Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Sprzeciw wobec cenzury Tuska. "Perfidia tego rozwiązania polega na tym, że władza ma czyste rączki"

To jest projekt ograniczający wolność słowa i debaty publicznej. Idzie dalej niż unijne regulacje DSA. To wysłuchanie publiczne to początek walki o to, by tej władzy nie udało się wprowadzić cenzury. Będziemy o to walczyć tu, w Sejmie, ale konieczne jest także zmobilizowanie obywateli – mówi „Codziennej” poseł Dariusz Stefaniuk. Projekt zakłada przekazanie arbitralnej władzy prezesowi UKE do blokowania treści w internecie.

Dziś w Sejmie odbędzie się publiczne wysłuchanie rządowego projektu ustawy, którego przyjęcie jest według rządu konieczne, ponieważ stanowi implementację unijnego prawa DSA (Digital Service Act). 

– Ten projekt wykracza poza ramy określone w unijnych regulacjach. Zakłada m.in., że prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej, a więc urzędnik, będzie miał prawo bez kontroli sądowej zablokować treści w internecie, a dopiero po ich zablokowaniu będzie można dochodzić swoich praw w sądzie, a więc walczyć o ich odblokowanie. Powinno być odwrotnie, czyli to decyzja o zablokowaniu powinna wymagać decyzji sądu. Projekt zakłada przyznanie prezesowi UKE budżetu i utrzymywanie tzw. zaufanych podmiotów sygnalizujących. Takie podmioty przewiduje rozporządzenie unijne 2022/2065, ale nie ma w nim mowy o osobnych budżetach na ich utrzymanie

– mówi „Codziennej” Dariusz Stefaniuk, wiceprzewodniczący sejmowej komisji cyfryzacji i jeden z inicjatorów wysłuchania publicznego rządowego projektu ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną.

Cenzorska machina

Rządowy projekt przewiduje, że przyznania statusu zaufanego podmiotu sygnalizującego „dokonuje koordynator ds. usług cyfrowych” – w naszym systemie prawnym to prezes UKE, a więc urzędnik. Ma on to czynić na podstawie wniosku, w którym podmiot musi podać „konkretne dziedziny, w których podmiot ubiega się o przyznanie statusu zaufanego podmiotu sygnalizującego i w zakresie których dysponuje wiedzą ekspercką oraz kompetencjami, oraz informacje potwierdzające spełnianie warunków, o których mowa w art. 22 ust. 2 rozporządzenia 2022/2065”. 

To rozporządzenie mówi m.in. w owym artykule: „Status zaufanego podmiotu sygnalizującego na podstawie niniejszego rozporządzenia jest przyznawany, na wniosek dowolnego podmiotu, przez koordynatora ds. usług cyfrowych państwa członkowskiego, w którym wnioskodawca ma siedzibę, wnioskodawcy, który wykaże, że spełnia wszystkie następujące warunki: a) dysponuje szczególną wiedzą ekspercką i kompetencjami do celów wykrywania, identyfikowania i zgłaszania nielegalnych treści; b) jest niezależny od dostawców platform internetowych; c) podejmuje działania mające na celu dokonywanie zgłoszeń w sposób dokładny i obiektywny oraz z zachowaniem należytej staranności”. To dość niejasne kryteria, a więc uprzywilejowaną pozycję może otrzymać „dowolny podmiot”, czyli np. stowarzyszenie czy fundacja.

Rozporządzenie stanowi także, że status zaufanego podmiotu w jednym kraju jest ważny na terenie całej Unii Europejskiej. Oznacza to, że o blokowanie treści w sieci w Polsce będzie mogła wnioskować np. niemiecka organizacja. 

Jak mówi „Codziennej” Stefaniuk, w momencie przyznania budżetu na utrzymanie takich podmiotów w Polsce obecna władza zbuduje bazę przychylnych sobie lewicowych organizacji, które będą walczyć pod hasłami rzekomej walki z dyskryminacją, obrony mniejszości itp. z poglądami prawicowymi i mediami te poglądy wyrażającymi. 

– Perfidia tego rozwiązania polega na tym, że władza zachowuje czyste rączki. To nie my cenzurujemy, to niezależni pozarządowi eksperci wykrywają oszustwa i manipulacje. A to, że ci rzekomo niezależni eksperci będą licencjonowanymi cenzorami władzy, to już wiedza, która nie dotrze do zwykłego obywatela

– ocenia poseł PiS Marcin Warchoł.

Dług Tuska wobec NGO

Premier Donald Tusk jest świadomy, że musi rzucić ochłap NGO. Warto przypomnieć, że organizacje o charakterze lewicowym straciły finansowanie po decyzji prezydenta USA Donalda Trumpa o likwidacji funduszy USAID, z których obficie czerpały. 

– Stąd m.in. różne próby ich dofinansowania i stworzenia dla takich organizacji mechanizmów realnej władzy – zauważa Dariusz Stefaniuk. 

To właśnie organizacje pozarządowe o lewicowym charakterze, reprezentujące środowiska LGBT, najbardziej naciskały na uchwalenie ustawy rozszerzającej definicję mowy nienawiści, co oznaczało wprowadzenie cenzury i ograniczenie debaty publicznej. Przeciwstawił się temu Trybunał Konstytucyjny. 

Kilka tygodni temu NGO wystąpiły do ministra sprawiedliwości o zmianę Kodeksu postępowania karnego tak, by mogły oskarżać w imieniu pokrzywdzonych (także bez ich wiedzy), pod pozorem obrony praw Ukraińców w Polsce. 

– To jest cyniczna próba przywłaszczenia sobie postępowania sądowego i uprawnień prokuratorskich do oskarżania. Wykorzystuje się tu Ukraińców celowo, by ukryć prawdziwe intencje, a te są proste: możliwość oskarżania wszystkich, których uzna się za niezgadzających się z daną ideologią – komentował te postulaty dla „Codziennej” Marcin Warchoł.

Czytaj więcej w dzisiejszym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"!
 

Źródło: Gazeta Polska Codziennie