Amerykański prezydent Barack Obama przyjął w sobotę w Białym Domu duchowego przywódcę Tybetu dalajlamę, mimo apelu Pekinu, by spotkanie odwołać, ponieważ podaje ono w wątpliwość terytorialną integralność Chin i ich suwerenność nad Tybetem.
Według jednego z tybetańskich źródeł, Obama i Dalajlama XIV rozmawiali w Gabinecie Map w Białym Domu, a nie w Gabinecie Owalnym, co jest zaszczytem zarezerwowanym wyłączne dla szefów państw.
Ogłoszenie planów spotkania, zamkniętego dla prasy, wywołało w piątek gniewną reakcję Pekinu. Chińskie MSZ zażądało "natychmiastowej zmiany decyzji w sprawie organizacji spotkania prezydenta Obamy i Dalajlamy". Rzecznik resortu zaznaczył, że Waszyngton musi pozostać wierny stanowisku, według którego Tybet jest częścią Chin, zażądał, by USA nie "ingerowały w wewnętrzne sprawy chińskie" i nie czyniły nic, co "może zaszkodzić stosunkom chińsko-amerykańskim".
Sobotnie spotkanie "ilustruje żywe wsparcie prezydenta dla zachowania wyjątkowej tożsamości religijnej, kulturowej i językowej Tybetu oraz dla ochrony praw człowieka Tybetańczyków" - napisał dzień wcześniej w komunikacie Biały Dom.
Informację o spotkaniu przekazano w piątek w ostatniej chwili, w przeddzień wyjazdu duchowego przywódcy Tybetańczyków, który spędził w Waszyngtonie 11 dni, gdzie uczestniczył w buddyjskich uroczystościach.
76-letni Dalajlama, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 1989 roku, od 1959 roku przebywa na wygnaniu w Indiach.
Chociaż nie walczy o niepodległość Tybetu, lecz tylko upomina się o prawa Tybetańczyków, Pekin uważa go za niebezpiecznego separatystę i wywiera naciski na przywódców państw, aby się z nim nie spotykali.
10 marca Dalajlama powiedział, że rezygnuje z politycznej roli w emigracyjnych władzach Tybetu, powierzając swe uprawnienia w tym zakresie wybieralnemu przedstawicielowi. Pod koniec kwietnia nowym premierem tybetańskiego rządu na uchodźstwie został 43-letni Lobsang Sangay, absolwent Uniwersytetu Harvarda, specjalizujący się w prawie międzynarodowym.
Podczas sobotniego spotkania z dalajlamą prezydent USA Barack Obama podkreślił konieczność obrony praw Tybetańczyków w Chinach - poinformował Biały Dom.
Obama upomniał się o przestrzeganie praw człowieka, jednak przypomniał również, że polityką Waszyngtonu jest traktowanie Tybetu, jako części Chin - głosi oświadczenie Białego Domu.
"Prezydent podkreślił, że pragnie skłonić obie strony do budowania dialogu, którego rezultaty byłyby korzystne zarówno dla Tybetu jak i Chin" - czytamy w oficjalnym komunikacie.
Obama przyjął w sobotę w Białym Domu duchowego przywódcę Tybetu dalajlamę, mimo piątkowych apeli Pekinu, by spotkanie odwołać, ponieważ poddaje ono w wątpliwość terytorialną integralność Chin i ich suwerenność nad Tybetem.
Chiński portal informacyjny mysinchew.com napisał, że władze Chin jeszcze w sobotę zwróciły się ponownie do Obamy, by odwołał spotkanie z dalajlamą i "nie ingerował w chińskie sprawy wewnętrzne" - jak ujął to rzecznik MSZ w Pekinie Hong Lei.
"Jesteśmy stanowczo przeciwni spotkaniom - w jakiekolwiek formule - dalajlamy z zagranicznymi przywódcami - stwierdził chiński MSZ i ostrzegł, że takie posunięcia amerykańskiej administracji - "mogą zaszkodzić chińsko-amerykańskim relacjom"
Dalajlama XIV, który - jak podkreśla Reuters - jest ogromie popularny w USA wyjedzie w sobotę z Waszyngtonu, gdzie spędził 11 dni prowadząc naukę medytacji dla tysięcy zebranych tam jego zwolenników.
Dalajlama XIV żyje na wygnaniu od 1959 roku. Jest laureatem Pokojowej Nagrody Nobla i zadeklarowanym pacyfistą. 10 marca dalajlama powiedział, że rezygnuje z politycznej roli w emigracyjnych władzach Tybetu, powierzając swe uprawnienia przywódcy politycznego wybieralnemu przedstawicielowi. Pod koniec kwietnia nowym premierem tybetańskiego rządu na uchodźstwie został 43-letni Lobsang Sangay, absolwent Uniwersytetu Harvarda, specjalizujący się w prawie międzynarodowym.
Źródło:
Marek Nowicki