Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Andrzej Zybertowicz: Grube ramy obrazu

Polityk, którego ramy obrazu są tak grube i solidne, że bodźce ze strony świata zewnętrznego się do środka nie przedostają, szkodzi swojemu społeczeństwu, a w demokracji przegrywa wybory.

Andrzej Zybertowicz
Andrzej Zybertowicz
Zbyszek Kaczmarek/Gazeta Polska

Proszę się nie niepokoić: będzie o polityce, i to tej naszej bieżącej, ale trzeba zacząć egzystencjalnie. Potem trochę naukowo. Polityka będzie dopiero po rozgrzewce intelektualnej. 

Akcent egzystencjalny

Życie ludzkie jest faktem przerażającym. Składa się z nieskończonej liczby wymiarów, spraw, zjawisk, procesów. Żaden ludzki umysł nie jest w stanie ogarnąć świata w całej jego złożoności. Życie przekracza wszelkie (poza Boskim) pojmowanie! Jak się tego oceanu naszej niewiedzy nie bać?!

Akcent naukowo-poznawczy

Dlatego nasze ludzkie postrzeganie jest selektywne. Nasze poznawcze radary (zmysły) są w stanie pobrać tylko drobną część dostępnych informacji o stanie świata. W dodatku, nawet wśród tych informacji, które do naszych organizmów docierają przez pośrednictwo zmysłów, umysły ludzkie dokonują kolejnej selekcji. W efekcie do świadomej części umysłów dociera kolejna odrobinka ociupinki wyselekcjonowanej wcześniej. W dodatku od początku dziejów, od początku człowieczeństwa życie społeczne przebiega w ochronnych kokonach stworzonych przez nas kultur. To ludzkie kultury są warstwą pośredniczącą między tym przerażającym w swej złożoności światem a ograniczonymi mocami poznawczymi jednostek ludzkich. Nawet tych jednostek, które posiadają nader pojemne i sprawne intelekty. To kultury ludzkie (w tym stanowiące ich centralną część przekonania religijne) mówią nam, co jest ważne, co nieważne, co jest dobre, co złe. W istocie kultury te mówią też, co jest, a czego nie ma. W pewien sposób definiują rzeczywistość. Kultury te dostarczają nam obrazy rzeczywistości już, by tak rzec, udomowionej przez społeczny aparat poznawczy. 

Infozgiełkowość

Z tym, że w ostatnich dekadach – od wynalazku Internetu co najmniej – ludzka sytuacja poznawcza skokowo się pogorszyła. Stanęliśmy w obliczu stałego przeciążenia informacyjnego. Zostaliśmy zanurzeni w oceanie infozgiełku. Po drodze ludzkie kultury spluralizowały się, zróżnicowały w sposób niebywały. Często przestały dostarczać nam spójne obrazy świata uporządkowanego, zagospodarowanego za pomocą stabilnych pojęć. Współczesne kultury – nawet te z silnym rdzeniem tradycji, jak w Polsce – same stały się infozgiełkowe. Można powiedzieć, że żyjemy w świecie stale nasilających się poznawczych opresji. By w tym oceanie informacji i wiedzy często pozornej („fake newsy”) nie utonąć, aby się przed dezorientacją poratować, my – ludzie stosujemy rozwiązanie ratunkowe. Rozwiązanie historycznie sprawdzone, ale zarazem wcale nie niezawodne i w dodatku – uwaga! – często pułapkowe.

Obrazy, ogródki, modele

Skoro nie możemy żyć w rzeczywistości (bo ta jest w swym całokształcie nie-do-ogarnięcia), skoro mamy kłopoty z zamieszkiwaniem światów kulturowych (bo już stały się nadmiernie dynamiczne i popękane), to w reakcji na te zagrożenia budujemy własne, prywatne enklawy. Tworzymy swoje, mniej lub bardziej oryginalne, obrazy świata. Obrazy te nie tylko z natury swej są uproszczone (to jest OK; o to właśnie chodzi, bo tylko dzięki uproszczeniom możemy jakoś świat ogarniać). Są także pod naszą kontrolą. My obrazom tym nadajemy pożądany, dogodny dla nas kształt. Praktycznym odpowiednikiem takich osobistych obrazów są ogródki. Dbam o ogródek. Mam nad nim kontrolę. Swoim wysiłkiem chronię go przez inwazją zewnętrznego świata i pilnuję, aby miał właściwości przeze mnie pożądane.

