Nikt zdrowy na umyśle nie będzie twierdził, że trzeba zasypywać podziały między katem i ofiarą, okupantem i okupowanym, złodziejem i okradanym, zdrajcą wysługującym się wrogowi a patriotą walczącym o życie. W Polsce jednak wystarczy kata, złodzieja i zdrajcę nazwać członkiem jednej z pasożytniczych partii i zaraz zaczyna się litania apeli o pojednanie i zakończenie „wojny polsko-polskiej”. Mamy więc jednać się np. z agentami NKWD. To może też z agentami gestapo? Ta schizofreniczna sytuacja wynika z dwu faktów. Złodzieje i zdrajcy są silniejsi, więc w przewidywaniu ich zwycięstwa wszyscy, którzy osiągnęli już pozycję, starają się zapewnić sobie jakąś przyszłość. Społeczeństwo polskie czuje się źle w demokracji, a idealna dla niego jest epoka jedności moralno-politycznej narodu Edwarda Gierka.
Jedna opinia i dobrobyt na kredyt – oto ideał szarego Polaka. Różnica polega tylko na tym, że złodzieje chcieliby budować jedność wokół siebie, a patrioci – budować zgodę złodziei ze sobą. W praktyce jak miałoby to wyglądać? Będziemy wykonywać tylko co drugi rozkaz z Moskwy i Berlina? Złodzieje oddadzą połowę nakradzionego czy dopuszczą innych do możliwości okradania państwa? A kłamcy będą kłamali tylko w dni nieparzyste?
Podziałów, w których stawką jest Polska, nie wolno zasypywać. Zdrajcy i złodzieje muszą czuć, że są wykluczeni ze wspólnoty narodowej i obywatelskiej. Tylko że wyborcy chcą słuchać bredni o jedności i każda partia, która nie będzie ględziła o zasypywaniu podziałów, przegra wybory. Taki cyrk dla infantylnego i tchórzliwego społeczeństwa, któremu odebrano kodeks wartości i czuje się ono z tym dobrze. Ale praktyka to inna sprawa.
Źródło: Gazeta Polska
#Polska
#podziały
Jerzy Targalski