Polscy siatkarze należą do faworytów igrzysk olimpijskich w Tokio. W Biało-czerwonych wierzy złoty medalista z Montrealu - Ryszard Bosek, który w rozmowie z "Niezależna.pl" przyznał, że drużyna prowadzona przez Vitala Heynena ma wszystko, co potrzebne, by stanąć w Japonii na podium.
Janusz Milewski: Ryszard Bosek był podporą drużyny prowadzonej przez legendarnego Huberta Wagnera. Biało-czerwoni sięgnęli na igrzyskach w Montrealu w 1976 roku po olimpijskie złoto. Co charakteryzowało najlepszą polską reprezentację siatkarzy w historii?
Ryszard Bosek: Pana nie było jeszcze na świecie, a ja już prawie zapomniałem (śmiech). Byliśmy po prostu najlepsi. Mieliśmy odpowiedzialność na naszych barkach i udźwignęliśmy to. Graliśmy bardzo nowoczesną siatkówkę, ale to nie był dla nas łatwy turniej. Większość meczów wygrywaliśmy 3:2, czasami też sprzyjało nam szczęście, jednak ono jak wiadomo sprzyja lepszym.
Przed finałem ze Związkiem Radzieckim nie było żadnych politycznych nacisków, że lepiej tego meczu nie wygrywać?
Nie, absolutnie. Powtarzam to wielokrotnie, że nikomu nawet do głowy nie przyszło, żeby wypaczyć tę rywalizację. Po prostu wyszliśmy na boisko i trzeba było grać.
W ostatnich latach polska drużyna siatkarska czterokrotnie odpadała z igrzysk na poziomie ćwierćfinałów. Mówi się nawet o klątwie, która ciąży na Biało-czerwonych...
Ja w żadne klątwy nie wierzę, tylko w dobre granie. Na dobrą grę składa się kilka elementów. Trzeba być przygotowanym mentalnie i fizycznie. Trzeba psychicznie być gotowym do wygrywania. Nasz zespół zawsze był przygotowany bardzo dobrze, ale brakowało tej siły mentalnej. Dziś siatkówka jest bardzo podobna do tenisa. Jeden błąd często decyduje o wyniku i czasami nie ma już możliwości by go naprawić. Na najwyższym poziomie potrzebna jest ogromna koncentracja i odporność psychiczna.
Polscy siatkarz występ na igrzyskach w Tokio zaczną od meczu z Iranem, w pierwszej fazie turnieju zmierzą się także z Włochami. Większość faworytów jest jednak w drugiej grupie i drużyna prowadzona przez Vitala Heynena na najtrudniejszą przeszkodę może trafić dopiero w ćwierćfinale. To chyba nie jest szczęśliwy układ?
To jest trudna sytuacja. Lepiej byłoby być w drugiej grupie i trafić na teoretycznie słabszą drużynę w ćwierćfinale, ale ja zakładam, że i tak wszystko rozegra się pomiędzy faworytami - czyli Polską, Brazylią, Francją, Rosją. Amerykanie chyba nie będą w formie, a niewiadomą są Włosi, którzy mogą być niebezpieczni.
Czy porażki naszych siatkarzy z Brazylią w Lidze Narodów Pana zaniepokoiły?
Nie, ja raczej patrzę na to optymistycznie. Mam nawet nadzieję, że Brazylia zrobiła ten sam błąd, który popełnił kiedyś trener Andrea Anastasi próbując jedną fazą treningów przygotować zespół do dwóch imprez. Nasz zespół w Rimini był wyraźnie jeszcze w ciężkim treningu i to było widać, a Brazylia grała całą Ligę Narodów jedną szóstką - chyba zależało im bardzo, żeby wygrać te pieniądze.
Czy Biało-czerwoni wrócą z Tokio z medalem?
Jeżeli nie teraz, to kiedy? Ja uważam, że mamy bardzo mocny, dobrze przygotowany zespół. Część doświadczonych zawodników po igrzyskach chce kończyć reprezentacyjną karierę, więc bardzo im na udanym występie zależy. Podobnie było na mistrzostwach świata, gdy Wlazły, Zagumny i Winiarski nadawali ton drużynie na swoim ostatnim dużym turnieju. Oczywiście w sporcie niczego nie można wykluczyć, trudno powiedzieć, że na pewno wygramy, ale zawodnicy są na pewno bardzo zmobilizowani.