Grube ramy obrazu

Co się dzieje, gdy moje wyobrażenia świata, obraz, ogródek, w którym na co dzień żyję, istotnie rozjeżdżają się ze światem obok, czyli z wyobrażeniami, ogródkami innych osób? Jeśli jestem sobie spokojnym emerytem, a emerytura przychodzi na czas – to nie dzieje się nic szczególnego. No, chyba że rośliny z mojego ogródka zaczną agresywnie przedzierać się do ogródków sąsiadów.

Co dzieje się jednak, gdy nie żyję na uboczu, ale jestem np. biznesmenem, od którego decyzji zależy los jego firmy i pracowników? Albo gdy jestem politykiem współodpowiadającym za wspólnotę? Gdy mam ambicje komentatora polityki, który układ książek w swej bibliotece, będących kiedyś dobrym modelem rzeczywistości, nadal traktuje jako najprawdziwszą, najszczerszą rzeczywistość?

Polityk, którego wyobrażenia, obrazy, modele („ogródki”) nadmiernie rozmijają się z wyobrażeniami wyborców; polityk, którego ramy obrazu są tak grube i solidne, że bodźce ze strony świata zewnętrznego nie przedostają się do środka, szkodzi swojemu społeczeństwu, a w demokracji przegrywa wybory.

No i doszliśmy do polityki 

Większość polityków szeroko rozumianej polskiej prawicy – aktywnych i znanych w ciągu pierwszych kilkunastu lat naszej transformacji ustrojowej – ma swoje miejsce już tylko na kartach historii (i w większości przypadków tylko w tomiszczach grubych, opisujących różne szczegóły). Dziś żadnego wpływu na bieg spraw publicznych nie mają. Nie potrafili swoich obrazów świata budować w dostatecznej bliskości z realnymi procesami zmian.

Jarosław Kaczyński właśnie dlatego jest numerem jeden naszej polityki, postacią o największym wpływie i potencjale kreowania rozwiązań, że buduje obrazy, które nie mają nadmiernie grubych ram. Że w pielęgnowanym przez niego ogrodzie patriotycznym nie tylko dopuszcza się różnorodność i wewnętrzne (często twórcze, ale nie zawsze) napięcia. Że potrafi do pracy w tym ogrodzie zapraszać tak znaczące – i zarazem pochodzące z różnych ścieżek życia – postacie, jak prof. socjologii Piotr Gliński i były prezes prywatnego banku Mateusz Morawiecki. Że umiał postawić na Andrzeja Dudę i Beatę Szydło – polityków, którzy swój kaliber polityków wagi państwowej (w tym międzynarodowej) tworzą dopiero w ciągu ostatnich dwóch lat.

Zakleszczeni

Ale niektórzy zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości zakleszczyli się w swoich to obrazach, to ogródkach, to bibliotekach lub pakietach wycinków prasowych. Jak mantrę powtarzają formułki o strasznych, rzekomo wszechpotężnych Wojskowych Służbach Informacyjnych, które nadal jakoby rządzą Polską.

Tymczasem służbom tym kręgosłup złamali już w okresie pierwszego rządu PiS szef Komisji Likwidacyjnej WSI Sławomir Cenckiewicz i szef Komisji Weryfikacyjnej tych służb, a potem twórca Służby Kontrwywiadu Wojskowego Antoni Macierewicz. Wiem, o czym mówię, byłem bowiem przy kuchni tego procesu jako ekspert Komisji Weryfikacyjnej. A oto konkretny argument pokazujący dalece ograniczone możliwości pogrobowców WSI: Mimo ciągania po prokuraturach w okresie rządów PO-PSL i Cenckiewicza, i Macierewicza, nie potrafiono zrobić im – poza dokuczliwościami nękania – poważniejszej szkody. Proszę sobie to przemyśleć. I obraz przemalować. Aby przeciwników suwerennej Polski dostrzegać tam, gdzie faktycznie są, a nie szukać ich w Pałacu Prezydenckim.

 



Źródło: Gazeta Polska

#polityka polska #demokracja

Andrzej Zybertowicz