Widać było po minie sekretarza stanu Antony’ego Blinkena, że nie był zadowolony, kiedy na konferencji prasowej prezydent Joe Biden nazwał prezydenta Xi Jinpinga dyktatorem. Wcześniej odbyło się spotkanie przywódców USA i Chin na marginesie Forum Współpracy Gospodarczej Azji i Pacyfiku w San Francisco. „No cóż, rzeczywiście tak jest – powiedział Biden. – To dyktator w tym sensie, że rządzi krajem komunistycznym, którego forma rządów jest zupełnie inna niż nasza” - pisze w najnowszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie Marek Bober.
Obaj spotkali się twarzą w twarz po raz pierwszy od ubiegłego roku, kiedy na Bali rozmawiali w czasie szczytu państw G-20. W tym czasie chińskie balony szpiegowskie przeleciały nad Ameryką, a ówczesna spiker Izby Reprezentantów Nancy Pelosi udała się z głośną wizytą na Tajwan.
Przed dwustronnym, 4-godzinnym spotkaniem Biden był bardziej dyplomatyczny: „Nie zawsze się zgadzaliśmy, co dla nikogo nie jest zaskoczeniem – powiedział do Xi. – Ale nasze spotkania zawsze były szczere, proste i pożyteczne. Nigdy nie wątpiłem w to, co mi powiedziałeś szczerze od siebie. Cenię sobie naszą rozmowę, ponieważ uważam, że najważniejsze jest, abyśmy ty i ja dobrze się rozumieli, jak lider z liderem, bez nieporozumień i niezrozumień w komunikacji. Musimy zadbać o to, aby konkurencja nie przerodziła się w konflikt”.
Prezydent Chin kurtuazyjnie oznajmił, że stosunki USA−Chiny „nigdy nie układały się gładko”, ale „odwrócenie się od siebie plecami nie wchodzi w grę”. „Nierealistyczne jest, aby jedna strona przebudowywała drugą – powiedział Xi. – Nadal jestem zdania, że wielka konkurencja między krajami nie jest dominującym trendem obecnych czasów i nie może rozwiązać problemów stojących przed Chinami i Stanami Zjednoczonymi. Świat jako całość, planeta Ziemia, jest wystarczająco duży, aby oba kraje mogły odnieść sukces, a sukces jednego kraju jest szansą dla drugiego”.
Te oświadczenia były niczym w stosunku do problemów, które obaj przywódcy mieli w planach omówić: wznowienie rozmów wojskowych, kontrola zbrojeń nuklearnych, fentanyl, sztuczna inteligencja, handel i klimat. To także sytuacja wokół Tajwanu i na Morzu Południowochińskim, inwazja Rosji na Ukrainę oraz wojna Izraela z Hamasem.
Chiny obiecały, że zajmą się „konkretnymi firmami produkującymi prekursory fentanylu” i „podejmą wiele kroków, które radykalnie ograniczą dostawy”. W ten sposób przyznano się, że ten zabijający tysiące Amerykanów narkotyk produkowany jest właśnie w Chinach i przemycany przez handlarzy.
Ważniejsza była jednak zapowiedź wznowienia komunikacji dotyczącej spraw wojskowych, w tym między szefami obu resortów (Chiny obecnie takiego nie mają) i najwyższymi dowódcami. „Prezydent Biden podczas krótszych sesji jasno przedstawił nasze obawy dotyczące Ukrainy, mówił o kolejnych krokach na Bliskim Wschodzie, wyjaśnił, że pragniemy, aby Chiny zastanowiły się nad Iranem, aby uniknąć działań, które mogłyby być postrzegane jako prowokacyjne lub eskalacyjne” – stwierdził jeden z urzędników Białego Domu. Prezydent Xi miał powiedzieć, że słyszy z USA doniesienia, iż planuje w rejonie Tajwanu działania wojskowe w 2027 r. lub 2035, ale on nie ma takich zamiarów.
Biden powiedział dziennikarzom, że obaj przywódcy będą mieli w najbliższych miesiącach bezpośredni kontakt, a on osobiście ma naciskać na kwestie związane z prawami człowieka. Dodał, że „wzajemna szczerość, aby nie było nieporozumień”, jest „kluczowa” dla rozwoju dyplomacji.
„W nadchodzących miesiącach będziemy nadal utrzymywać i kontynuować dyplomację wysokiego szczebla z ChRL w obu kierunkach, aby kanały komunikacji były otwarte, w tym między prezydentem Xi a mną – oznajmił. – Zgodziliśmy się, że każdy musi osobiście odebrać telefon i zostanie natychmiast wysłuchany”.
