Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Oszukani nie są winni

Klienci Amber Gold to nie ofiary nietrafionej inwestycji, tylko zwyczajnego przestępstwa.

Klienci Amber Gold to nie ofiary nietrafionej inwestycji, tylko zwyczajnego przestępstwa. Doszukiwanie się jakiejkolwiek winy również po ich stronie to kreowanie społecznego przyzwolenia na oszustwo i łamanie prawa.

Roman Giertych, adwokat przesłuchiwanego niedawno przez komisję ds. Amber Gold Michała Tuska, zabrał głos w sprawie największej afery finansowej III RP w Radiu Zet. Z dawnego praworządnego szeryfa, który jeszcze jako minister edukacji wprowadzał program „Zero tolerancji” dla przestępstw w szkołach, niewiele już zostało. Zgodnie z powiedzeniem, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, Giertych już jako adwokat odwrócił swoją optykę o 180 stopni. Słuchacze Zetki mogli więc usłyszeć, że „ktoś inwestujący 100 tys. zł powinien znaleźć chwilę, żeby w Google wbić firmę, w którą chce zainwestować”, a poza tym „sprawa tego, że Amber Gold to lipa, było już wiadomo po ostrzeżeniu KNF-u”. Były lider Ligi Polskich Rodzin odświeża więc śpiewkę starą jak świat, według której oczywiście gwałciciel uczynił źle, ale swoje zrobił też wyzywający ubiór zgwałconej. No bo w zasadzie dlaczego ona się tak ubrała? Nie wiedziała, jak taka krótka kiecka działa na facetów? W tym relatywizowaniu, które miało sprawiać wrażenie obiektywnego oglądu sytuacji, tak naprawdę zawsze chodziło o zakamuflowane wybielenie sprawcy. No zawinił, ale w gruncie rzeczy biedny facet przecież nie odpowiada za swoje naturalne popędy. Podobnie w tym wypadku – nie o próbę chłodnego spojrzenia na sprawę tu chodzi. Raczej o zdjęcie odium winy z tych, którzy swoją indolencją albo działaniem przyłożyli się do wybuchu afery o tak wielkiej skali. No bo skoro tyle osób uparło się, żeby iść do Marcina P. jak barany na rzeź, to co ci biedni ludzie odpowiedzialni wtedy za porządek w kraju mogli poradzić? Abstrahując od prawdziwych motywów mec. Giertycha – czy usprawiedliwia w mediach swoich klientów, czy rzeczywiście przeniósł się na pozycję darwinowskiego liberalizmu – trzeba zauważyć, że błądzi na wszystkich możliwych poziomach. Nie tylko nie rozumie mechanizmów ludzkich zachowań ekonomicznych, ale też wykoślawia istotę samej sprawy Amber Gold.

Nie każdy jest finansistą

Mecenas Giertych zakłada, że każdy inwestujący swoje pieniądze ma żyłkę do interesów i z góry potrafi wyczuć oszustwo. Każdy dysponuje też podobną wiedzą i źródłami informacji. Takie moralizatorskie tyrady o odpowiedzialności za własne pieniądze może i dobrze brzmią, tylko że opierają się na wizji świata, który nie istnieje. Nie każdy, kto nazbierał sobie przez lata pewną nadwyżkę pieniędzy, musi być finansistą z zamiłowania. Facetowi, który osiem godzin dziennie zajmuje się spawaniem i o spawaniu akurat wie wszystko, lokata na 10 proc. nie musi wcale wydawać się podejrzanie wysoka. Różnica między kilkuprocentową wtedy lokatą w banku a lokatą na 10 proc. w Amber Gold na pierwszy rzut oka nie jest przecież absurdalna. Tym bardziej że mówimy o firmie, która reklamowała się w największych polskich gazetach, a jej siedziba w centrum Gdańska przypominała pałac, co jeszcze tylko zwiększało zaufanie Polaków na co dzień niemających styczności z finansami. Roman Giertych jako adwokat powinien sobie zdawać z tego bardzo dobrze sprawę, bo na co dzień ma do czynienia ze zjawiskiem „asymetrii informacji”, choćby na sali sądowej. Przecież fach adwokata powstał właśnie dlatego, że zdecydowana większość ludzi nie dysponuje znajomością prawa, by móc samemu reprezentować swoje interesy w sądzie. Dlaczego więc zakłada, że wszyscy są biegli w tajnikach świata finansów i na kilometr wyczują oszustwo? Gdyby wszyscy mieli podobny zasób wiedzy we wszystkich życiowych obszarach, to adwokat Giertych i jego koledzy z palestry w ogóle by nie byli nikomu potrzebni, bo ludzie sami załatwialiby swoje sprawy w sądach i nie tylko. Zresztą ciekawe, czy podobne uwagi kieruje w stosunku do swojego klienta Michała Tuska.

