10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Niemcy w powyborczym pacie

Załamanie się 19 listopada rozmów koalicyjnych chadeków (CDU/CSU – kolor partyjny czarny) z liberałami (FDP – żółty) i Zielonymi przekreśliło szanse na powstanie koalicji jamajskiej, nazwanej tak od przypominającej flagę Jamajki kombinacji partyjnych barw negocjujących ugrupowań. Niemcy zapewne na miesiące pozostaną z rządem administrującym krajem, niezdolnym do podejmowania strategicznych decyzji. Ów dryf polityczny RFN‑u będzie miał znaczenie dla całej Europy, w tym i dla Polski.

Nie wiemy, jaki będzie scenariusz wyjścia z kryzysu i w jakim kierunku popchnie politykę Berlina. Odgadywanie przyszłości jest ryzykowne, bez tego nie da się jednak niczego planować.

Zastanówmy się zatem, co obecna sytuacja oznacza dla Polski i jakie są możliwe scenariusze jej dalszego rozwoju.

Wybory do Bundestagu z 24 września przyniosły kres budowanej od 2005 r. niemieckiej „demokracji bezalternatywnej”. To dla Polski bardzo dobra wiadomość. Rządy wielkiej koalicji CDU
/CSU i socjaldemokratów z SPD w latach 2005–2009 i 2013–2017 stworzyły sytuację, w której niezadowolony z nich wyborca mógł głosować wyłącznie na ekstremistów z obu skrzydeł sceny politycznej: postkomunistyczną die Linke, prawicową Alternative für Deutschland (AfD), która wymieniła już trzeci garnitur przywódców, ewoluując od partii eksperckiego sprzeciwu wobec euro, przez pochwałę sojuszu II Rzeszy Bismarcka z Rosją, po okazywaną obecnie dumę z „dokonań” Wehrmachtu w czasie II wojny światowej. Mógł też wybrać ugrupowania folkloru politycznego: Piratów, antyimigrancką Pegidę lub wyłonioną z niej FDDV. Rządy małej koalicji CDU
/CSU-FDP (2009–2013), rozdzielające dwie kadencje władztwa wielkiej koalicji, doprowadziły do politycznego skonsumowania liberałów z FDP (tradycyjnego koalicjanta chadeków) przez dominującego partnera CDU/CSU. Kanclerz Angela Merkel potraktowała liberałów jak przystawkę, co jest jej w FDP pamiętane. Po wyborach z 2013 r. znaleźli się oni poza parlamentem. Niemiecki wyborca mógł już jedynie płynąć w głównym nurcie, popierając rządzące partie połączone w wielkiej koalicji (CDU/CSU-SPD), albo też głosować na lewicowych lub prawicowych „barbarzyńców”.

Ostatnie wybory do Bundestagu szczęśliwie zakończyły tę niezdrową sytuację. Nie wiemy jednak – definitywnie czy tylko chwilowo. Niemiecki model „demokracji bezalternatywnej” nie dość, że niszczył realną debatę polityczną w Niemczech, bez której nie ma demokracji, to na dodatek politycznie pompował ekstremistów, a przede wszystkim był od czasu sporu o traktat lizboński przenoszony na sposób funkcjonowania Unii Europejskiej. W UE też bowiem można albo płynąć w głównym nurcie, albo zostać uznanym za populistę. Prawdziwi populiści (Syriza, Le Pen, Podemos) również urośli dzięki tej praktyce.

Pojawili się też populiści mainstreamowi – PO (obiecująca Polakom „nierobienie polityki”, „ciepłą wodę w kranie” i zwolnienie z obowiązku wojskowego, czyli życie bez wysiłków, bez zagrożeń i bez odpowiedzialności) czy Mac­ron („broniący miejsc pracy Francuzów przed polskim dumpingiem socjalnym”). Mianem tym określa się jednak, jako inwektywą, także wszystkich innych przeciwników „jedynie słusznej” drogi dalszego rozwoju UE. Załamanie się „bezalternatywności” politycznej w Niemczech może przynieść załamanie się jej także w UE, co oczywiście leży w interesie Rzeczypospolitej. Poniżej prezentujemy cztery scenariusze wyjścia z kryzysu.

Powrót do koalicji jamajskiej

Byłby to scenariusz dla Polski korzystny. Liberałowie z FDP niechętni są pogłębianiu integracji europejskiej na koszt podatnika niemieckiego. Prawdopodobne objęcie przez nich teki ministra finansów zahamowałoby francuskie plany wydzielenia Europy pierwszej prędkości na bazie strefy euro i oparcia jej na zasadzie uwspólnotowienia przyszłych długów, tzn. obciążenia także Niemiec zaciąganymi w przyszłości długami innych państw. (Na uwspólnotowienie długów już istniejących nikt w RFN się nie godzi). Przywódca FDP Christian Lindner opowiada się jednak także za uznaniem rosyjskiego zaboru Krymu za „trwałe prowizorium” i tym samym za nowym otwarciem w relacjach RFN-Rosja.

