Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

500+ ma się dobrze

Pięćsetplusowy impuls rozwojowy jest solą w oku zjednoczonej opozycji. Stąd raz po raz słychać z tamtych okolic głosy, które próbują zdeprecjonować prorodzinny program Prawa i Sprawiedliwości. Ale to już się nie uda, bo nawet po stronie przeciwników rządu widać zdumienie efektywnością tego projektu.

Kilka dni temu na swoim blogu Antymatrix.polityka.pl Edwin Bendyk opublikował felieton pod znamiennym tytułem „A jednak nie przepijają. Alchemia 500+”. Pozwolę sobie na drobny cytat: „O tym, jak działa 500+ w wymiarze strukturalnym z perspektywy obiegu gospodarczego małych ośrodków, łatwo można się dowiedzieć, jadąc w Polskę. Kto robi to regularnie, dostrzeże, jak bardzo zmniejszyła się choćby liczba nachalnych ofert chwilówek, bo spadł na nie popyt. I to właśnie w tym strukturalnym efekcie kryje się w głównej mierze źródło politycznej siły PiS wyrażające się w wysokich wynikach sondaży. Powtarzanie bzdur o tym, że PiS przekupił elektorat przez rozdawnictwo, siłę tę tylko będzie wzmacniać, wzmacniając jednocześnie podział między Polską metropolitalną a pozametropolitalną”.


Edukacja i rozrywka


Punktem wyjścia dla refleksji Bendyka (krytycznej wobec PiS u, życzliwszej wobec 500+) są opublikowane niedawno wyniki badania Konfederacji Przedsiębiorstw Finansowych i Instytutu Rozwoju Gospodarczego SGH „Sytuacja na rynku consumer finance”, które obejmuje również analizę skutków programu 500+. Wynika z niego, że pięćsetplusowe pieniądze wydawane są przede wszystkim na bieżące wydatki: żywność, odzież. Ale część środków spożytkowana jest również na edukację, zajęcia dodatkowe oraz na rozrywkę. Co do ostatniego: to nowy, ciekawy trend, który warto poddać analizie, jeśli się utrzyma. Niewykluczone, że świadczy to o tym, iż część rodzin odetchnęła wreszcie finansowo i może sobie pozwolić na zapłacenie za czas wolny.


Rozumiem, że dla liberalnych czytelników „Polityki” rzecz może być niezwykła, ale to nie są przecież pierwsze badania, które potwierdzają taką strukturę pięćsetplusowych wydatków. Pod koniec sierpnia 2016 r. w tekście „500+ w akcji” analizowałem w „Codziennej” wnioski z ubiegłorocznego badania SGH, które były niemal bliźniaczo podobne. Wynikało z nich wówczas, że pieniądze, które otrzymują rodzice w ramach programu Rodzina 500+, wydawane są na zakupy żywności, ubrań, materiałów edukacyjnych oraz na opłaty związane z przedszkolem i szkołą. Ponieważ badania tak prestiżowego, jak to przeprowadzane przez SGH, nie można było zignorować, zdumienie liberalnej opozycji sięgnęło wówczas zenitu. Także część lewicy kręcąca nosem na 500+ była wtedy zmuszona na moment przycichnąć.


Program opozycji: Frustracja+


Odnotujmy, że jeszcze w lutym 2016 r. Edwin Bendyk w tekście „500+. Dobry pomysł, zła realizacja” pisał: „Rzekomo socjalne projekty PiS, źle przygotowane pod względem systemowym, mogą w efekcie skompromitować ideę aktywnej polityki społecznej, która w ostatnich wyborach zyskała społeczną aprobatę”. Nie wiem, czy autor zmienił zdanie o tym projekcie na nieco bardziej pozytywne, ale warto zwrócić uwagę na szersze zagadnienie. Część publicystów sprzyjających zjednoczonej opozycji stara się jednak coraz bardziej stonować pochwały dla 500+. Z jednej strony, ponieważ trudno zaprzeczać faktom, uznają dobrodziejstwa 500+, z drugiej jednak strony regularnie posługują się językiem deprecjonującym ten program. I ewidentnie grają na sukces opozycji. Banalna prawda zaś jest taka, że ewentualna zmiana władzy z PiS u na liberałów przyniosłaby „reformy” 500+ zmierzające do jego powolnego lub natychmiastowego wygaszenia. I choć mniej lub bardziej opiniotwórczy reprezentanci opozycji nie chcą tego powiedzieć wprost, uważają, że społeczeństwo powinno zapłacić taką cenę za odsunięcie PiS u od władzy.