Ostrzeżenie do szuflady

Mecenas Giertych, mówiąc „o kimś, kto inwestuje 100 tys. zł”, że dokonuje manipulacji – kreuje profil przeciętnego klienta Amber Gold, który jest inny od tego z rzeczywistości. W sprawie AG 18 tys. poszkodowanych straciło 851 mln zł – to daje więc 47 tys. zł na osobę. To średnia, więc wiele z tych osób zainwestowało mniejsze kwoty. Tak więc w zdecydowanej większości to nie byli żadni wielcy inwestorzy, raczej drobni ciułacze, często starsi, wychowani jeszcze w starym ustroju. Część z nich w ogóle nie miała możliwości wy­googlować sobie Amber Gold, jak im łaskawie radzi mec. Giertych – w końcu w Polsce wciąż jedna piąta gospodarstw domowych nie ma dostępu do internetu. Giertych powołuje się na ostrzeżenie KNF-u z 2009 r. To doprawdy bardzo zabawne, zważywszy na to, jak to ostrzeżenie wyglądało – Amber Gold pojawiło się na „liście ostrzeżeń publicznych” na stronie internetowej nadzoru. Podstronę tę odwiedza kilkadziesiąt tysięcy osób... rocznie. Pierwszy lepszy blog o gotowaniu ma więcej czytelników. 

Przestępstwo i błąd to nie to samo

Przemilczanie zjawiska asymetrii informacji można by jakoś zrozumieć, gdyby chodziło o nietrafioną inwestycję. Czyli np. Amber Gold ryzykownie inwestowałby na rynkach wschodzących, a ich indeksy poleciałyby w dół, co pociągnęłoby straty klientów. Wtedy jeszcze uprawnione byłoby twierdzenie, że klienci mogli się dowiedzieć, w co inwestują, jakie jest ryzyko itd. Ale w wypadku AG nie mówimy o nietrafionej inwestycji, tylko o doskonale zorganizowanym przestępstwie obudowanym wsparciem medialnym, głośnymi nazwiskami, siedzibami we wszystkich większych miastach czy nawet przewoźnikiem lotniczym – a więc działalnością w wysoko regulowanej i kontrolowanej przez Urząd Lotnictwa Cywilnego branży. Klienci Amber Gold nie stracili na tym, że kurs złota spadł, tylko dlatego, iż AG w ogóle tego złota nie miało zamiaru kupować. Z niecałego miliarda złotych depozytów Marcin P. i spółka kupili kruszcu za 10 mln zł. W takiej sytuacji wysuwanie pouczających uwag w stosunku do oszukanych przekracza granice bezczelności. Chyba po to płacimy podatki na instytucje publiczne, żeby w XXI w. nie musieć się trzy razy zastanawiać nad każdym ruchem – czy kupić tę pastę do kanapek, czy może jednak najpierw wygooglować producenta, żeby sprawdzić, czy nie używa do produkcji soli drogowej.

Zbyt długa seria niefortunnych zdarzeń

No i właśnie instytucje publiczne zawiodły w całej rozciągłości. I to po stronie administracji rządowej oraz władzy legislacyjnej powinniśmy szukać winnych – poza bezpośrednimi sprawcami rzecz jasna. To, jak realnie wyglądały ostrzeżenia KNF-u, opisałem wyżej. A co w zasadzie oznaczało takie ostrzeżenie? Tylko tyle, że AG działa bez licencji, nic więcej. Pytanie, dlaczego w ogóle dopuszczono do sytuacji, w której instytucja mająca niemal miliard złotych depozytów może działać poza bezpośrednim nadzorem bankowym, przez co KNF miała wobec niej de facto związane ręce? Dlaczego prokuratura ignorowała kolejne zgłoszenia KNF-u i umarzała sprawę? Dlaczego gdański sąd rejonowy dopiero w połowie 2012 r. wezwał AG do złożenia sprawozdania finansowego za 2010 r.? Dlaczego spółkę powiązaną z AG firmowały swoimi twarzami pomorskie elity władzy samorządowej? Naiwność klientów nie ma tu nic do rzeczy – przy takiej skali indolencji instytucji (to i tak optymistyczna wersja wydarzeń) niejeden obywatel z głową na karku mógł dać się złapać na haczyk. Roman Giertych jako adwokat zapewne to bardzo dobrze wie. A jako człowiek powinien wiedzieć, że wycieranie sobie ust ofiarami przestępstwa zwyczajnie nie przystoi.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Roman Giertych #KNF #Amber Gold

Piotr Wójcik