10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Spór o reparacje i historię

Tak jak było do przewidzenia, kolejny tydzień polityka toczy się głównie wokół sporu o nasze relacje z UE, przede wszystkim z Niemcami. Czy Unia ma prawo zajmować się nawet takimi wewnętrznymi sprawami Polski, którymi jeszcze kilka lat temu zajmować się nie chciała?

W 2008 r. petycja polskich sędziów spotkała się z brakiem zainteresowania unijnych instytucji, czy więc zmieniły się, bez naszej wiedzy, ich kompetencje wobec państw członkowskich? Czy możemy podnosić temat odszkodowań za poniesione podczas wojny straty? Czy wręcz przeciwnie, prowadzić politykę w taki sposób, by nie narażać na szwank cierpliwości sąsiadów, licząc na rzekomą „unijną solidarność”? W tle cały czas przewija się również kwestia uchodźców, według niektórych głosów tak naprawdę kluczowa dla obecnego stanowiska Berlina i Brukseli wobec Polski.

Niemieckie ultimatum Budki
Emocje wokół tej ostatniej kwestii wydają się dziś, oprócz polityki socjalnej, najpewniejszym zabezpieczeniem rządów Prawa i Sprawiedliwości. Trudno wyobrazić sobie, by politycy unijni zmienili nagle zdanie i zrezygnowali z próby narzucania Polsce i innym krajom przyjmowania uchodźców, czy raczej migrantów ekonomicznych, często motywowanych fanatyzmem religijnym. Zdania nie zmieni więc również polska opozycja totalna. Dopóki zaś media, nawet próbując przy tym zaklinać rzeczywistość, pełne będą informacji o atakach na mieszkańców Europy, wyborcy nie zdecydują się na oddanie władzy politykom niepodzielającym ich obaw. Gwałt w Rimini nie zostanie łatwo zapomniany, niezależnie od tego, jak media będą próbowały łagodzić nastroje, choćby poprzez wymyślony wywiad z ofiarą czy czynienie niemalże pozytywnego bohatera z ojca dwójki sprawców.
„Unia Europejska musi postawić Polsce ultimatum, bo tylko wtedy, gdy zadziała zdecydowanie, rząd się podda” – mówi w wywiadzie dla niemieckiej gazety Borys Budka, dodając, że Unia musi pokazać, iż jest przeciwko polskiemu rządowi. Czy wchodząc do wspólnoty, oddaliśmy jej prawo do wybierania Polakom rządów, tego Budka nie tłumaczy, najwyraźniej oczekuje od Brukseli przyznania sobie tak daleko idących kompetencji.
Idźmy dalej, bo 31 sierpnia, gdy przypominamy rocznicę podpisania porozumień w Gdańsku, Michał Boni próbuje zawłaszczyć rocznicę (nie on pierwszy, przypomnijmy, że ostatnie dni wakacji upłynęły pod znakiem próby odebrania organizacji obchodów Solidarności na rzecz KOD‑u, w czym brał udział prezydent Gdańska) i cały 10-milionowy zryw, który sprowadza do jednej zaprzyjaźnionej z opozycją osoby. „Dziś jest rocznica Sierpnia ’80, kiedy porozumienia gdańskie podpisywał Lech Wałęsa, teraz opluwany przez rządzących Polską, a to przecież Solidarność Wałęsy przyniosła Polsce wolność, niepodległość i demokrację. Dziś rządzący zawłaszczają hasło Solidarności, ale tak naprawdę niszczą polską wolność i solidarność, wyrzucają Polskę z Europy i podważają fundamenty demokracji”. Boni mówi to do Fransa Timmermansa, dziękując za „cierpliwą gotowość do dialogu z rządem polskim”.

