„W tej sprawie już nie chodzi tylko o norki, lecz o sposób działania, który wydawało się, że minął razem z latami 90. Straszenie, kupowanie przychylności i nowa forma: zmasowany atak hejterów” – tak Paweł Bobołowicz, kijowski korespondent Radia Wnet, skomentował słowa, jakie rzucił do mnie jeden z przedstawicieli branży hodowców zwierząt futerkowych, którego pytałem o kwestie dotyczące działalności jego fermy. Futrzasty bonzo nie powiedział niby nic takiego.
Spojrzał mi jedynie głęboko w oczy i spytał: „A co tam w Krakowie?”. Pytanie jak każde inne – powie ktoś. No tak, jednak kontekst i miejsce naszej rozmowy nijak nie wskazywały na to, że zejdzie ona na walory turystyczne grodu Kraka czy rozmowę o ewentualnych wspólnych znajomych. Rzecz działa się na Woronicza, po burzliwej rozmowie w programie „Warto rozmawiać”, gdzie emocje sięgały zenitu, a pytanie należało do grupy tych, które w filmach zadają mafiosi niechcącym się skorumpować policjantom. „Dalej pan mieszka w tym domu na rondzie?” lub: „Co tam u Zosi? Wyrosła już chyba, prawda?”. Tym samym dając do zrozumienia, że wie to i owo i że może to wykorzystać lub „zadziałać” w inny sposób. Takie pozamerytoryczne pytania to dla dziennikarzy „Gazety Polskiej” nic nowego.
Dość powiedzieć, że swego czasu oficer byłych WSI radził mi, bym „uważał na drodze, bo jest bardzo ślisko”, a Samuelowi Pereirze inny chciał „pokazać strzelnicę” – to przyznam, było coś. Rozmowę z hodowcą traktuję bardziej jako potwierdzenie tego, co sądziłem o tej branży od pewnego czasu. To ludzie dość bezwzględni. Jeśli są w stanie straszyć mnie na korytarzu TVP, gdy słyszy to Janek Pospieszalski, Jacek Liziniewicz i kilka innych osób, to co muszą słyszeć od podobnych osób ci, którzy protestują przeciwko farmom w swoich małych miejscowościach? I komu mają się poskarżyć? Ano nam. Czego dowodem artykuł, który znajdą Państwo w bieżącym numerze \"Gazety Polskiej\". A metody takie jak straszenie, kupowanie przychylności czy zmasowany atak hejterów? Je też będziemy opisywać, lata 90. szczęśliwie już dawno za nami.