Front Narodowy jest od początku istnienia politycznie izolowany, ma status skrajnej prawicy i choć jest partią legalną, ciąży na nim łatka partii „antyrepublikańskiej” (ciekawostką jest, że np. komunistów uznaje się za partię „republikańską” i wejście z nimi w alianse nie oznacza politycznej infamii). Dekompozycja francuskiej sceny politycznej po wyborach prezydenckich, w których Marine Le Pen przegrała z Emmanuelem Macronem (rozpad socjalistów, osłabienie centroprawicy), spowodowała, że we FN-ie pojawiły się głosy na rzecz szerszego otwarcia na możliwości koalicyjne z innymi ruchami prawicy i modernizację partii. Temu też posłużył kongres w Lille.
Front – to się źle kojarzy
Wybrane kierownictwo partii ma zapewnić równowagę pomiędzy młodymi działaczami i politykami pamiętającymi jeszcze lata 70., współpracownikami Jeana-Marie. On sam jest wobec zachodzących zmian dość krytyczny. Od kilku lat trwał jego ideowy konflikt z córką (zasady przed pragmatyką). Jean-Marie Le Pen został nawet pozbawiony tytułu honorowego przewodniczącego partii, co ostatecznie potwierdził zjazd w Lille. Marine zaś została ponownie wybrana na szefową ugrupowania olbrzymią większością głosów i była jedyną kandydatką na to stanowisko.
Najgłośniejszą sprawą pozostaje jednak zmiana nazwy partii. Front Narodowy przechodzi do historii. Nowa nazwa to Zgromadzenie (Unia) Narodowe – Rassemblement National (RN), której nie należy kojarzyć z nazwą parlamentu, także tłumaczoną na język polski jako zgromadzenie narodowe (assemble nationale). Le Pen wniosek o zmianę nazwy, którą mają jeszcze w głosowaniu korespondencyjnym potwierdzić członkowie partii, tłumaczyła tym, że nazwa „Front Narodowy” kojarzona jest z językiem militarnym, co dla wielu Francuzów stanowi barierę psychologiczną. Ma to być także sygnał, że z partii kontestacji staje się po prostu partią opozycyjną, dodatkowo otwartą na możliwość sojuszy.
„Rassemblement National” nie jest zupełnie nową nazwą. Używano jej w czasie kampanii wyborczej w 1986 r. Istniała też taka nazwa partii, założonej przez prawicowego polityka i adwokata Jeana-Louisa Tixier Vignancoura, który starał się o prezydenturę w 1965 r. Jego kampanią kierował wówczas… Jean-Marie Le Pen.
Partia w pełni koalicyjna?
Czy RN zyska możliwości koalicyjne? Nie można tego wykluczyć. Deputowany Thierry Mariani z prawego skrzydła Republikanów stwierdził wprost, że taka współpraca jest możliwa, choć zaznaczył, że jego partię odróżnia od RN-u program gospodarczy. Trzeba jednak pamiętać, że dominujące obecnie w partii narodowej hasła socjalne w ekonomii nie są tu dogmatem. W latach popularności Margaret Thatcher i Ronalda Reagana program FN-u głosił w tej materii hasła na wskroś wolnorynkowe. Sama Marine Le Pen na zjeździe w Lille kilkakrotnie zapewniała, że nie nastąpi żadna wyraźna zmiana linii politycznej, a jej partia wspiera się na dwóch fundamentach. Pierwszy to tematy imigracji, bezpieczeństwo, tożsamość, a drugi dotyczy polityki socjalnej, gospodarczego patriotyzmu i suwerenności.
„Cywilizowaniu” partii ma też służyć odejście od jednoznacznej zapowiedzi wystąpienia Francji z UE, likwidacji euro czy nawet odejście od postulatu przywrócenia kary śmierci.
Nadzieja zza Atlantyku
Niespodzianką na zjeździe w Lille było pojawienie się tam byłego doradcy Donalda Trumpa – Steve’a Bannona. Wcześniej na zorganizowanej przez konserwatystów w USA Conservative Political Action Conference (CPAC) w Waszyngtonie gościła b. deputowana FN-u i wnuczka Le Pena Marion Marechal i spotkała się tam z dobrym przyjęciem. Bannon komplementował ją w wystąpieniu w Lille, czego nie doczekała się np. jej ciotka Marine. Bannon ostro krytykował oficjalne media („psy systemu”) i dodawał: „Słabną one z każdym dniem, a my rośniemy w siłę. Niech więc was określają rasistami. Ten straszak już nie działa”. Obecność amerykańskiego polityka tego formatu w Lille była pewną niespodzianką i została zauważona przez oficjalne czynniki francuskie i wszystkie media. Do tej pory Front Narodowy dość często krytykował USA, ale jak to już we Francji bywa, przedmiot krytyki staje się często obiektem fascynacji (dotyczy to zresztą i Rosji), a prezydentura Donalda Trumpa przyniosła francuskiej prawicy zza Atlantyku sporo nadziei