Retoryka Ławrowa może wskazywać, że Rosja przygotowuje propagandowo jakąś prowokację w Donbasie. Rosja będzie przekonywała, że tak naprawdę nie chciała nic robić, ale wobec takich prowokacji ukraińskich nie może porzucić swoich braci w Donbasie i skazać ich na pastwę Ukraińców. Tak to będzie mniej więcej brzmiało. Ponadto ocena prezydenta Joe Bidena oraz jego administracji w oczach Kremla jest niska – mówi ekspert ds. międzynarodowych prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski w rozmowie z Niezależna.pl.
Jak już informowaliśmy szef rosyjskiej dyplomacji Sergiej Ławrow powiedział, że „wprowadzenie przez Stany Zjednoczone nowego pakietu sankcji wobec Rosji będzie równoznaczne z zerwaniem stosunków między dwoma krajami”, a także przekonywał, że Rosja nie chce wojny, ale nie pozwoli ignorować swoich interesów w sferze bezpieczeństwa.
- Wojny z Ukrainą nie będzie, ale możliwe, że ktoś chce sprowokować działania wojenne wokół Ukrainy – mówił w piątek Ławrow.
Tymczasem Rosja nieustannie zwiększa liczbę swoich żołnierzy przy granicy z Ukrainą. Portal Niezależna.pl zwrócił się do politologa prof. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego z pytaniem, jak słowa Ławrowa mają się do rzeczywistych działań Kremla.
- Rosja bez przerwy zwiększa ilość wojsk na granicach wokół Ukrainy, co oznacza, że jest w stanie prowadzić operacje na coraz większą skalę. Scenariusze są rozpatrywane różne: od lokalnych demonstracji zbrojnych z niewielkimi zaborami kolejnych terytoriów na bazie już opanowanych wokół Ługańska i Doniecka po wielkoskalową inwazję. Z każdym tygodniem tych wojsk przybywa, w związku z tym możliwości realne Rosji, a nie tylko opowiadania o tym co też zrobi lub nie zrobi, rosną
– mówi nam prof. Żurawski vel Grajewski.
Dodaje, że „podobnie zresztą na Białorusi te wojska się powiększają”.
- Towarzysząca temu retoryka Ławrowa może wskazywać, że Rosja przygotowuje propagandowo jakąś prowokację w Donbasie. Rosja będzie przekonywała, że tak naprawdę nie chciała nic robić, ale wobec takich prowokacji ukraińskich nie może porzucić swoich braci w Donbasie i skazać ich na pastwę Ukraińców. Tak to będzie mniej więcej brzmiało. Ponadto ocena prezydenta Joe Bidena oraz jego administracji w oczach Kremla jest niska. Uważają, że nawet jeśli czasami prezydent USA coś ostrzej powie, to i tak nic znaczącego nie zrobi i nie chce konfrontacji, co pokazał cały poprzedni rok. Biden nie chce mieć takiej sytuacji, w której swoim obywatelom musiałby powiedzieć, że doprowadził do zerwania stosunków z Rosją
– tłumaczy ekspert.
Nasz rozmówca podkreśla też, że tego typu wypowiedzi są elementem nacisku na Zachód.
- Moim zdaniem są to nadal elementy nacisku na Zachód. Jeśli nie na Stany Zjednoczone to przynajmniej na Niemcy i Francję, którym zawsze będzie można powiedzieć: „Patrzcie! Zrobiliśmy to Amerykanom. Zrobimy i wam, bo jesteście słabsi, także nie popierajcie amerykańskiej linii jeśli ta się okaże twarda”. W ten sposób Rosja gra na podział NATO i świata zachodniego. Z drugiej strony te wypowiedzi można traktować jako retoryczne przygotowanie akcji propagandowej pt. „odpowiadamy na straszliwą prowokację ukraińską i nie chcieliśmy, ale musimy zareagować”
- dodał.