Naukowcy obu zespołów od kilku tygodni spierają się o wyniki swoich analiz dotyczących ostatnich sekund lotu Tu-154M. Z obliczeń Jorgensena, członka zespołu parlamentarnego, wynika, że rządowy tupolew, nawet po rzekomym zderzeniu z brzozą i w rezultacie utraty końcówki skrzydła nie mógł wykonać tzw. półbeczki i runąć na ziemię. Jak przekonuje naukowiec, nawet po takim uszkodzeniu samolot powinien spokojnie odlecieć, a nie roztrzaskać się na drobne kawałki.
Z kolei prof. Kowaleczko twierdzi, że Joergensen, ekspert zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, radykalnie pomylił się w swoich obliczeniach m.in. z uwagi na wykorzystanie błędnych danych wyjściowych. W związku z tym teza, której dowodził, nie może być prawdziwa.
Należy podkreślić, że Glenn Joergensen w swoim opracowaniu już na początku zaznaczył, że przyjęte w jego badaniach założenia dotyczące własności aerodynamicznych tupolewa, czyli właśnie dane wyjściowe, były oszacowane z dużym marginesem bezpieczeństwa. A jak się okazuje, dane z rosyjskiej literatury dotyczące tego modelu samolotu w pełni te założenia potwierdzają.
Na debatę ekspertów zespołu Laska i zespołu Macierewicza, zespół parlamentarny ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154 M z 10 kwietnia 2010 r. przeznaczył specjalnie swoje dzisiejsze posiedzenie. Wiadomo jednak, że do konfrontacji nie dojdzie, ponieważ choć początkowo zgodził się na udział w debacie, w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” prof. Kowaleczko zaznaczał wielokrotnie, że „nie zamierza wypowiadać się za pośrednictwem mediów i unika polityki”.