Nadmienił, że poruszył kwestię przetrzymywanych przez Chiny obywateli USA oraz tych, którzy mają zakaz wjazdu do tego kraju, a także „szerszy kontekst” praw człowieka. „Podałem mu nazwiska osób, które według nas są przetrzymywane, i mam nadzieję, że uda nam się je również uwolnić – powiedział. – Ale nie ma w tej sprawie porozumienia”. Biden domagał się, aby Chiny nie ingerowały w styczniowe wybory na Tajwanie, gdyż tylko w ten sposób można utrzymać pokój i stabilność w Cieśninie Tajwańskiej. „Podtrzymujemy porozumienie co do istnienia polityki jednych Chin – powiedział. – Nie zamierzam tego zmieniać. To się nie zmieni i to mniej więcej w zakresie, w jakim o tym rozmawialiśmy”. Zapytany, czy ufa Xi, Biden odpowiedział: „Tak, ale sprawdzam”, gdyż „znam sposób jego działania”.
Na specjalny obiad z prezydentem Chin przybyli dyrektorzy dużych amerykańskich firm i liderzy izb handlowych, którzy zapłacili za wejście 40 tys. dol. Zgotowali komunistycznemu przywódcy owację na stojąco. A ten, w półgodzinnym przemówieniu, zachęcał do bliższego zaangażowania między USA i Chinami: „Pytanie nr 1 dla nas brzmi: czy jesteśmy przeciwnikami czy partnerami?”. Według „New York Timesa” Xi dodał: „Chiny są gotowe być partnerem i przyjacielem Stanów Zjednoczonych”.
Republikanie szybko skrytykowali rozmowy. „Chociaż nie jest to dla mnie zaskoczeniem, jestem jednak rozczarowany, że administracja Bidena przeprowadziła kolejne bezowocne spotkanie z Komunistyczną Partią Chin – powiedział przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów Michael McCaul (republikanin z Teksasu). – Odbywanie takich spotkań na wyższym szczeblu bez otrzymania czegokolwiek w zamian i bez pożądanych rezultatów stanowi okropny precedens i sprawia, że Stany Zjednoczone wyglądają na niewiarygodnie słabe”. „Administracja Bidena poszła na ustępstwa, aby doprowadzić do tego spotkania – tylko po to, by pójść na kolejne ustępstwa – łącznie z usunięciem organizacji z listy podmiotów, o których wiadomo, że dopuszczają się łamania praw człowieka” – dodał.
Z kolei Mike Gallagher, przewodniczący Komisji Specjalnej Izby Reprezentantów ds. Komunistycznej Partii Chin (republikanin z Wisconsin) ostro skrytykował kolację z Xi i same rozmowy prezydentów. „Zorganizowanie tego spotkania było w centrum uwagi polityki zagranicznej USA przez ostatni rok, ale jak dotąd widzieliśmy jedynie obietnice przyszłych rozmów i potencjalnego powrotu nowych pand do zoo w Waszyngtonie – stwierdził. – Zdjęliśmy nogę z gazu, jeśli chodzi o nakładanie sankcji na chińskich urzędników za rażące łamanie praw człowieka, przeciwstawienie się bezprecedensowym naciskom na Tajwan oraz przejrzystość w sprawie balonu szpiegowskiego lub pochodzenia COVID-19”.
Także najważniejszy z republikanów w Izbie Reprezentantów, spiker Mike Johnson skrytykował rozmowy. „Każdy, kto patrzy obiektywnie, musi się zgodzić, że prezydent Biden okazuje słabość na scenie światowej – powiedział. – Jestem ze szkoły Reagana. On zawsze powtarzał, że pokój utrzymujemy poprzez siłę. Miał całkowitą rację”. I wyjaśnił: „Jeśli okazujesz słabość, zapraszasz agresję. To niebezpieczny czas, aby zachęcać do agresji na nasz kraj. Widzimy, że Chiny, Iran, Rosja i wszyscy nasi przeciwnicy na całym świecie zachowują się bardzo prowokacyjnie”.
Dwustronne rozmowy nie przyniosły konkretów. Może, jak zwracają uwagę komentatorzy, poza zapowiedzią wznowienia rozmów na szczeblu wojskowym, co może łagodzić w przyszłości potencjalną eskalację wydarzeń wokół Tajwanu. Trudno także sądzić, aby Chiny po szczycie w San Francisco radykalnie zmieniły podejście do wojny na Ukrainie czy wobec Iranu.