Ten niekorzystny dla Polski kierunek mógłby być równoważony przez udział Zielonych w koalicji rządowej. Partia ta ze względu na przywiązanie do „wartości europejskich” zapewne blokowałaby wszelkie zbliżenie z Rosją Putina. Jednocześnie strony forsowałyby sprzeczną z interesami Polski politykę klimatyczną i imigracyjną. Tę jednak blokowaliby liberałowie z FDP, którzy właśnie z powodu sporu o imigrantów zerwali obecne rozmowy koalicyjne.

Scenariusz ten jest jednak mało prawdopodobny. Nie po to FDP zrywała negocjacje, by do nich wracać. Urazy FDP wobec Angeli Merkel, wywołane doświadczeniem bycia przystawką, skłaniają liberałów do twardego forsowania interesu partyjnego. Ten zaś polega na doprowadzeniu do dymisji pani kanclerz i nowych wyborów.

Dymisja Angeli Merkel i nowe wybory

Niemożność utworzenia rządu większościowego i odpowiedzialność polityczna za otwarcie się na imigrantów (główna przyczyna strat wyborczych CDU) skutkowałyby rozpisaniem nowych wyborów.

FDP, podnosząc hasła antyimigranckie, mogłaby przejąć ten elektorat CDU, który nie chce imigrantów, ale wstydzi się głosować na AfD. (CSU jest poza tą rywalizacją. Partia ta, mająca swój matecznik w Bawarii, szczególnie dotkniętej kryzysem imigracyjnym, szybko odcięła się od imigracyjnej polityki Merkel). Przepływ elektoratu nastąpi więc głównie od CDU do FDP. Na fali wrześniowego sukcesu może też zyskać AfD.

Gra ta opłaca się liberałom. Scenariusz ten jest więc najbardziej prawdopodobny, choć niechętny mu jest prezydent RFN Frank-Walter Steinmeier z SPD, od którego zależy przeprowadzenie skomplikowanych procedur wiodących do nowych wyborów.

Z polskiego punktu widzenia ocena skutków tego scenariusza będzie zależała od proporcji mandatów w przyszłym Bundes­tagu. Potencjał wzrostu AfD jest niewielki, a partia ta jest izolowana.

Wzmocniona FDP zachowa zdolność blokowania zgody RFN na pomysły Francji w UE i hamowania ideologicznych ekscesów Zielonych w zakresie polityki klimatycznej i imigracyjnej. Jeśli Zieloni utrzymają zdolność blokowania pożądanego przez FDP zbliżenia z Rosją, napięcia w relacjach polsko-niemieckich mogą być wydatnie złagodzone, co leży w interesie obu państw.

Powrót do wielkiej koalicji CDU/CSU-SPD

Zwolennikami tej opcji są Angela Merkel, należący do SPD dotychczasowy wicekanclerz i szef MSZ Sigmar Gabriel oraz sekretarz generalny tej partii Hubertus Heil. Przeciwne deklaracje złożył zaraz po wyborach szef SPD Martin Schulz. Pozostawanie w koalicji z CDU/CSU zużyło politycznie socjaldemokratów, którzy w oczach elektoratu przestali się istotnie różnić od chadecji. Ta ostatnia za rządów Merkel przejęła wiele punktów programu SPD. Skutkiem była wrześniowa klęska wyborcza socjaldemokratów i motywowana nią decyzja Schulza, by nie wznawiać wielkiej koalicji. Ulegnięcie pokusie objęcia posad rządowych byłoby dla SPD samobójcze. W wyborach za cztery lata partia ta mogłaby zniknąć z parlamentu jako zbędna podróbka chadecji. Powinna więc pozostać w opozycji.

Rozsądek jest jednak towarem deficytowym w europejskim mainstreamie.

Dla Polski powrót wielkiej koalicji to zły scenariusz. Utrwalałby „bezalternatywność” polityki niemieckiej i unijnej, dawał wiatr w żagle radykałom i populistom (mainstreamowym i pozasystemowym) tak w RFN, jak i w UE, a przy wysoce prawdopodobnym odejściu Merkel i silnej w takim wypadku pozycji negocjacyjnej SPD jako niezbędnego filaru przyszłego rządu skutkowałby zapewne zbliżeniem niemiecko-rosyjskim, którego SPD jest tradycyjnym zwolennikiem.

Utworzenie rządu mniejszościowego

Opcja ta nie ma obecnie zwolenników. Odnotujmy ją więc jedynie jako możliwość teoretyczną.

Byłaby zapewne rozwiązaniem prowizorycznym, krótkotrwałym i wiodła do realizacji scenariusza nr 2 lub 3 z odnośnymi wnioskami dla Polski.



 

 



Źródło:

#Niemcy #Zieloni #Jamajka #liberałowie #chadecy

Przemysław Żurawski vel Grajewski