Adam Michnik od zawsze chciał odgrywać główną rolę w życiu publicznym. Widać to zarówno w zachowanych w IPN dokumentach bezpieki, jak i w linii politycznej przyjętej przez dziennik, któremu szefuje nieprzerwanie od 22 lat.
Gdy patrzymy na historię powstania „Gazety Wyborczej”, nie dziwą związki Michnika z ludźmi władzy, zakulisowe rozmowy, zaciekłe zwalczanie opozycji – i to nie tylko w III RP. Warto przypomnieć, że miało to miejsce już w PRL. W październiku 1981 r. inspektor W. Kaszkur z SB zanotował:
„Michnik w rozmowie przeprowadzonej w dniu 12 X br. z Konradem Bielińskim, Grażyną i Grzegorzem Labudą wystąpił z propozycją zrobienia filmu, który będzie odbiciem życia A. Macierewicza. Figurant podjął się napisania szkiców scenariusza do filmu w formie listu i razem z Kuroniem rozpracują go na sceny do filmu. Zdaniem figuranta w tym »trzeba Macierewicza ugotować«. […] Natomiast E. Smolar zasygnalizował odczuwalną niechęć osób związanych z emigracją na Zachodzie do osoby A. Michnika, którego do tej pory nie mogli atakować, ponieważ należał on do KOR-u. Według Smolara, bohaterem narodowym na emigracji może zostać Antoni Macierewicz”.
Gazeta na wybory
Luty 1989 r. Krzysztof Majchrowski, dyrektor Departamentu III MSW (kierował on w ramach Służby Bezpieczeństwa walką z opozycją), pisze ściśle tajną notatkę do Wojciecha Jaruzelskiego na temat Okrągłego Stołu. Według Majchrowskiego, głównymi architektami polityki podczas obrad są Bronisław Geremek i Adam Michnik.
Kwiecień 1989 r. Zapada decyzja o wydaniu gazety przed wyborami do Sejmu. Dziennik ma się nazywać „Gazeta Codzienna”, ale ostatecznie przyjmuje nazwę „Gazeta Wyborcza”. Lech Wałęsa na redaktora naczelnego wyznacza Michnika.
Maj 1989 r. Na mocy okrągłostołowych porozumień „Gazeta” dostaje niskooprocentowane, potężne kredyty i przydział papieru. Francuski lewicowy dziennik „Libération” przedrukowuje cały numer „GW” z 10 maja, przeznaczając dla „Gazety” część dochodu ze sprzedaży tego dnia – 200 tys. nakładu, cena ok. 3 franków francuskich.
Pierwsze numery „Gazety” wzbudzają ogromną radość. Mimo wciąż panującej cenzury jest ona symbolem wolności, głosem solidarnościowej opozycji. Młodzi ludzie za darmo zajmują się jej kolportażem, przekonani, że to jest jedyny dziennik niezwiązany ze znienawidzonym systemem. Szybko okazuje się, że to przekonanie jest zwykłą ułudą, a gazeta pozostała jego częścią.
„Chorzy z nienawiści”
To jedno z ulubionych określeń publicystów „GW” w stosunku do przeciwników politycznych. Gdy w Sejmie Kontraktowym posłowie opozycji domagali się pozbawienia esbeków przywilejów emerytalnych, Michnik, wówczas poseł, nazwał te postulaty „zoologicznym antykomunizmem”.
13 grudnia 1991 r. na łamach „GW” pisze wprost:
„Zwracam się do Posłów, by uznając w imię prawdy stan wojenny za nielegalny, uchwalili ustawę abolicyjną dla jego architektów, którzy byli zarazem architektami Okrągłego Stołu”. Dziesięć lat później Michnik nazwie Kiszczaka i Jaruzelskiego
„ludźmi honoru”.
Z okazji 10. rocznicy stanu wojennego Michnik bierze udział w wielogodzinnej audycji w Polskim Radiu razem z Jerzym Urbanem, w czasie której broni go przed zarzutami. Program TV „Reflex” Jacka Kurskiego i Piotra Semki pokazał, jak dzień wcześniej Michnik wsiadał do samochodu razem z Moniką Olejnik i właśnie z Urbanem. Mieli jechać na imieniny Aleksandra Kwaśniewskiego.
W 1992 r., po wprowadzeniu uchwały lustracyjnej, „GW” zamieszcza na okładce wiersz Wisławy Szymborskiej „Nienawiść”, a lustrację nazywa „aferą teczkową”. Wykonujący uchwałę Antoni Macierewicz, minister spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego, zostaje okrzyknięty przez środowisko Michnika „człowiekiem chorym z nienawiści”. Michnik, który dwa lata wcześniej jako jeden z nielicznych miał dostęp do archiwów bezpieki i mógł przejrzeć teczki czołowych opozycjonistów, zdecydowanie opowiada się przeciwko lustracji.
Po obaleniu rządu Olszewskiego Michnik pisze w „GW”, że państwo było w niebezpieczeństwie i dobrze, że prezydent zadziałał szybko. Lustracja zostaje pogrzebana aż na 6 lat – do powołania sędziego Bogusława Nizieńskiego na stanowisko Rzecznika Interesu Publicznego.
Im nie jest wszystko jedno
Przez całe lata szefowania „Gazecie” Adam Michnik był blisko władzy związanej z postkomunistami. Tak było w czasie, gdy sam był posłem, tak było za rządów, które tworzyła Unia Wolności, SLD, a teraz PO. Zbratanie się z SLD zaowocowało aferą Rywina, potężnym skandalem korupcyjnym. Po tym wydarzeniu „GW” straciła pozycję monopolisty, tym bardziej że na rynku pojawiły się nowe gazety. Prawdziwym trzęsieniem ziemi był też wywiad z Michałem Cichym, byłym dziennikarzem „GW”, który w 2009 r. ukazał się w „Dzienniku”. Czołowych dziennikarzy „Gazety” nazywał „cynglami”, nie oszczędził też swoich szefów. Powiedział, że Michnik stworzył wokół siebie „środowisko wiernych i wpatrzonych w niego wyznawców”.
Atmosferę i stosunki panujące w „GW” dobrze oddaje krążąca po Warszawie anegdota:
Kierownictwo „Gazety” zwróciło się do renomowanej zachodniej kancelarii prawnej o przeprowadzenie audytu firmy. Przesłała odpowiednie dokumenty, w tym całą historię „GW”. Odpowiedź kancelarii była krótka: Przepraszamy, ale sekt nie obsługujemy.
Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło:
Dorota Kania