HGW się broni
Gdy politycy opozycji (z nielicznymi wyjątkami) ścigają się, kto bardziej histerycznie wezwie na pomoc zagraniczne instytucje i media, w Warszawie swoich interesów broni Hanna Gronkiewicz-Waltz, o której zbyt rzadko pamięta się jako o wiceprzewodniczącej Platformy Obywatelskiej. To, co próbowali podczas posiedzenia komisji weryfikacyjnej mieszkańcom wyczyszczonych kamienic zafundować przedstawiciele miasta, przypominało gehennę, jaką podczas procesów nieraz muszą przechodzić ofiary gwałtów. Opłacani przez wszystkich warszawiaków prawnicy wynajęci przez ratusz otrzymali dane wrażliwe lokatorów, co miało im umożliwić zadawanie upokarzających pytań. Reakcja ministra Patryka Jakiego była ostra i w zaistniałej sytuacji całkowicie uzasadniona. Prezydent Warszawy zamiast przeprosić, żąda wyłączenia Jakiego z postępowania. Skandal trwa w najlepsze, podobnie jak koszmar wielu mieszkańców Warszawy. Hanna Gronkiewicz-Waltz, która sama jest beneficjentką jednej z bardziej podejrzanych spraw dotyczących warszawskiej reprywatyzacji, próbuje równocześnie kreować się jako jedyna osoba dążąca do uporządkowania sytuacji i blokuje próby jej naprawy przez komisję.
Sprawa reparacji wojennych w pewnym stopniu jest powiązana z warszawskimi relacjami własnościowymi. Wiele wątpliwości co do praw do budynków wynika z ich zniszczenia w trakcie wojny, za te zaś odpowiadają Niemcy. Obie sprawy nie mogły być uczciwie załatwione w czasie PRL‑u w związku z decyzjami podjętymi w teorii przez lokalne władze komunistyczne, w praktyce w wyniku decyzji i planów zatwierdzanych w Moskwie. W III Rzeczypospolitej nie było zaś chętnych do ich załatwienia. W interesie elity leżało pozostawienie bałaganu prawnego pozwalającego na robienie nieuczciwych interesów, najczęściej kosztem zwykłych ludzi, w tym wypadku lokatorów warszawskich kamienic. Nie zależało im natomiast na poruszaniu jakichkolwiek drażliwych tematów dotyczących relacji polsko-niemieckich. Milczenie czy to w sprawach reparacji, czy choćby statusu polskiej mniejszości w Niemczech, która do dziś pada ofiarą rozwiązań wprowadzonych przez III Rzeszę, to dla nich niewielka cena za obecność na europejskich salonach czy granty, dyplomy i odznaczenia dla szczególnie uległych przedstawicieli polskich władz i środowisk. Dopóki uległość ta była dominantą polskiej polityki, Niemcy mogły uchodzić za naszego adwokata w Europie. Gdy jednak doszło z jednej strony do zaostrzenia kursu Moskwy, z drugiej do zmiany rządu w Warszawie na autonomiczny wobec kanclerz Merkel, Polska stała się dla Berlina kłopotem. Kłopotem, który do tej pory próbowano rozwiązać za pomocą instytucji Unii Europejskiej, lecz ostatnio już wprost atakuje się nasz rząd z Niemiec. Słowa „Niemcy tracą cierpliwość” wyjątkowo mocno zabrzmiały w polskich uszach pod koniec sierpnia, przed rocznicą napaści w 1939 r. Oczywiście nie dla wszystkich. Podczas gdy rządzący bardzo mocno i wprost mówią o wojennych zbrodniach i barbarzyńskim ataku na Polskę, opozycja wykorzystuje historyczne analogie wyłącznie do bieżącej polityki. Nie po to, by przypominać naszym sąsiadom, że ich moralne prawo do mówienia Polakom o wolności jest mocno ograniczone, lecz by wspólnie z Niemcami i politykami unijnymi atakować rząd Beaty Szydło.

Westerplatte Adamowicza
„Dzisiaj także każdy ma swoje Westerplatte, dzisiaj jest to ochrona konstytucji i wolności. To obrona rządów prawa, niezawisłości sądów, prawdy w życiu publicznym. Musimy te wartości chronić dla siebie i dla innych, to nasz obowiązek” – mówił podczas uroczystych obchodów prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Adamowicz rozkręcił również awanturę dotyczącą udziału w obchodach harcerzy. Jak twierdzi prezydent Gdańska, przedstawiciel ZHP miał odczytać apel poległych, do czego miało nie dopuścić MON. Media pomijają jednak fakt, że tego typu uroczystości mają swój stały, regulowany w przepisach i instrukcjach przebieg, decyzję zaś o tym, by w takich sytuacjach głos należał wyłącznie do żołnierzy, podpisał kilka lat temu minister z PO Tomasz Siemoniak. Uroczystość, wokół której nie powinno być żadnego konfliktu, wykorzystuje nie tylko opozycja, ale też otoczenie prezydenta Andrzeja Dudy, domagając się od MON‑u wyjaśnień w tej sprawie. Jeśli jednak ktokolwiek naraził harcerzy na przykrości, był to właśnie próbujący wykorzystać ich w swojej własnej wojence prezydent Gdańska. Czy za swoje Westerplatte uważa również własny proces sądowy w sprawie oświadczeń majątkowych?

 



#polityka #Paweł Adamowicz #Hanna Gronkiewicz-Waltz

Krzysztof Karnkowski