Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Tomasz Bagiński o "Wiedźminie" Netflixa: Będzie fajnie, obiecuję!

Fani sagi o Wiedźminie z niecierpliwością wyczekują premiery serii o Geralcie z Rivii, która prawdopodobnie jeszcze w tym roku pojawi się na platformie Netflix. - Jesteśmy w okresie przygotowawczym, pracujemy bardzo ciężko, by to się zadziało. Nauczyłem się już, by na takim etapie nie ujawniać zbyt wiele. Ale będzie fajnie, obiecuję! - mówi reżyser ze studia Platige Image Tomasz Bagiński, współtwórca serialu. Z Tomaszem Bagińskim rozmawia Magdalena Fijołek.

Fot. Tomasz Hamrat/Gazeta Polska

Kiedy jeszcze w lipcu rozmawiałam z Lukiem Bessonem, twierdził, że dobre kino obroni się samo, a rozwijające się w błyskawicznym tempie platformy streamingowe nie są dla niego zagrożeniem. Patrząc na to, że ludzie coraz częściej zamiast randki w kinie wybierają wspólne oglądanie ulubionego serialu na Netfliksie, dochodzę do mniej optymistycznych wniosków. Jakie jest Pana zdanie na ten temat? W końcu Pan też zdecydował się na współpracę z Netflixem.

Tomasz Bagiński: Jestem zdania, że te rzeczy się nie wykluczają. Zakładanie, że film nie ewoluuje i medium, na którym film się opiera, nie ewoluuje - jest nietrafne. W USA funkcjonowały  kiedyś, jako pewien fenomen kulturowy, kina samochodowe i właśnie w ten sposób filmy były oglądane najczęściej. Mało tego, te produkcje były przygotowywane pod kino samochodowe. Minęło trochę czasu i ten model się zmienił. Dzisiejsze kino zasadniczo jest podobne do tego sprzed 100 lat, ale media się zmieniają. Filmy nie zginą - ludzie będą nadal chodzili do kina, tak jak chodzą do teatru, choć jest jeszcze starszą formą rozrywki. Tak samo jak ludzie wciąż czytują książki.

… statystyki zdają się temu przeczyć.

To nie tak. Ludzie nie przestali czytać; ba, powiedziałbym, że czytają najwięcej w historii, choć niekoniecznie książki, zwłaszcza te należące do klasyki. Pod wpływem obcowania z nowymi technologiami zmieniają się nam mózgi, mamy ograniczoną zdolność skupienia uwagi, co szczególnie mocno widać u dzieci. Pojawienie się platform streamingowych to tylko część obrazu. Jest jeszcze jedna kwestia - filmów i seriali jest o wiele więcej niż było. Oferta jest tak szeroka, że musi konkurować na dużo bardziej wymagającym rynku. Do tego musi rywalizować z grami komputerowymi czy mediami społecznościowym. Ale nie jestem pesymistą. Potrzeba obejrzenia i wysłuchania historii będzie zawsze - w jakiej formie, to już kwestia dyskusyjna, ale zawsze będą ludzie, którzy będą chcieli obejrzeć dobry film czy serial. 

Pan, zajmując się animacją, ma do czynienia z nowymi technologiami. A jednak słyszałam, że nie jest Pan nałogowym użytkownikiem Facebooka. Dlaczego? Obawia się Pan wizji nakreślonej przez twórców serialu „Black mirror”, w którym ludzie stają się niewolnikami sztucznej inteligencji?

Zawsze można zmniejszyć wpływ technologii na życie. Nie jestem purystą, który uważa, że technologia jest wyłącznie zła, ale nie jest też wielką tajemnicą, że wielkie firmy związane z mediami społecznościowymi rozwijają się w takim kierunku, by nas jeszcze bardziej od siebie uzależniać. I to jest racjonalne, gdybym był szefem takiej firmy, to robiłbym dokładnie to samo. Żeby przeciwstawiać się temu trendowi, potrzeba nieco wysiłku. Bardzo łatwo spędzać czas w mediach społecznościowych, na konsumpcji treści, ale  życie nie do końca się z tego składa. Więc z mojej strony to odruch obronny, by mieć czas dla rodziny, na pracę. Do tego trzeba nieco wysiłku, ale w końcu nie robi to chyba ze mnie jakiegoś kosmity? (śmiech)

Jaki będzie „Wiedźmin” Netflixa?

Powiem tak: unikam wypowiadania się na temat serialu, ponieważ umówiliśmy się z Lauren Schmidt Hissrich, która jest showrunnerem „Wiedźmina”, że najciekawsze informacje będą wypuszczane albo z jej strony, albo ze strony Netflixa. Chodzi o to, by nie było  chaosu informacyjnego wokół tego serialu. Serialu, który już teraz budzi duże emocje. Jesteśmy w okresie przygotowawczym, pracujemy bardzo ciężko, by to się zadziało. Nauczyłem się już, by na takim etapie nie ujawniać zbyt wiele. Ale będzie fajnie, obiecuję! 

Jaki dokładnie jest pański wkład w produkcję?

Czysto formalnie rzecz ujmując, jestem producentem wykonawczym i reżyserem co najmniej jednego odcinka. Zobaczymy, jak to się dalej rozwinie. Producenci wykonawczy razem z showrunnerem (osobą odpowiedzialną za ogólną koncepcję serialu - przyp. red.) ustalają wizję produkcji - to dość absorbujące zajęcie.