Widać zresztą wyraźnie, że część opozycyjnej opinii publicznej reaguje złością i frustracją, gdy mowa o 500+: nie chcą się spełnić ich rojenia na ten temat, więc coraz częściej słychać głosy: „nie mówmy już o tym, dość potakiwania, że 500+ jest okej”. Wynika to z większego problemu liberalnej opozycji – coraz bardziej traci grunt pod nogami, więc szamocze się koncepcyjnie: licytować się z PiS em na politykę społeczną, iść raczej w pryncypialnie liberalną gospodarczo krytykę, czy po prostu bić w demokratyczny bębenek. Mówiąc pół żartem, pół serio, jedyny program społeczno-gospodarczy zjednoczonej opozycji to Frustracja+: bo wciąż rośnie, rośnie i rośnie. A przecież mówili, że rząd PiS u nie przetrwa roku czy dwóch. Po raz pierwszy w dziejach III RP polityka społeczna i prorodzinna wprost wygrywa z lumpenliberalnymi iluzjami i połajankami. I nawet jeśli jest niedoskonała – tym bardziej powinno to wszystkim dawać do myślenia.

Pieniądz rodzi pieniądz

Wróćmy jeszcze do samego programu Rodzina 500+. Mamy do czynienia z dość już czytelnym trendem: pięćsetplusowe rodziny racjonalnie wydają otrzymywane środki. Niskie bezrobocie i wzrost stawki godzinowej zwiększają optymizm konsumencki i impuls popytowy. Ale pozytywny pięćsetplusowy efekt domina ma jeszcze jeden aspekt, na który rzadko zwraca się uwagę. Opiszmy rzecz obrazowo. Anglicy mają powiedzenie: w czteroosobowej rodzinie bułka za pensa kosztuje cztery pensy. Przed 500+ skromnie żyjąca rodzina państwa Kowalskich z trojgiem dzieci miała problemy z utrzymaniem się od pierwszego do pierwszego. Powody były liczne: dwie skromne pensje, czyli niecałe 4 tys. zł miesięcznie na rękę – na pięć osób. Sztywne wydatki: czynsz, media, żywność, telefon, paliwo, może jakaś pożyczka. Do tego wydatki cykliczne związane z edukacją dzieci i wydatki okolicznościowe: wypadki losowe, naprawa auta, choroby dzieci, święta. Pieniędzy nie wystarcza, ale są dziadkowie. Oszczędzają na lekach, na własnym domostwie, dają pieniądze na wnuki.


Po 500+ pieniędzy przybywa. Nie tylko rodzicom dzieci, ale także ich dziadkom. Środki finansowe wcześniej transferowane z budżetu dziadków do budżetu Kowalskich zostają u szanownych emerytów: w całości lub w części (choć raczej to drugie, znając więzi w polskich domach). Kowalscy mają 500+, które poza bieżącymi wydatkami dzięki swojej stabilności pozwala planować budżet w dłuższej perspektywie, a to często wiąże się z zakupami o wyższym standardzie. A dziadek i babcia Kowalscy mają wreszcie więcej pieniędzy dla siebie, na swoje mieszkanko, swoją część domu, na leki, na remont, na lepszą żywność – albo mogą te pieniądze przekazać innym dzieciom czy wnukom. To nie jest bagatelna kwestia: ona wprost pokazuje, że zasięg 500+ jest szerszy, niż się wydaje. To powoduje, że nawet rodziny nieobjęte tym projektem również z niego korzystają. Gdyby w przyszłości ktokolwiek spróbował odebrać ten program, zirytuje nie tylko jego bezpośrednich beneficjentów, ale również ich okołorodzinne otoczenie.


500+ ma się dobrze. Opozycja ma się gorzej. Ten trend się pewnie jeszcze utrzyma, ale pewna rzecz nie daje mi spokoju: co z sukcesu 500+ zrozumiała znaczna część aktywu rządzącej obecnie partii? Czas i o tym zacząć rozmawiać.

 



#500 plus #500+

Krzysztof Wołodźko