Wiadomość o postawieniu zarzutów podejrzanym o zabójstwo Alicji i Piotra Jaroszewiczów jest potwierdzeniem, że zbrodnia doskonała nie istnieje. Najistotniejsze w całej sprawie jest to, że dwóch podejrzanych przyznało się do winy. Być może wobec zgromadzonych dowodów uznali, że nie ma sensu zaprzeczać i mataczyć, być może kierowały nimi inne motywy. Po dwudziestu sześciu latach policja odnalazła zabójców byłego premiera i jego żony. Dlaczego tak późno?
Odpowiedzi na to pytanie jest kilka, ale najważniejsza dotyczy sfery politycznej: nie było chęci i woli wyjaśnienia tej zbrodni. Prokuratura poszła na łatwiznę i oskarżyła pospolitych przestępców, którzy ostatecznie zostali uniewinnieni. Od początku Andrzej Jaroszewicz, syn byłego premiera, wskazywał, że ktoś inny dokonał morderstwa i że stało się to na zlecenie. Nie był to mord rabunkowy, ponieważ w domu pozostały cenne przedmioty. Ta hipoteza jest jak najbardziej prawdopodobna: przestępcy, którzy przyznali się do zbrodni, byli członkami gangu karateków, który był powiązany ze służbami specjalnymi PRL u. A z lektury akt śledztwa zabójstwa Alicji i Piotra Jaroszewiczów widać, że nad tą zbrodnią unosi się cień tajnych służb.