Skoro „Koronie królów” nie udało się zostać naszą narodową superprodukcją, to może uda się to „Wiedźminowi”? Patrząc na serię gier opartych na przygodach Geralta, którą również Pan współtworzył, i jej międzynarodowy sukces, jest to całkiem możliwe.

Mam nadzieję, że tak będzie. Jest takie powiedzonko jednego z moich  ulubionych bohaterów literackich Jacka Reachera, które brzmi mniej więcej tak: „Przygotuj się na najgorsze, ale miej nadzieję na najlepsze”.  Konkurujemy z największymi, chcemy, by był to serial klasy światowej , ale jest to ogromne wyzwanie. 

Tak jak hollywoodzkie superprodukcje historyczne zapowiadane przez polski rząd, o których nikt jak dotąd zbyt wiele nie słyszał….

Bo takiego filmu nie robi się w miesiąc. Oczywiście można, ale nie powstanie w takim czasie nic ciekawego. Nigdy nie byłem przeciwny tej idei. Inne kraje też takie rzeczy robią i pojawiają się produkcje - lepsze i gorsze - które są współfinansowane przez rozmaite rządy.  Pomysł jest tak samo dobry jak wiele innych, ale diabeł tkwi w szczegółach: kto to zrobi, jak to będzie zrealizowane…? Zawsze jest pewne zagrożenie, gdy zbyt dużą kontrolę nad tego typu projektami przejmują politycy, bo kwestie artystyczne schodzą wtedy na drugi plan, ustępując polityce. Te rzeczy nie zawsze idą w parze - mogą iść, ale trzeba wyjątkowego gustu i odpowiedniego wyważenia tematu. Bądźmy szczerzy: politycy nie mają celów, by być wyważonym i gustownym. Więc kluczowe pytanie brzmi: kto się tym zajmie i jak to zrobi?

Może właśnie trzeba oddelegować część pracy i rzeczywiście poprosić o wsparcie gigantów z Hollywood?

Nie ma lepszej maszynki do wysysania pieniędzy niż amerykańskie studia filmowe, do których można wsypać ciężarówki dolarów i nie uzyskać dobrego efektu. Sugerowałbym raczej tworzenie tego krok po kroku, rozpoczynając od małych rzeczy. Może nie trzeba od razu wyrzucać 100 mln dolarów na film, który z dużym prawdopodobieństwem się nie uda? 

To porozmawiajmy chwilę o tym, co się udaje, czyli o „Twoim Vincencie” Doroty Kobieli i Hugh Welchmana nominowanym do Oscara. Pan, dzięki „Katedrze”, wie,  jakie emocje wiążą się z oczekiwaniem na oscarowy werdykt. 

Twórcy tego filmu też je znają, bo przypomnijmy, że Hugh Welchman dostał już Oscara za „Piotrusia i Wilka”. „Twój Vincent” jest artystycznie świeży, czegoś takiego wcześniej nie było. Jest coś ciekawego w tej organiczności filmu. Mogłoby się wydawać, że twórcy osiągnęliby podobny efekt za pomocą filtru komputerowego. Ale właśnie dlatego, że został stworzony „manualnie”, jest w nim pewna dusza, ludzkie dotknięcie. Bardzo się cieszę z tej nominacji - a to, czy dostanie Oscara zależy w tym momencie nie tylko od względów artystycznych….

Co Pan ma na myśli?

Konkurujemy z filmem „Coco” wyprodukowanym przez Pixar. Ten film to absolutny faworyt. Przynajmniej tak było, dopóki na jaw nie wyszły kontrowersje związane z szefem wytwórni (oskarżonym o molestowanie - przyp. red.). To zabrzmi trochę brutalnie, ale to zwiększa szanse „Vincenta” na statuetkę.

To na koniec moje ulubione pytanie. Jaki serial lub film ostatnio wciągnął Pana najbardziej?

Najlepsza rzecz, jaką widziałem w ciągu ostatniego półrocza to serial „Get shorty”, czyli nowa wersja filmu z Johnem Travoltą sprzed 20 lat - to serial z pogranicza „Breaking Bad” i „Fargo”. Humor jest tu bardzo czarny, podobnie inteligentny i klimatyczny. To coś zupełnie innego niż książka i film, na bazie których powstał serial. To opowieść o gangsterze, który postanawia zostać producentem filmowym - jak ktoś chce zobaczyć, jak wygląda Hollywood od zaplecza, to polecam ten serial, bo pewnie w krzywym zwierciadle, ale pokazuje mechanizmy, jakie tam działają (śmiech).

Z seriali dostępnych na Netfliksie, poleciłbym „Punishera”, bardzo podobała mi się też seria „The End Of The F***ing World” - jest w tej opowieści coś niesłychanie humanistycznego: oto para niedopasowana do społeczeństwa, trochę przez nie zniszczona, niedoskonała, odnajduje w sobie pewien szczególny rodzaj miłości i czegoś ciepłego. Ciekawa była też komedia romantyczna „Big Sick” Michaela Showaltera.  Z filmów nie widziałem ostatnio nic wstrząsająco dobrego, ale wciąż kilka obrazów oscarowych czeka na to, aż je zobaczę. 

 



Źródło: niezalezna.pl, Gazeta Polska Codziennie

#animacja #Oscar #Piotruś i Wilk #hugh welchman #dorota kobiela #twój vincent #Get shorty #serial #platige image #katedra #Tomasz Bagiński #netflix #wiedźmin

Magdalena Fijołek