Sudanie, zrobiły galę Paderewskiego w nowojorskiej Carnegie Hall, pojechały (za swoje) jako grupa ponad 1000 osób na Węgry i ratują skarbnicę zabytków w Staniątkach. I oni dalej nie wiedzą, dlaczego. Dość powiedzieć, że Sikora nie był pierwszy – w 2012 r. podobną rzecz popełnił pracownik Urbanowego „NIE”. I tekst Sikory, i dawny tekst na łamach gadzinówki byłego rzecznika stanu wojennego nie różnią się od siebie. Ten sam styl wyśmiewający wszystko i odnoszący się z pobłażaniem do tego, że kilkaset osób poświęciło czas i pieniądze, by pojechać do znanych – nieznanych ludzi z obcego kraju. Cóż, oni wciąż nas nie rozumieją. I niech tak zostanie.